czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 17

Powędrowałam do taśmy rzucić bagaże. Kilka chwilek i były już w samolocie. Ja ma jeszcze czasu troszeczkę. Dobrze, że Ali zrobiła kanapki jestem strasznie głodna. Zostało pięć minut. Trzeba się już zbierać. Moje kochane rodzeństwo już dawno odjechało.
- Tasha! - Usłyszałam głos z oddali. Co było potem?
Oglądając  się wpadłam na całującą parę. Boże jaki obciach! Grzecznie przeprosiłam, a oni się uśmiechnęli i poszli dalej.
- Co On tu robi?! - mówiłam pod nosem.
- Tasha!
Biegł w moją stronę. Jeszcze tego brakowało.
- Nie mogę tak tego zostawić!
- Czego?
- Ciebie...
- Sorka... zaraz odleci mi samolot.
- To zostaniesz dłużej.
- Nie przypadła mi do gustu ta propozycja.
- Polecę z Tobą.
- Czego Ty rak naprawdę chcesz?!
- Przyjaźni z Tobą.
- Ta przyjaźń posunęła się za daleko!
- Wiem, przepraszam.
- Do cholery jasnej! Ciągle ktoś kogoś przeprasza. Ma to sens?
- ...
- Tak, myślałam jeżeli to już wszystko...
- Nie wszystko...
- Na razie M...
- Pasażerowie lotu 1578 z Dortmundu do Gdańska proszeni są o zajęcie miejsc. Samolot odlatuje za pięć minut.
Zostawiłam go.  Zepsuł wszystko. Miało być tak pięknie. I znów wszystko się sypie! Co ja tam sama pocznę? Może jakiś wyjazd za granicę? Na pewno nie do Niemiec. Mam już dość tego obszaru, a szczególnie Dortmund.
Zajęłam miejsce w fotelu wyczekiwałam startu. Oczywiście wierszyk o bezpieczeństwie, zapinaniu pasów itp. Każde w innym języku. Pięć minut i samolot wzbił się w powietrze.
Po niecałych trzech godzinach byłam na miejscu. Miasto mimo takiej pory dudniło. Jeszcze około godziny drogi do Kwidzyna. Z portu lotniczego odebrał mnie tata. O nic nie pytał tylko od razu zawiózł mnie do domu. Podczas powrotu do domu przysnęłam na chwilek w końcu godzina 5 : 30, 22 maj. Za trzy dni jak ja to nazywam Finał Ligi Misiów! Wparowałam do swojego pokoju, wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i powitanie z łazienką. Niecałe pół godziny i zmorzył mnie sen w przytulnym łóżeczku we własnym pokoiku.

* Next Day *

Godzina ósma dwie a już ktoś do telefonu się dobija. Chryste ktoś cierpi na bezsenność?!
- Halo? - powiedziałam półprzytomna
- Hejeczka Maz!
- A więc to ty Marco cierpisz na bezsenność?
- Słucham...?
- Nic, nic. Co tam?
- A nic dzwonię sobie z nudów.
- O tej porze?! - zawyłam
- No niedługo trening.
- Poczekaj może wpadnę. Hahahaha.
- Oki czekam. Haha.
- ...
- Robisz coś?
- Leże w łóżku.
- Ciekawe. Skype?
- Eeee... no oki, już włączam
- Spoko - i rozłączył się.
Włączyłam router z wi-fi i włączyłam lapka. Booooosze... jaka ja nie wyspna. Usłyszałam sygnał połączenia i odebrałam.
-Sieeeeeeeeeemka.
- O proszę. Tasha się nie wyspała.
- Jak by Cię KTOŚ obudził po męczącej podróży też byś tak miał.
- Miałem... Mario zawsze tak robi.
- Czemu mnie to nie dziwi?!
- A właśnie bo zapomnę... nie obrazisz się jak zadzwonię?
- Jasne spoko. Ja pójdę po wodę.
Odłożyłam na chwilkę laptopa i zawitałam do kuchni. Mama już wstała słyszałam jak krząta się po łazience. Chwyciłam wodę i wróciłam do pozycji.
- Co ty się tak patrzysz, jak sroka w gnat?
- Wiesz... nie codziennie Cię tak widzę.
Upsss... moja piżama. Krótkie spodenki i luźny stanik sportowy.
- Sorunia... zapomniałam o tym.
- Hahaha... Z kim ja będę dzisiaj ćwiczył - miał smutną minę.
- Jak to z kim?... A Mario.
- Mówił, że dzisiaj nie przyjdzie.
- Powód?
- Ma złe samopoczucie.
- ...
- Co jest?
- Nic, nic.
- Ty coś na ten temat wiesz prawda?
- Nie.
- Nie umiesz kłamać Tasha! Mów.
- Oj, no nic.
- To mój kumpel...
- Nawrzeszczałam na niego.
- Dlaczego?
- A to już nasza sprawa.
- NASZA, powiadasz?! - zrobił minę w stylu " Coś się kroi "
- Kolejny... lepiej nie zaczynaj tego tematu, bo skończy się jak wczoraj. - Tą drugą część powiedziałam nieco ciszej.
- A jak się skończyło?
- Zabawnie. Hahahaha.
- No i taką Tashe lubię. Zabawną i uśmiechniętą.
- Ja też.
- Kiedy wracasz?
- Gdzie wracam?
- No do Dortmundu.
- Przecież ja mieszkam w Polsce, w Kwidzynie jełopie!
- Wiem... ale nie myślałaś aby się tu osiedlić?
- Yyyy... niee?!
- Dlaczego?
- Nie ciągnie mnie już tam. Z resztą musiałabym znaleźć mieszkanie, pracę itp.
- Zamieszkaj u mnie. - wyszczerzył się
- Hahahahahaha. Jebłam... żartujesz? Nie wytrzymałbyś ze mną.
- Kochanie co zjesz na śniad... - W tym momencie wparowała moja mama. A ja miałam akurat laptopa zwróconego w stronę drzwi.
- Mamoooooo!
- Przepraszam...
- Guten Morgen! - powiedział Marco
- No ten... dzień dobry, dzień dobry - Hahahaha moja mama jak zawsze po swojemu. Wyszła z pokoju.
- Kto to?
- Moja mama. Ona umie trochę niemiecki, ale bardziej angielski... więc wiesz.
- A spoooko. - posłał mi uśmiech. - Wracając masz jeszcze brata. Przecież w jego domu ja z Mario pomagaliśmy mu zrobić pokój dla Ciebie.
- No tak, ale... Zaraz, zaraz... Jak to dla mnie?! - spytałam zdziwiona blondyna.
- Opsssss... On tak ten pokój opisywał.
- Aha.
- Ten ja już lecę. Mam trening. Pa.
Znikł sprzed ekranu, a ja śmiałam się z jego zapeszenia.
- Cholera. Mam za długi jęzor. - Usłyszałam cichutko
- Marco! Skype!
- Przepraszam. Pa!
- Pa!
Coś mi tu śmierdzi. Czy oni chcą abym ja  z nimi zamieszkała w Niemczech? Nieeee... Oni muszą się zająć swoją rodziną. Jak się okazało zaproszenie na ślub. Ładne.
Zaproszenie za miesiąc. 15 czerwiec. Muszę sobie kogoś wykombinować. Najprawdopodobniej Julio z Ali nie będzie. Tym bardziej trzeba kogoś zgarnąć.
Wszyscy powyjeżdżali. Jedynie kto został to moi rodzice i Robert. Nie mam tu żadnego z przyjaciół. Niedawno pokłóciłam się z Agą i Karo. Jak zwykle błahostka, ale zawsze dzwoniły po kilku godzinach i się pogodziłyśmy, a teraz? Nic głucho cisza!



* 13 Czerwca - dwa dni do ślubu *

Wciąż nie mogę się pogodzić z przegraną zółto-czarnych w finale LM vs. Bayern. No cóż zrobić. Chłopaki chodzili podłamani przez kolejny tydzień. Skąd to wiem. Marco. Rozmawiam z nim prawie codziennie. Teraz już jest normalnie. Gotze otrzymał ofertę przejścia do największego rywala Borussi. Powód odrzucenia oferty nikomu nie jest znany. Nawet jego npś nie wiem. Szczerze wątpie w to! Któryś z nich kręci. Isco już oficjalnie zajmuje się tymi przypałami na treningach.
Zwlekłam się z łóżka i powędrowałam do kuchni. Na stole leżała kolorowa karteczka z napisem:
" Wraz z Tatą pojechaliśmy do dziadków. Z resztą mówiliśmy Ci. Pieniądze masz na swojej karcie. Wrócimy na ślub Honi. Buziaki Mama! ;* " świetnie czyli znów ich nie ma. Ale chałupa cała dla mnie! Dzisiaj spotykam się z Robim u mnie. Trzeba się ogarnąć. Weszłam do łazienki. Sama siebie nie mogę poznać. Zmieniłam się. Ciemniejsza karnacja od długiego opalania. Schudłam, włosy też inne. Ciekawe czy mnie teraz Isco by poznał?
Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam sobie domowe spa i poszłam do ciuchy do pokoju owinięta ręcznikiem. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i wskoczyłam w nie. Zeszłam na dół i włączyłam Igrzyska Śmierci.
Teraz, właśnie w tym momencie ona pocałuje go. Uwielbiam ten moment. Ktoś miał tak dobre wyczucie czasu, że się dobijał teraz do domu. Pewnie Robson.
- Otwarte! - Krzyknęłam na cały dom. Słyszałam kroki. Ale ta scena! Siedziałam jak wryta i patrzyłam w tv. Nastała ciemność.
- Robert!
- Ee ee - odpowiedź wskazywała nie
- Tata?
- Ee ee. - Wkurzyłam się i wyciągnęłam ręce w skutek poddaję się. W zamian na ręce zostały złożone mi kwiaty. Piękne!
- O ja nie wierzę! Marco!
- Ja! - przytulił mnie i obrócił.
- Co ty tu robisz?!
- Przyjechałem. Nudzę się!
- A mecze?
- Mam wolne.
- A no przecież. Zapomniałam.
- Jak kwiaty?
-Piękne, ale nie trzeba było.
- Oj tam. Miło patrzeć jak to przywołuje Twój uśmiech.
- Dziękuję. Herbaty?
- Jasne. Dzięki.
Oboje usiedliśmy przy stoliku popijając herbatę i opowiadając co tam u nas słychać. Odpowiedź jak każda inna nic nowego, ale zawsze nawet małe coś cieszy.
- Zmieniłaś się. - posłał mi uśmiech
- Aż tak bardzo.
- Ładnie.
- Dziękuję po raz drugi. - czuję rumieńce.
Na chwilę musiałam iść do kuchni wziąć coś do jedzenia. Marco jak zwykle nie usiedział w miejscu i musiał mi pomóc. Zrobiłam nam Polski obiad z kategorii dietetycznych. Nałożyłam na talerz i zasiedliśmy do posiłku.
- Widać jakieś weselicho się szykuje?
- Nom... aż trzy.
- Trzy?
- Ani i Roberta, mojej kuzynki Honoraty i Alberty z Isco.
- Faktycznie dużo. Będziesz szalała na weselach.
- Taaa... no właśnie. Chyba, że sama to wtedy tak.
- Z nikim nie idziesz?
- Planowałam z przyjacielem, ale wyjechał już. Kilka minut temu mi napisał, że już dziś nie wpadnie.
- To może ustąpisz mi zaszczytu i będę mógł Ci towarzyszyć.
- A chcesz?
- Czemu nie. - wyszczerzył się.
- A jak długo będziesz?
- Do poniedziałku.
- A gdzie nocujesz?
- Właśnie chciałem Cię zapytać czy polecisz mi jakiś hotel.
- A gdzie masz walizki?
- W korytarzy postawiłem.
- Choć ze mną. - pociągnęłam go za rękę do pokoju na górze.
- Proszę. Twój hotel. Dawny pokój Isco, ale mniejsza.
- Nie, no żartujesz?
- Nie. Koniec i kropka!
- Dobra. Okej okej. Sama tu mieszkasz?
- Nie. Z rodzicami, ale wyjechali.
- Mam dla ciebie taki mały drobiazg.
- Jaki?


*******************************************
Więc mamy już 17. Będzie, będzie zabawa. Będzie się działo i weselicha będzie mało!
Gorąco i jeszcze raz gorąco! Czy tylko u mnie jest +39'C? ;oooooo
OMG! Uwierzycie, że jeszcze tylko miesiąc wakacji!!!!!
Nie traćcie czasu! Ja korzystam każdego dnia.
Jutro wyjazd 22.00 -_-" przyjazd do Wrcł. 5.00 Masakra!
Na dodatek cierpię bo słońce i skóra XD
Czekam na wasze komentarze duże i małe!
Pozdrawiam czytelników :**********

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 16

              Już czułam smak jego ust. Malinowe, truskawkowe, może nawet i miętowe. Trudno było mi w tej sytuacji to określić. Tym bardziej o tym myśleć. Nie było mi to dane, ponieważ znów ktoś musiał to przerwać. To tylko moja wyobraźnia określała przymiotniki. Tym razem Moritz, który też czuł się zakłopotany całą sytuacją. Akurat do nas dochodził.
- Szlag. - Najwidoczniej Mario też nie przypadło do do gustu. Znów identyczna sytuacja co z Marco. Tylko teraz Marco zamienił się w Moritza! Jakie to... Ugh! Trudno określić. Irytujące? Tak to właściwe słowo. Ale też dobrze bo znów " pocałowałby " mnie. Hahahahaha. Sama nie wiem czy dobrze robię. Jedna strona podpowiada " Zrób To Chcesz Tego ", a za to druga " Nie popełniaj głupstw, bo gorzko pożałujesz" . I obie strony miały racje. Mam mętlik w głowie. Od dłuższego czasu nic takiego nie czułam. Zakochałam się? Nie... Traciłabym większość czasu. Ja tam, on tu. On praca, ja studia. On ma wolne, ja jestem zajęta i na odwrót! Musiałam totalnie się wyłączyć przez pewien czas.
- Tasha! Wszystko okej? - zapytał Moritz.
- Przepraszam ja tak nie mogę.
Opuściłam towarzyszy i wróciłam do rodziny. Oni leżeli sobie na kocyku jakby nigdy nic i się przytulali. Dosłownie rzygam tęczą. Jak oni tak mogą przy ludziach. Ja spaliłabym się ze wstydu. Sama przed chwilą zrobiłabym to samo.
Poprawiłam swój kocyk i rozwaliłam się na całości. Założyłam moje okularki i przymknęłam oczy, a twarz zakryłam kapeluszem. Jaka ja głupa jestem! potrzebowałam teraz bliskości mojej przyjaciółki. Ona wiedziałaby co zrobić, a w razie czego dać mi prosto w twarz. Niestety nie jest mi to dane. Jedna siedzi gdzieś na końcu świata w Rosji, a druga Kate tutaj, a ja wyjeżdżam. Już jutro o piątej nad ranem będę w domu! Tam odpocznę od tego wszystkiego. Włożyłam jeszcze słuchawki do uszu i puściłam muzykę na ful. Leciała akurat Ellie i jej piękna piosenka. Taka prawdziwa i dostosowana do sytuacji. Jeszcze raz zamknęłam oczy. W między czasie słuchawka z prawego ucha wypadła mi i usłyszałam jak mój brat z kimś gada. I to nie był damski głos. Zignorowałam to. Z powrotem włożyłam słuchawkę. O mały włos na zawał nie padłam. Jakieś siedemdziesiąt kilo usiadło na mój brzuch. Zdjęłam kapelutek i wyjęłam słuchawki uchylając oczy spod okularów.
- Moritz! Chryste, złaź ze mnie!
- Aż taki ciężki jestem?
- Nie, ale po pewnie dziwnie wygląda.
- Plaża prywatna nie ma tu paparazzi z fleszami.
- Spoooko. - dalej siedział na mnie. Ja założyłam kapelusz i okulary.
- Chciałem przeprosić za tamtą sytuacje.
- Jaką? - Udawałam, ze nie mam o niczym pojęcia.
- Ta z Mario.
- Aaaa! Nic się nie stało, to nawet i lepiej.
- Widać jakaś kolejna Para się w klubie szykuje? - Uniósł znacząco brew i kącik ust.
- Hahahahahah.
- Aż takie śmieszne?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Pocałowaliście się! - krzyknął Mo z nerwów.
- Zamknij się idioto!. - Teraz to ja go zepchnęłam i to ja na nim usiadłam.
- A co boisz się, że usłyszy?
- Tak?! I się nie pocałowaliśmy.
- Widzisz jednak coś do niego czujesz skoro ukrywasz.
- Nie, nie i nie!
- Tak!
- Nie.
- Pasujecie do siebie!
- Nie i koniec tematu!
- Daj jakiś dowód!
Dowód, dowód. Muszę coś wymyślić tylko co? Wiem zaczaruje. Chwyciłam jego twarz w ręce i powiedziałam.
- Ja nic do niego nie czuję. On do mnie też nie. Jesteśmy PRZYJACIÓŁMI. Nic więcej. Rozumiesz.
- Oj umiesz ty czarować. - Spojrzał mi głęboko w oczy przez chwilę panowała cisza. Nie wiedziałam gdzie posiać wzroku. On przejął inicjatywę. Lekko spiął mięśnie i przybliżył się do mnie. I po chwili dodał - I tak Ci nie wierzę. - I pocałował mnie. Pocałował mnie jakby nigdy nic!







Nie o takie czary mi chodziło! Boże to uczucie. Nie jest do opisania. Czułam wariacje w moim brzuchu. Niektórzy mówiliby, że to są motylki. Ale to nie to, na sto procent! Nie przerywałam mu. Podobało mi się to. Jego usta były idealne. Pocałunek jeszcze lepszy. Delikatny, a za razem z uczuciem. Chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie. Okleiliśmy się od siebie dopiero jak brakło nam tchu. Na szczęście nikt tego nie widział. Osiadłam bezwładnie na kocyk. Nie mogłam się otrząsnąć. Miałam okazję się pocałować z Mario nie z Moritzem. Cholera! Co ja wyrabiam pogubiłam się! Zapanowała głucha cisza.
- Przepraszam.
- Nie to ja przepraszam Cię Mo.
Najwidoczniej nikt nie miał ani ochoty ani chęci do prowadzenia tej rozmowy. Zobaczyłam, że wybija godzina siedemnasta. Zaraz będziemy się zbierać.
- Wiesz... ja muszę się zbierać. Isco z Ali się już zbierają.
- Jasne, pa. - przytuliliśmy się. Czułam potworny ból
Chłopak już kierował się do wyjścia zza skałek, które zajmowałam opalając się. Po chwili dodał.
- Żałujesz?
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Z jednej strony tak, a z drugiej nie. Po prostu spojrzałam mu w głęboko niebieskie oczy, podeszłam, oplotłam rękami jego szyje i teraz ja przejęłam inicjatywę. Po czym odeszłam wraz z rodzinką. Jeszcze rzuciłam krótkie cześć w kierunku Mario, który przesiadywał z Isco.
W drodze powrotnej nie miałam humoru. Za żadne skarby nie chciało mi się gadać. Zawsze ja paplałam na okrągło, a teraz nic. Nawet Narzeczeni się niepokoili. Odpowiedziałam im za każdym razem trzema słowami " źle się czuję ". W pewnym sensie tak było.
Bez kolacji, tylko zimny prysznic i poszłam się pakować. Pomogła mi Alberta siadając na walizkę. Na pewno mam więcej ciuchów niż przywiozłam. Ledwo co się dopięły. Stwierdziłam, że nie ma sensu brać prysznica o drugiej w nocy. Położyłam się i nastawiła budzik na drugą zero zero.
Właśnie ta godzina już wybiła. Znak, że trzeba wstawać! Zebrała się w łóżka i wzięłam wczoraj już wyjętą odzież i bieliznę i powędrowałam do łazienki. Dziś odwozi mnie ta dwójka. mam godzinkę. Samolot wylatuje trzecia piętnaście. Wygramoliłam walizki z domu i schowałam w bagażnik samochodu. Jasne było, że zapłacę za nadbagaż ;). Wyjechaliśmy i było tylko tak trochę jasno. Niecałe pół godziny i byliśmy na miejscu. Teraz najgorsza cześć życia. Rozstanie i pożegnanie.
- Siostra. Czekam z niecierpliwością aż znów nas odwiedzisz. Może i trochę na dłużej. - puscił mi oczko
- Wy coś kombinujecie i ja to wiem!
- Nic na razie nie kombinujemy. Tasha. Więc powodzenia. Czekamy. Musisz nas opuszczać?
- Lepiej będzie tak dla wszystkich. - powiedziałam pod nosem
- Jak dla wszystkich?
- Bo na pewno macie mnie już dość. - Ufff... trzeba było coś wymyślić.
- Nie no co ty!
- Więc czekam na wieści o ślubie i dzieciach!
- Oj niedługo, niedługo.
- CO?! - odpowiedzieliśmy razem z Julio.
- Mam na myśli ślub!
- Aha.
- Dobra nie trzymamy Cię tu dłużej. Pa.
- Pa. Będę tęsknić!
- My też. - I misiaczek.
Powędrowałam do taśmy rzucić bagaże. Kilka chwilek i były już w samolocie. Ja ma jeszcze czasu troszeczkę. Dobrze, że Ali zrobiła kanapki jestem strasznie głodna. Zostało pięć minut. Trzeba się już zbierać. Moje kochane rodzeństwo już dawno odjechało.
- Tasha! - Usłyszałam głos z oddali. Co było potem?
**********************************************
Heja.! Tak coś na szybko. Może i niektórych zdziwi zastana wcześniej sytuacja. Rozdział na szybko. Nagła zmiana akcji. Coś nowego! Osobiście nie podoba mi się rozdział więc czekam na WASZE OPINIE! Czy coś się niedługo wydarzy. Czy narodzą się kłopoty? A może jakieś niechciane owoce?
Następny rozdział minimum 3 komentarze. ( naprawdę xd )

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 15

                 Mój pokój skończony! Nie wierzę w to co widzę. Moje ulubione kolory biały i fiolet. Pokój był uroczy, duży i przytulny. Już go pokochałam. Ze łzami w oczach przyglądałam się drobiazgom. Były nawet zapalone świeczki. Piękny zapach roznosił się po pokoju. Duży regał z książkami. Mała szafeczka. Ściana, na której wisiały moje zdjęcia z przyjaciółmi, rodzicami, Isco i Ali i... no właśnie co takie zdjęcie tu robi? Zdjęcie moje i Mario kiedy się poznaliśmy. Każdy zadbany element. Tak się wzruszyłam jak nigdy. Wzięłam to zdjęcie to ręki i się uśmiechnęłam. Tak mimowolnie. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra i opiera swoją brodę o moje ramie. Przestraszyłam się jak nigdy.
- Mario! Boże! - krzyknęłam cichym głosikiem.
- Cicho... Marco śpi.
- Idź się też połóż. To wasza zasługa?
- Tylko nasza...
- Te meble, ściany, świece i...
- Zdjęcia? - uśmiechnął się
- Tak, no właśnie.
- Zdjęcia są moim pomysłem.
- Nie zapomniałeś o tym.
- O przyjaciołach się nie zapomina.
- Dziękuję. - Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i słyszałam bicie serca.
- To co pogadamy?
- Jasne. - usiedliśmy w kącie pokoju.
- Dlaczego uciekłaś bez słowa, a później mnie unikałaś?
- Sama nie wiem.
- Chodzi o to co się stało na stadionie? O pocałunek?
- Też. Zachowałam się jak idiotka. Twoja dziewczyna się o tym nie dowiedziała? Pewnie jest na Ciebie wściekła. Przez te gazety. Na pewno ich nie ominęła.
- Ja nie mam dziewczyny.
- A ta co była z Tobą po meczu z Herthą?
- Kat? To daleka kuzynka.
- Wyszłam na idiotkę.
- Nie. No co ty. To urocze.
- Bardzo...
- A co zazdrosna byłaś? - Spojrzał na mnie z szczerym uśmiechem.
- Hahahahaha... Nieee. Po prostu czułam jakby mnie ktoś zranił.
- Rozumiem. Pomyślałaś, że Cię okłamałem?
- Można tak to ująć.
- Przepraszam.
- Za co?
- Że sprowadziłem na Ciebie tyle kłopotów.
- W sensie gazet?
- Tak. - oboje wstaliśmy z podłogi
- Zdobyłam trochę sławy. I wiedz, że nie jestem zła. A unikałam Cię sama nie wiem dlaczego. Może się czegoś bałam. - Spojrzałam mu głęboko w oczy a on mi. Jestem niższa od niego ;).
- To dobrze.
Po głowie chodziła mi cały czas jedna piosenka podczas tej rozmowy. Mario nachylił się nade mną. Wiem co chciał zrobić. Sama się zbliżyłam.

* Marco *
             Tak prawdę mówiąc słyszałem całą ich rozmowę, mimo że gadali tak cichutko. Czasami zerkałem. Nigdy tak spokojnie gadającego i słuchającego Mario nie widziałem. On naprawdę ma coś wspólnego z ta dziewczyną. Mimo, że się wypiera się uczuć co do niej. Ja za dobrze go znam. Potem znowu przysnąłem na chwilkę.
             Przebudziły mnie szmery. I to w najmniej odpowiednim momencie. Mario nieznacznie nachylił się nad Tashą. Ona najwidoczniej nie bała się tego, że ja pocałuje. W ręku trzymała cały czas ich zdjęcie. Co jak co pasują do siebie. Niestety wszystko zepsułem. Byli niecałe pięć centymetrów od siebie. Dziewczyna zauważyła, że mam otwarte jedno oko.
- Upsss... przepraszam już mnie nie ma. - urwałem i wygramoliłem się powoli z pokoju.
- Marco! Ale my nic nie...!

* Mario *
            W trakcie rozmowy czułem się jakbym znał ją już kilka lat. Okazało się, że chodziło jej o moją kuzynkę i pocałunek. Nie miałem jej go za złe. Nawet podobało mi się to. Miałem niezmiernie dobry pomysł z tym zdjęciem. Jednym kontem spostrzegłem, że mój blondasek już nie śpi i podpatruje co się dzieje. Pod koniec poważnej rozmowy wstaliśmy i  nastała głucha cisza. Patrzyliśmy sobie nawzajem w oczy. Zakochałem się w jej oczach. Impulsywnie schyliłem się na jej wysokość. Niemałą jest troszeczkę niższa ode mnie. Już prawie czułem smak jej ust. W ostatniej chwili dziewczyna zrozumiała, że jesteśmy podpatrywani. Spiorunowałem przyjaciela wzrokiem, a on po chwili wyfrunął. Dziewczyna krzyknęła do niego.
- Dziwna sytuacja, co nie?
- Taaak. Ale i tak jutro wyjeżdżam.
- Co? Gdzie?
- Do domu, do Kwidzyna.
- Znowu mnie zostawisz?
- Możesz mnie odwiedzać. Ale macie teraz Ligę Mistrzów.
- I ją wygramy!
- Jasne. Zawołamy go?
- Marco!
- Co już mogę wejść?
- Mogłeś zostać głuptasie. - uśmiechnęłam się do blondyna.
- Dobra, dobra młoda... Idź spać już dawno po dobranocce.
- Ja niedawno wstałam. Zaraz i tak wstanie reszta.
- Dobra. My już spadamy.
Odprowadziłam ich do drzwi wyjściowych
- Dobra Tasha. Do zobaczenia. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.  
  Tym razem nie uciekniesz mi.
- Jasne. Pa Mario. - Przytuliłam go długim niedźwiadkiem.
- No kochana. Może się nie znamy zbyt długo.
- Wiesz, ja czuję Marco, jakbym znała Cię całe wieki.
- Ja też. Pa młoda. - cmoknęłam go w policzek. Tak jakby bo wtedy zawołał go Mario czekający przy aucie, a ten się odwrócił i cmoknęłam go w kącik ust.
- Sorka.
- Nic się nie stało.
Nie mogę cały czas uwierzyć, że mam gotowy pokój. Zawsze chociaż na ten jeden dzień. Muszę im wynagrodzić ta ciężką pracę. A tym bardziej podziękować Julio i Albercie.
         Wzięłam szybki prysznic. Jedna myśl ciągle krążyła gdzieś wokół. Pocałunek z Mario. Pocałunek, którego nie było. Niewiele brakowało. Kilka chwil temu o podobnej sytuacji rozmawialiśmy i go przepraszałam. Teraz on chciał zrobić to samo. Nie wiem dlaczego nie uciekałem przed tym. Jeszcze rok temu uciekłabym do Japonii i jeszcze dalej. Teraz to nawet zrobiłam krok w przód. Co się ze mną dzieje?! Jeden mężczyzna i wszystko zmienia kąt sto osiemdziesiąt stopni. Oboje nic nas nie łączy, przecież gadaliśmy. Jestem też wdzięczna Marco, że zatrzymał to. Kolejny błąd? W sumie czy można nazwać to błędem?
          Jak się okazało brałam prysznic półtorej godziny. Wsmarowałam balsam w ciało. Owinęła się białym ręcznikiem. Gdzie ja mam ciuchy. Pewnie w tej szafie co stoi u mnie w pokoju. Otworzyłam i oniemiałam. To wcale nie szafa. To garderoba z moimi ciuchami! W końcu mój świat. Teraz to pokój. Przebierałam w ciuchach i zauważyłam dużego miśka. Był słodki. Z wyszytym brzuszkiem
" Dla najlepszej przyjaciółki świata. Mario "

Uwielbiam takie pluszaki. Ostatecznie przebrałam się w to. Dzisiaj ostatni dzień w Dortmundzie. Trzeba go jakoś wykorzystać. Może gdzieś się dzisiaj wszyscy wybierzemy? Wyjazd gdzieś nie jest złym pomysłem. Może jezioro, plaża, woda! Nie będę ich jeszcze budzić. Będą mieli później pretensje, jak wtedy z wodą. XD. Zrobiłam jakieś kanapki na później. Jeszcze za wcześnie na jedzenie. Wróciłam do pokoju. Jeszcze raz. Jest cudny! Dochodziła ósma. Trzeba śpiochów obudzić! W ogóle ja nie widziałam jak wygląda ich teraźniejsza sypialnia. Na razie widziałam tylko kuchnię, salon, korytarze i swój pokój. Uchyliłam lekko drzwi i... no właśnie zabrakło słów. Ich pokój też cudny. Ciepłe kolorki nadawały atmosfery. Wgramoliłam się powoli w środeczek łóżka. Oni przebudzili się. Jak zrobić, żeby od razu wstali? wiem.
- Wstawać śpiochy!
- Siostrzyczko kochana. Nie krzycz!
- I blondyneczko nie skacz po łóżku!
- Ale już jest późno!
- A która jest?
- Dobija się ósma.
- Cholera. Tasha! Czemu wcześniej mnie nie obudziłaź?
- A miałam?
- Miałam Ani przymiarkę zrobić.
- To leć do łazienki. Śniadanie macie na stole.
- To ja jeszcze poleżę. - oczywiście Vidal'owi nic się nie chciało.
- Przypominam Ci braciszku, że dzisiaj masz trening z Borussią i masz tylko pół godzinki.
- Co? Jak? Kiedy?!
- Zapomniałeś?
- Troszeczkę.
- Leć do mojej łazienki.
- Oki.
Zostałam sama w ich sypialni, ale nie na długo.
- Taaaaaaaaaashaaaaaa!
- Och. Czego?
- Ty nie masz łazienki!
- Zaraz, zaraz... Ty w ogóle byłeś po remoncie chłopaków w tym pokoju?
- Jakoś, takoś nie.
- Otwórz szafę. Wejdź do garderoby. W środku jest łazienka.
I już po chwili nie było mego brata. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Tuz po chwili dołączyli oboje. Jedli w pośpiechu. A już w ogóle to Julio. Dwie minuty, już nie było kanapek i jego w domu.
Przeglądałam jakieś portale modowe i fejsa. Napisała do mnie Aga. Jednak dostały dalszą robotę w Rosji.
- Siemka kochana, co przeglądasz?
- Nowości o modzie.
- O coś dla mnie.
- Nie masz na to teraz czasu.
- Osz ty wredoto.
- Wiesz. Ja. - i zaśmiałyśmy się po chwili.
- Jedziesz ze mną do Ani.
- Z chęcią. Pożegnam się.
- Słucham?
- No wyjeżdżam. Do domu jutro. Nie mówiłam wam?
- Mówiłaś... ale nie, że to tak szybko nastąpi.
- Oki. Przepraszam. Jedźmy już.
Przyszła bratowa zabrała jakieś materiały, projekty, miarówkę, i notatnik. Przeszłyśmy tylko kawałek. Przywitała nas " kura domowa ", która właśnie coś pichciła. Przerwała swoją czynność. Raczej wiedziała, że Ali przyjdzie z przymiarką. Zapoznałam obie kobiety ze sobą. Zaczęły robotę. Alberta mierzyła każdy zakątek jej figury i co chwila notowała. Ja bym już miała dosyć. Siostrzyczka właśnie wyjmowała jakieś projekty z teczki, a karateczka pobiegła na piętro mieszkania.
- Ali. Za to, że szyjesz dla mnie suknie..
- Nic za to nie chcę. - Uśmiechnęła się po chwili.
- Proszę... zaproszenie na ślub i wesele.
- Dziękuję. Na pewno przyjdziemy z Julio.
- Teraz powiedz, który projekty Ci przypadł do gustu?
- Hmmm... wiesz w tym jest ładny krój dołu, a z kolei w tej góra, a na dodatek w tej trzeciej są ładne dekoracje.
- To połączymy je w jedno.
Ania przeglądała z uwagą każdą z opcji. Zawsze coś nie tak. Nie dziwie się w końcu to jeden taki dzień w życiu. Może wyglądać wtedy jak księżniczka. W końcu coś wybrały. Projekt też mi się podobał.
- Tasha. Jeżeli można wiedzieć... w co przyjdziesz ubrana?
- Nie wiem czy będę.
- Nie masz z kim?
- Nie, nie... w sumie też.
- To o co chodzi? Jest tyle chłopaków wolnych w zespole.
- Aniu wyobraź sobie, że ona jutro wyjeżdża. - dodała za mnie Ali.
- Zwariowałaś?!
- Niestety nie. Z resztą sama mam się bawić?
- Przygarniesz kogoś z drużyny!
- No właśnie Tasha. Mario.
- Maz czy ja o czymś nie wiem? - zapytała szatynka
- Nie. Dlaczego?
Jeszcze jakiś czas gadałyśmy. Oczywiście ploteczki, rozmowy i śmiechy.
          Jakoś po trzynastej wróciłyśmy do domu. Iscuś wrócił już do domu. Ale i tak po chwili gdzieś wystrzelił. Chciałam już wcielić mój plan z dzisiejszym wyjazdem wraz z narzeczonymi.
- Kochana, pojedziemy gdzieś, teraz z Julio?
- Nie wiem kiedy wróci.
- Mówił, że niedługo.
- Jasne, gdzie?
- Jezioro!
-Oki. To ja idę wybrać kostium, olejki, kremy. I strój Twego brata.
- To ja też wybiorę strój dla siebie i przygotuję koce, parasole, parawan...
Co ja mam ubrać za kostium. Co prawda wybrałam jakiś strój. Zupełnie mi nie pasował. Wybrałam jakiś dawny kolorowy.
          Niecałe pół godziny później wrócił Julio. Uradowany i ucha chany jak nie wiem. Coś ćpał czy coś? Nawet Alberta go nie poznawała. Ucałowała go tylko.
- Jedziemy gdzieś kochane?
- Nad jezioro braciszku, nad jezioro. Co taki radosny.
- Zaraz zobaczycie.
- Mamy już wszystko gotowe..
Wyszłyśmy z domu. Ja stałam jak wryta. Ali w tym momencie. Zaraz sama do mnie dołączyła. Już wiedziałam czemu Isco był taki uradowany. Oznajmił nam, że ten oto samochód należy właśnie do niego. Trzeba się nim przejechać, a dzisiaj jest świetna okazja. Był piękny. Brązowy i połyskujący.
W drodze słuchałyśmy jak pracuje silnik. Meeeegaaaa!
         Byliśmy już na plaży. Wszyscy przebraliśmy się w stroje. Opalałam się, a zakochańcy taplali się w wodzie. Słodko na nich patrzeć. Takie dzieciaczki i końskie zaloty. Czy miłość aż tak potrafi zmienić? Plaża prywatna i strzeżona. Widziałam, że już wracają. rzuciłam im, że idę się przejść. Spacerowałam tal jakiś czas po brzegu plaży.
          Nagle ktoś mnie złapał i podniósł do góry. Nie wiedziałam kto to mógł być. Morderca, gwałciciel, oszust. Lub po prostu jak ja to mówię napadywacz. Przecież mogłam zginąć. Szczególnie jak już daleko się oddaliłam od miejsca leżakowania. Moje wątpliwości rozwiał wiatr gdy zobaczyłam Maritza. Chryste jak się wystraszyłam.
- Mo siemka. Poznałeś mnie?
- Jasne, że tak. A szczególnie po jego reakcji. - skazał na kolegę.
- O hej Gotze! Co tu robicie?
- Odpoczywamy.
- Tak jak ja. Ostatnie dni.
- Idę do baru tutaj zaraz wracam. Grzecznie mi tu!
- Oczywiście Mo!
- Pięknie wyglądasz.
- Bo jestem kobietą w kostiumie? - Uniósł znacząco brew.
- Być może.
- Zboczeniec!
- Może siądziemy?... - dodał po chwili
- Jasne.
- Głupio mi po wczorajszej sytuacji nadal. - odrzekł towarzysz.
- Oj tam...
- Może to dokończymy?
- Ale co bo ja nie pamiętam. - uwielbiam się droczyć.
- Przypomnieć Ci?
- Jakbyś mógł...
***************************************
No i mamy. Trochę dłuższy za niedodane wcześniej. Trochę pomieszam. Nie może być cały czas cudnie ; D <3 Szybko znudziło by się. Chciałabym wam pokazać kawałek nexta, ale za dużo zdradziło by! :-)
MAM PROŚBĘ...
polecajcie, dodawajcie komi, wiem, że jest was troszeczkę więcej niż dwóch czytelników!
Chyba aż tak dużo nie wymagam... XD
Następny dodam za kilka komentarzy.
Może zostawisz po sobie ślad?
Dawajcie opinie prosto z mostu np. jak pisze lub co wam się podoba, a co nie?
TERAZ JEST CORAZ MNIEJ WAKACJI! SAMA MAM MAŁO CZASU ZAKŁADAM NIEDŁUGO NOWEGO BLOGA O ZDROWYM ODŻYWIANIU I TRENINGACH!!!!! POTRZEBUJĘ WASZEGO WSPARCIA!

Zawsze oddana Parker.! ;********** <3
Możecie dodawać linki do swoich blogów! Chętnie zajrzę. Wiele już czytam! Dodam komentarz na pewno <333333 ;?) :***************





wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 14

           Szanowny Isco wrócił po jakimś czasie zawitał do nas. Kupiliśmy kilka małych roślinek i wybraliśmy meble. Kilka możemy wziąć dzisiaj. Reszta następnego dnia, chyba. No cóż. Wszystko załatwione farby, kafelki, podłogi, tapety itp. Jest piętnasta. Jeszcze mogę spotkać się z Kate. Jejku, jak się za nią stęskniłam. Nie pamiętam na jakiej ulicy się znajduje ta siłownia. Od czego mam telefon. Teraz go nie znajdę. Bingo! Facebook. Tam zapisała mi adres. Lindemannstraße 78 .
- Dziewczyny?
-  W kuchni !
- Chłopaki nam przyjdą pomóc.
- Jacy chłopacy?
- No właśnie jacy?
- No Hummi z chłopakami.
- O cholera.
- Co mówisz Tasha? - No tak ona nie zna Polskiego za bardzo.
- To dobrze.
- Dobra. Wy róbcie co chcecie, a ja pojadę odebrać meble do sypialni i kuchni.
- Jasne. Pa.
    Świetnie, jeszcze ich tu brakowało. Trzeba się już zmywać. Przebrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Zajęło mi to jakoś pół godziny. I jednocześnie za długo. Niektórzy już przyszli. Mats wraz z Kevinem i Romanem. Tylko tylu ich? Przedstawiłam się i obiecałem, że kiedyś pogadamy. Ubierałam letnie sandałki na koturnie. Następnie pukał do drzwi Marco. Otworzyłam mu drzwi i przywitałam przytulańcem z pocałunkiem w policzek. Ale on bardziej to drugie. Zza otwartych drzwi widziałam śpieszącego się Mario. Szybko dopięłam buta i już chciałam wychodzić.
- Cześć Tasha.
- Przepraszam, ale śpieszę się. - Złapał mnie za nadgarstek i spojrzał w oczy.
- Pogadamy?
- Kiedy indziej, nie mam na razie czasu.
                 Powędrowałam do najbliższego przystanku. Muszę czekać piętnaście minut na najbliższy autobus. Usiadłam na ławeczce i spokojnie poczekałam. Po piętnastu minutach siedziałam już w transporcie miejskim. Tu nie są aż tak zapełnione jak w Polsce. Najgorzej było jak byłam młoda i musiałam dojeżdżać do szkoły.
    Trafiłam na mapę miasta. Pozostaje mi iść jeszcze kawałek prosto i w lewo. Niecałe piętnaście minut piechotką do stadionu. Siłownia była piękna z zewnątrz.
Teraz najlepsza chwila. Spotkanie z moją przyjaciółką. Po co gadać lepiej robić. Nie tracić czasu. W recepcji była tylko jedna kobieta.
- Przepraszam...
- Dzień Dobry. W czym mogę pomóc?
- Zastałam Rozalindę?
- Tak, zaraz ją poproszę.
Jak zawsze. Pewnie była zapracowana. Szkoda jej przeszkadzać. Chociaż ona sama nalegała abym jak najszybciej przyszła. Wraz z pracownicą prowadziła rozmowę idąc w moim kierunku. Czyżby o mnie zapomniała.
- Hej Rozi! - Uściskałam przyjaciółkę.
- OMG! Tasha! Jak ty się zmieniłaś.
- Ja? Chyba bardziej ty!
- Nie poznałam Cię!
- Jak już dawno cię nie widziałam. Opowiadaj co tam u Ciebie?
- U mnie? Nic ciekawego. Wszystko Ci opowiadałam przez skype i telefon. A to o Tobie cały Dortmund huczy!
- Szkoda gadać. Naprawdę.
Oprowadziła mnie po całej siłowni. Mała ona nie jest jak się wydaje. Nowoczesny sprzęt. Poznałam wiele nowych ludzi. Będzie samą przyjemnością popracować u nich. Niestety tylko trzy dni. Później wracam do domu..

" Mario "
             Wraz z Matsem pomagamy  remoncie naszemu przyszłemu trenerowi. Trzeba się jakoś przypodobać. A może dostaniemy jakieś fory? Dobrze wiedziałam, że będzie tam Tasha. Tym bardziej to mnie zmobilizowało. Przez jakiś czas w ogóle nie było ani się skontaktować ani spotkać. Nie miałem z nią żadnego kontaktu. Ani numeru telefonu, adresu nic... Aż do wczoraj. Pozdrowiła mnie. Nie zmarnowałem tego. Hummels dał mi jej numer telefonu. Wiem, że dzisiaj jest czas aby pogadać. Co się z nią działo przez ostatni czas. Oczywiście zauważałem gazety z Nią albo mną na okładkach i nieprawdziwe nagłówki.
              Wybijała prawie jedenasta. Ubrałem się i poprawiłem fryz. Jak obiecałem Przyjacielowi wpadnę pograć w fife. Wtargnąłem do samochodu i po niecałych piętnastu minutach znalazłem się u przyjaciela. Przywitał mnie. Rozsiadłem się u blondyna w salonie. Ten zaraz po chwili wrócił z piwem. Podziękowałem jakoś nie miałem ochoty na procenty tego dnia. Muszę stwierdzić, że blondyn od początku mojego przyjścia dziwnie się mi przypatrywał.
- Mario! Pobudka. Słuchasz mnie w ogóle?!
- Tak, tak. Ty Fc Barcelona, a ja Real Madryt.
- Wcale nic na ten temat nie mówiłem.
- Yhym...
- Co to za dziewczyna?
- He? - nie ogarnąłem przyjaciela.
- Chodzisz z głową w chmurach.
- A dziewczyna! Nie. Nic, nic.
- Tasha, powiadasz?
- Skąd posiadasz takie informacje?
- Gadałem z nią o Tobie. - mimowolnie się uśmiechnąłem
- Serio? Co mówiła?
- Spokojnie. Tak tylko pytałem ją czy Ciebie poznała.
- Aha.
- Więc to o Nią chodzi.
- Nie. Tak myślałem o przyszłości. I się zawiesiłem.
- O przyszłości z Vidal.
- Co Ty. Nie zakochałem się w niej. To tylko koleżanka.
- Koleżanka z dzisiejszego biegania.
- Skąd Ty...
- Poznałem po Tobie.
- Na prawdę to tylko przyjaciółka.
- O teraz jest przyjaciółką. Przed chwilą była koleżanką.
- A idźcie stąd Reusie! - Grzmotnąłem go poduszką. Może to Mu da do myślenia. Zaczęliśmy grać meczyk. Ostatecznie przegrałem. Zawsze i z każdym wygrywałem. Ale ja zawsze odpowiadam, że dam fory. Przyjaciel cieszył się jak głupi. Pierwszy raz od bardzo dawna wygrał.
          Zegar wskazywał piętnastą. Trzeba się zbierać. Musimy pomóc kumplowi. Poczekałem jeszcze chwilę na Marco i założyłem buty. Korki, korki i jeszcze raz korki. Nie zdziwię się jak nie będziemy na czas. Na drodze zgasł jakiemuś kolesiowi samochód.        
          Na miejscu byliśmy gdzieś tak za w pół do czwartej. Osobiście nie znałem gospodarza domu, ale teraz wiem, że to fajny kumpel. Na początku patrzył na mnie krzywo. Nawet wiem dlaczego. Pewni chodziło mu o jego młodszą siostrzyczkę, a o moją przyjaciółkę. Na pewno nie ominęły go plotkarskie nagłówki z gazet. Później się jakoś rozluźniła atmosfera. Julio tak mu na imię poprzydzielał nam pokoje. Mats z Nurim dostali kuchnie. Roman z Łukaszem łazienkę, a Lewy łazienkę mniejszą. Salonem i kuchnią mieli się zająć Kuba z Mo. Ja i Marco dostaliśmy sypialnie. Jak się okazało jest to sypialnia Tashy. Trzeba się postarać bo nas pozabija. Farby wtargaliśmy na górę. W pewnym momencie wparowała narzeczona gospodarza.
- Chłopaki! Stop! Nie wybraliśmy mebli!
- To może my z Marco pojedziemy wybrać jej jakieś.
- Jak wybierzecie źle to ona was zabije wiecie o tym?
- Wiemy, wiemy... Damy radę najwyżej go zmienimy.
- Jak zdążycie. Kasę wam oddam jak wrócicie. teraz spadam Pa!
- Dawaj musimy się śpieszyć. Ikea jeszcze otwarta?
- Raczej tak.
- Jedziemy. Dobrze, że wziąłeś ten szybki samochód.
Normalnym tempem droga zajmowała nam pół godziny. teraz zajęła tylko piętnaście minut. Wparowaliśmy do ogromnego sklepu. Wraz z Reusem wybieraliśmy meble i drobiazgi. Myślę, że powinno się jej spodobać. Zapłaciliśmy i dowiozą meble za godzinę do domu.
             Zabraliśmy się za malowanie. Pokój malowaliśmy na odcienie białego i fioletu. Jak sie dowiedziałem, że to jej ulubiony kolorek. Wraz z blondynem zapierniczaliśmy niesamowicie. Musimy jeszcze dzisiaj pomalować, zamontować światła na nakładce sufitowej, Poskładać meble i posprzątać.
             Wybijała godzina pierwsza po północy. Jak się za coś wsiąść to trzeba i skończyć. Na szczęście były już wcześniej wycięte dziurki i ścianach na półki. Najgorzej było z farbą i jej schnięciem. Sprzątanie właśnie skończyliśmy czas składać meble. Dzisiaj zrobiliśmy salon, kuchnie, sypialnie razy dwa. Sypialnia Julio i Alberty, druga Tashy. W przerwie patrzyliśmy jak się posuwają prace na dole. Jak oni tak szybko skończyli?
Nam jeszcze trochę zostało. Salon aż mowę odejmował. Maja gust. Brąz, biel i szarość. Kolory całkiem pasujące do siebie. Okna wpuszczały dużo światła i ciepła to tego pomieszczenia. Ogromny widoczek na ogród i to nie mały. W sumie każdy z Borussi posiada ogromny dom. Na początku jest tak, że dostajemy a z czasem sprzedajemy aby zakupić nowy i lepszy.
              W tym czasie gospodyni zaprosiła nas na posiłek. Kuchnia z jadalnią też oczywiście skończona. Jak dla mnie trochę bez wyrazu. Posiłek był pyszny. Jeszcze lepszy był efekt końcowy remontowanego pokoju blondynki. Co najlepsze w tym pokoju? Nawet Tasha się nie domyśli. Poukładaliśmy jej rzeczy na półkę. Nic nie przeglądaliśmy. Jej prywatność. Chociaż tak kusił mnie pamiętnik. W ostatniej chwili wyrwał mi go Marco i schował do biurka. Oboje zmęczeni  klapnęliśmy na wyrko. Patrząc na nasze piękne arcydzieło. Alberta juz wcześniej nas  poinformowała, że Tasha będzie nocować u koleżanki. Więc luźik.

* Tasha *
             Dzień pełen wrażeń. Jak nigdy, dziś nagadałam się z Rozi. Od czasu do czasu tak na nią mówię. Obie przebudziłyśmy się o czwartej nad ranem. Juz wiedziałam, że nie zasnę. Ubrałam się w wczorajsze ciuchy i zeszłam coś zjeść z przyjaciółką. Zawitał do nas nawet jej chłopak. No właśnie. Obie w prawie takim samym wieku. Ona zajęta, ja wolna. Ona ma swoje własne mieszkanie, a ja nie. Polubiłam nawet Manuela. Zupełnie nie w moim typie. Zawsze lubiłyśmy, że tak to ujmę co innego. Jest miły, uprzejmy po prostu dżentelmen z południa. Jeszcze chwile pobyłyśmy u niej i wyszłyśmy z domu.
          Od domu przyjaciółki do mojego jest kawałek drogi. Przeszłyśmy ją pieszo. W domu byłam tak o piątej. Było bardzo jasno i gorąco! Pffff...
- Oki to do zobaczenia kochana. Dzięki za wczorajsze zajęcia.
- Nie ma za co. Ale to chyba ostatnie już. Jutro już wyjeżdżam.
- Czyli spotkamy się dopiero na ślubie?
- Jak naprawdę dostałam zaproszenie i czeka tam na mnie to tak.
- Przyjdziesz z kimś.
- Co Ty sama najprawdopodobniej.
- Ale to dopiero za kupę czasu!
- Dobra lecę. Pa.
Zamknęłam za sobą drzwi od domu. Myślałam, że padnę na zawał. Wszystko skończone! Jak pięknie. Ale pooglądam później. Zbiera mi się na senność. Wparowałam do siebie to pokoju i zaczęłam piszczeć...

*********************
I skończone. Trochę późno. Jak wam się podoba? Jakieś podejrzenia? Może sugestie? Chcecie coś zmienić piszcie! ;D Czekam!
Pytania do bohaterów? Może do mnie?

Teraz ważna informacja! Rozdziały będą dodawane raz na tydzień albo na dwa. Wakacje. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Może same niedługo zobaczycie ;) Miłych wakacji, emocji i pamiątek! :*****

niedziela, 13 lipca 2014

Mundial!

Już zanim zaczęły się mistrzostwa świata finał obstawiałam Niemcy - Argentyna!
Przypuszczenia i intuicja nie zawodziły!
Dziękujemy drużynie Niemieckiej za piękną grę i w wiarę  do końca!
Ostateczny wynik 1: 0!
Bravo Germany!
Bohater meczu :
Mario Götze
Teraz wracam na puchar!
A niedługo mecz BVB - Śląsk. Nie omieszkam wpaść!

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 13


                  Co ja im mogę dać? przecież w tym domu nic nie ma. Ohhhh... Vidal ty głupia jesteś! Przecież to faceci wiadomo o co chodzi. Potwierdza to wzrok Hummels'a
- Buziak wystarczy?
- Jasne
Czemu mnie to nie dziwi? Sama się dałam w to wrobić. Mats to pół biedy. Z nim zawsze po przyjacielsku. Nie ma się co krępować. Za to Marco? Ja go wcale nie znam. No oczywiście wiem tylko, że jest graczem Dortmundu i inne bzdety. Dobra raz dwa i po sprawie. Raz Mats. Nie mogłam tak po prostu cmoknąć Reus'a
- Mogę?
- Jasne. Nie krępuj się - wyszczerzył ząbki. Jego uśmiech naprawdę powala. Jezu! Naprawdę muszę być zmęczona. Co miałam zrobić? No dałam mu tego buziaka.
                  Matko. Spać i tylko spać. Nawet nie chciało mi się przenosić tego materaca do pokoju. Położyłam się, a oni patrzyli na mnie z politowaniem. Oni coś knuli. Widziałam to po ich uśmieszkach do siebie. Pfff... co jeszcze?! Podnieśli materac razem ze mną
- Boże! Wy nienormalni jesteście!
- A właśnie wręcz przeciwnie.
- Nie, nie ni... - zanim dokończyłam byłam w powietrzu wraz z materacem
- Trzymaj się. Wchodzimy na schody.
- Doobraaaaaaaa...- Oczywiście do Hummi przypadkiem upuścił.
- Mam Cię. - i wylądowałam w ramionach blondyna.
- Życie mi ratujesz - dalej mnie trzymał w rękach. Moja twarz była dziesięć centymetrów od jego twarzy. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam jak się zatapiam... Ten wzrok mówił tylko jedno słowo. " Pocałuj ". Chciałam, ale nie... Nie chcę popełnić kolejnego głupstwa. Wyratował mnie z tego przyjaciel
- Ekhm, ekhm... Nie romansować mi tam!
- Sorka
- Nic się nie stało. To ja przepraszam
- Vidal i Reus! Ogarnąć się! Biorę materac, a ty ją. Raz, raz
- Co? Nieeee...
Chłopak przerzucił mnie sobie przez ramie.
- Zostaw mnie! Reus ciołku!
- Okej.
- Nie!
- Masz szczęście, że pod tobą był materac wybawca.
- No... inaczej podłoga - zaczęli się śmiać.
- A idźta wy!
- Ja idę, bo muszę do toalety.
- Zaraz po lewej. -rzekłam a brunet wyszedł z pokoju. Po chwili dostałam wiadomość na komórkę. Nie chciało mi się odbierać. Położyłam telefon na podłodze. Marco opowiadał co tam się działo u nich na treningu. Wraz z klubową piętnastką założyli się kto strzeli więcej okienek. Oczywiście wygrał blondyn. Hummels za przegraną musiał wybiec ze stadionu bez koszulki i umówić się z pierwszą lepszą kobietą jaką spotka. Hahahaha. Najzabawniejsze było to, że przechodziła akurat jakaś staruszka. Szkoda, że nie widziałam całej tej akcji. Cały czas pokładałam się ze śmiechu. Znów mój telefon wydał dźwięk. No namolny człowiek po prostu.

Chyba czegoś słońce zapomniałaś. :) Andre :*

 Znowu on? Dlaczego los mnie tak każe. Nie mam zamiaru odpisywać temu idiocie. Miałam zamiar spokojnie pogadać, ale to on zachował się jak ostatni dupek.
- Maz... Coś się stało?
- Nie dlaczego?
- Posmutniałaś
- Wydaje Ci się.
- Chłopak?
- Tak, ale nie chcę o tym gadać.
- Jasne. Rozumiem.
Blondyn na pocieszenie rozłożył ramiona i mnie przytulił. Poczułam się od razu lepiej. Mogłabym tak zostać gdyby nie mój ukochany Mats nie wrócił. A co więcej ubrany.
- Reus spadamy. Mario czeka.
- Okej.
- Pozdrówcie go ode mnie.
- Oki. Pa.
- Do zobaczenia. Miło było Cię poznać.
- Hej. Miłego powrotu. - pomachałam i opuścili dom.
Przy bramie minęli się z naszą zakochaną parą nastolatków. Hahahaha. Dobre. Gdzie oni takie zakupy zrobili? Przecież która to już godzina. Wpuściłam ich do domu i wzięłam kilka siatek od tymczasowej współlokatorki.
- Długo was nie było.
- A co aż tak Cię zirytowali?
- Nie braciszku ani trochę.
- Głodna?
- Nie dziękuję. Jadłam kanapki z podróży. Pójdę już się położyć. Dobranoc
- Miłego spania
               Ten dzień niemiłosiernie się dłużył. Jedyne o czym teraz mażę to wygodne wielkie łóżko. Niektóre marzenia się spełniają. Niestety to teraźniejsze jakoś na razie stoi w miejscu. Dobrze, że mam bynajmniej teraz ten materac. Może i go mam lecz nie mam pościeli. Cholera! Naprawdę jestem zmęczona. Wstałam ponownie i wyszłam z pokoju.
- O hej. Właśnie niosłam Ci Pościel.
- A ja właśnie po nią miałam zamiar iść. Dzięki.
Mmmm... ciepło. Co prawda zimno na dworze nie jest. A wręcz przeciwnie. Być może to od pustych pomieszczeń bije chłodem. Jak to mi nie dane było się położyć spać. Znów mój telefon.
******
" Dziękuję za miłe pozdrowienia :) "
" Oooo... Mario skąd masz mój numer? :D "
" Od takiego jednego ;* "
" A też go znam xd. Nie ma za co xd "
" Co u Ciebie? "
" Ciekawość pierwszy stopień do piekła "
" Myślałem, że do odkrycia prawdy ;* "
" Też prawda. :D Dużo by opowiadać ;* "
" To może się spotkamy? "
" Kusisz XD. Nie wiem kiedy za bardzo "
" Dlaczego? :( "
" Przeprowadziłam się i muszę pomóc bratu w remoncie "
" A no chyba, że. Nie męczę Cię już. Dobranoc :*** "
" Dobranoc :******** "
*...Minęło pół godziny....*
" Mario śpisz? "
" Właśnie jakoś nie mogę ;/ "
" Ja też nie XD "

                     Sama tego chciałam gadaliśmy jakąś część nocy. Zasnęłam chyba jakoś o drugiej. Pamiętałam tylko ostatni obraz. Spojrzenie na zegarek 01:53. Jejku długo nam zeszło. Miło się gada. Koniec tych rozmyśleń. Przez tą przeprowadzkę jakoś się jeszcze nie zaaklimatyzowałam. Dlaczego? Właśnie wstałam przez grzejące totalnie słońce. Wygramoliłam się z sypialni i powędrowałam do łazienki. Mój wygląd mnie przerażał. Roztrzepane włosy niczym na czarownicę. Trzeba się ogarnąć. Odkręciłam prysznic, umyłam dokładnie włosy. Owinęłam się ręcznikiem, wyszłam po ciuchy i wysuszyłam włosy. Mój żołądek od jakiegoś czasu domagał się papu. Zawitałam do kuchni. W sumie nie można nazwać tego kuchnia. Zrobiłam sobie kanapki. Ładna pogoda. Szkoda byłoby ją zmarnować. Poszłam jeszcze raz do walizki i wyjęłam sportowe ubranie. Fiku mik i ubrana w inny ciuch. Telefon, telefon gdzie ja go położyłam? Nienawidzę tak małych urządzeń. Wiem! Na podłodze u mnie w pokoju.
                 Schowałam telefon do kieszeni i na słuchawkach puściłam muzykę. Aby dorośli domownicy się nie martwili zostawiłam im kartkę. Jeszcze tylko zerknęłam w neta gdzie jest najbliższy park. A to ten który oglądałam. W sam raz.
                  Biorę udział w akcji " Pomoc mierzona kilometrami " więc chociaż mały dystans się liczy. Każdy potrzebuje pomocy. W bieganiu czuję się jakbym uciekała przed czymś. Sprawia to niesamowite uczucie! Rzeczywiście park nie był tak daleko. Mnóstwo bawiących się dzieci. Miło popatrzeć.
                  Zrobiłam kilka kółeczek wokół parku. Szkoda było wracać. Spojrzałam jeszcze na zegarek. 08:56. O cholera! Trzeba się zwijać. I znów " uciekałam " do domu.
- Ałaaaaaaa! - zderzyłam się z jakimś ciołkiem.
- Jezu, przepraszam! Nic ci nie jest?... Tasha! Siema.
- Sorry, ale ja... Mario!
Świetnie wtedy kiedy się najmniej go spodziewałam.
- To ja. Ty widać też długo nie pospałaś. - oczywiście walnął ze mną niedźwiadka.
- Racja. To przez Ciebie!
- Może... gdzie tak uciekasz?
- Śpieszę się do domu.
- To jeśli Ci to nie przeszkadza mogę się pośpieszyć z tobą.- Jego uśmiechowi nie da się odmówić
- Spoko. Chyba telefon Ci dzwoni.
- Biegniemy dalej, a ja odbiorę... Halo?
- Mario Siema!
- Siema Marco. Co tam?
- Robisz coś dzisiaj?
- Nie. A coś się stało?
- Nie nic. Pogramy w fife?
- Jasne. O której mam wpaść?
- Ty biegniesz czy co?
- No tak, masz rację.
- To dawaj teraz!
- Nie mogę. Biegam przecież z koleżanką.
- Koleżanką powiadasz?
- Weź się ogarnij człowieku!
- Dobra wpadnę za dwie godziny. oki?
- Spoko. Nara
- Nara
                Skończyli gadać, a my dalej biegliśmy. Jeszcze został tylko kawałek. Ze względu, że biegliśmy truchcikiem wpadłam na pewien pomysł. Wyprzedziłam go i to dużo. On chyba naprawdę nie ma na nic ochoty. Spojrzałam za siebie, a on był coraz bliżej.
- Nie uciekniesz mi!
- Kpisz chłopczyku!
Uciekałam tak szybko jak mogłam. Sił już miałam coraz mniej. Jeszcze tylko kawałek do bramy wejściowej. W ostatniej chwili mnie złapał. Kurczę przytulał od tyłu i nie chciał puścić.
- Mówiłem Ci, że złapie.
- Dobra to możesz teraz puścić.
Obrócił mnie w swoją stronę. Znów ten niezręczny moment. Z jego oczu można było odczytać taką troskę i miłość. Jak idioci patrzyliśmy sobie w oczy. W pewnym momencie zbliżył się. Za blisko! Odskoczyłam z całych sił. On podszedł i coś powiedział.
 - Do zobacznia.
- Hej. - rzekłam i weszłam do domu.
Zamknęłam drzwi i opadłam przy nich na podłogę. Schowałam twarz w ręce. Co by się stało gdybym nie odskoczyła? Skończyło się by to pocałunkiem? Kolejnym? I kolejna rozmowa. Jak nawet pierwszej nie było. Nie powiem chciałabym aby się tak stało. Co ja plotę! Wychodzi na to, że niby coś do niego czuję? Sama nie wiem. Ma super charakter, wygląd i ... no właśnie nic więcej. Nie, na pewno nic do niego nie czuję. Jestem tego pewna!
              Właśnie wparowała Ali na korytarzyk. Spojrzała się dziwnie na mnie. Widziała? Może.
- A ty co miejsce spania zmieniłaś?
- Nie, no co ty. Biegałam. Zmęczyłam się i dalej nie chce mi się iść.
- Wstawaj jedziemy do Ikei. Trzeba zrobić coś z tym mieszkaniem
No dobra jak trzeba, to trzeba. Wgramoliłam się do łazienki wraz z wybranymi ciuchami i wzięłam szybki prysznic. Ogarnięcie się zajęło mi jakieś piętnaście minut. Makijaż lekki. Włosy w kok. Zeszłam gotowa na dół. Widać, że trochę na mnie czekali. Wsiadłam do samochodu. Mówili, że droga zajmie pół godziny. W tym czasie otrzymałam sms'a o treści " Przepraszam " od Mario. Przez chwilę o tym nie myślałam, ale on znów sprawił mi te myśli do głowy!
- Tasha jesteśmy. Wysiadaj!
- A... już, już.
Wow! Ikea była ogromna! Największa jaką widziałam. Pierwsze co weszliśmy do sypialni. Piękne były. Narzeczeni wybierali wspólnie nawet najmniejsze elementy. Od mebli np. łóżka po jakieś świeczki. W końcu po jakiś piętnastu minutach zdecydowali się. Już wyobrażam sobie ich sypialnie.
            Następna padła kuchnia. Mój świat. Uwielbiam gotować. Nie zawsze tak mówię. Jak mam nie taki humor to potrafię powiedzieć, że tego nienawidzę. meble były cudne. Pełne prostoty i nowoczesności. Postawiłyśmy na białe meble. W ostatniej chwili pomyślałam, że mogą szybko wyżółknąć i będą okropne! Jeszcze chwilę temu Isco wlókł się po sklepie, a teraz gdzieś znikł.
Mniejsza o niego. Wybierałyśmy tak z godzinę może więcej. Później przeszłyśmy do łazienek.

* Isco *
              Coś czuję, że cały dzień spędzimy dzisiaj na mieście. W samej Ikei trochę pobędziemy. Pomysł na sypialnie już mieliśmy gotów. Teraz dziewczyny poszły do działu z kuchniami. Wolałem się nie wtrącać. Z reszta gotowanie nie jest moją mocną stroną. Postałem tak z piętnaście minut i opuściłem je.
              Na przeciwko był salon z samochodami. Audi. Raz twa przeszedłem kładką na drugą stronę i zawitałem do środka. Samochody były cudne. Tak jak i ich ceny. Kłamstwem byłoby stwierdzić, że mnie na to nie stać. Wraz z Albertą zarabiamy dosyć dużo. Jeszcze na dodatek gdy sprzedałem stary samochód. Szkoda mi go było, ale co tam.
- Witam. Pomóc w czymś?
- Dzień Dobry. Szukam jakiegoś szybkiego samochodu. Najlepiej pięcio osobowego.
- Może ten. Mondeo. Bardzo dobry.
- Dziękuję. Pozwoli Pani, że oglądnę.
Cudny. Ładny kolorek taki brąz jak i nie brąz. Wnętrze też piękne. Chyba znalazłam właśnie swoje auto.
- Przepraszam...
- Tak? Zdecydował się Pan?
- Zależy od ceny.
- Cena wynosi 18011.94 Euro. Ale mamy przeceny i to duże więc teraz 14 929,69 Euro.
- Można zapisać...
- Jasne, nazwisko?
- Julio Vidal.
- Numer...
- 639...
- Dziękuję jak będzie gotowy zadzwonimy.
- Dziękuję wzajemnie. Do widzenia.
Na razie nie będę nic mówił ani Albercie, ani Tashy. Pewnie moja dziewczyna zabiłaby mnie na miejscu gdyby się dowiedziała o nowym samochodzie. Moim! *.*  Te auto jest naprawdę zarąbiste. Po drodze spotkałem przyjaciela.
- Siema Julio! Co Cię tu sprowadza.
- Simka Mats. Oglądałem samochody. Wiesz, stary sprzedałem.
- Wybrałeś już jakiś?
- Żartujesz. Ja już zamówiłem.
- Fajny chociaż?
- Boski. Hahaha.
- Jurgen kazał ci przekazać, że jutro już możesz poprowadzić trochę chłopaków.
- Szybko. Przekaż mu jak możesz, że będę z samego rana.
- Spoko. Jak tam nowe mieszkanie.
- Właśnie dziewczyny krzątają się po Ikei.
- Może pomożemy. Wezmę kilu chłopaków i pomożemy. Szybciej pójdzie.
- Nie dzięki nie trzeba.
- I tak wiesz dobrze, że i tak to zrobię.
- Wiem, wiem.
- Dobra spadam. Cathy już mi macha.
- Okej pozdrów ją. Do zoba.
    Wróciłem do dziewczyn, które były już na roślinkach. Czyli teraz jedziemy do RTV/AGD, a później do łazienkowego. Trzeba dobrać kafelki, farby, kuchenki, wanny itp.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 12


 Kilka dni później

                    To już dzisiaj. Dziś przeprowadzka do Dortmundu. Szkoda tego czasu tutaj. Tutejsi ludzie są naprawdę świetni. Jak ja mam tu zostawić Andre. Przez ten krótki czas bardzo się do niego zbliżyłam. Nie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przeżywałam z nim beztroskie chwile. Codziennie przychodził i rozmawiał. Nie potrafiłam mu powiedzieć prosto w twarz: Sorry, już się nie będziemy spotykać bo wyjeżdżam. To byłoby chamskie. A do tego nie traktuję go jak przyjaciela tylko kogoś więcej. Sama kopałam sobie dołki. Nawet na myśl mi nie przeszło by o tym z nim pogadać. Dlaczego? Może zwykłe tchórzostwo. Tchórzostwo przez, które mogę kogoś zranić. Na szczęście od razu jak przyjadę do wielkiego Dortmundu będę musiała stamtąd wyjechać. Bilety zarezerwowane niedawno po przyjeździe tutaj. Chyba próbuję szukać tylko wyjaśnienia. A może to tylko ucieczka od problemów. Nie lepsze byłoby wyjechanie bez słowa pożegnania.
            - Hej księżniczko. Wstawaj.
- Jeszcze chwilkę. Zaraz zejdę.
- Okej. Tylko nie spóźnij się na śniadanie.
                  Nie wspomniałam, że skoro to ostatni mój dzień tutaj, to zostałam na noc u Andre. Oglądaliśmy jakieś głupie filmiki na YT. Moje lenistwo mnie przerosło. Będę musiała nadrobić te kilka dni. Szybko przeprałam się w luźne ciuchy i w rozpuszczone włosy włożyłam moje okularki. Spojrzałam w lustro i było ok. Niestety nie wszystko. Zobaczyłam przestraszoną dziewczynę.
W myślach układałam sobie jak mam zacząć. " Powiedz mu, już ". Te słowa krążyły mi kółko w głowie. Jak przyszło co do czego wszystko zapomniałam. Sztuczny uśmiech i można iść.       
- Hej. Już jestem.
- Hej. Proszę dla Ciebie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i   
   kanapki z awokado.
- Dziękuję. Robisz coś później?
- Nie. Właśnie miałem zapytać o to samo.
- Wyskoczymy gdzieś?
- Jasne.
- Pyszne! Która godzina?
- Dziesięć po dziewiątej.
- Cholera! Już?
- Tak. A co śpieszysz się?
- Tak jakby. Muszę już lecieć. Pa
- Do zobaczenia
- Zadzwonię!
                 Rzuciłam parę słów na pożegnanie, wzięłam torbę i wyszłam. Oczywiście. Będzie pogadanka. Miałam zawitać w domu o ósmej piętnaście. Tak szanowny pan " tata " Isco zadecydował. Kurczę! Se nagrabiłam. Raz, raz Tasha bo będzie jeszcze gorzej. Drzwi otworzyłam po cichu. Na szczęście nikt nic nie słyszał. Natomiast ja tak. Nie wiem czy głośno rozmawiali czy się kłócili. Zdjęłam po cichutku moje butki. Co jak co, ale kłamstwem byłoby stwierdzić, że spakowano mi mało butów. Torbę z ubraniami zostawiłam w korytarzu.
- Mówię Ci, że to źle się skończy!
- Przestań. Nic ich przecież nie łączy.
- Nie udawaj ślepej. Sama widzisz jak on traktuje dziewczyny. Jak ją skrzywdzi to...
- Nic jej nie zrobi.
Takie oto słowa kłótni kochanków. Teraz można stwierdzić, że się kłócili. Można się domyślić, że chodzi o mnie i Andre.
- Dzień dobry. O czym tak głośno gadacie jeśli można wiedzieć?
- Cześć skarbie. O niczym. - ucałował mnie brat
- Powiedzmy, że wierzę. Idę teraz się odświeżyć.
- Jasne.
                         Marzyłam tylko o gorącej kąpieli, pianie i niebieściutkiej wodzie. Według mnie to najlepiej myśli się w wanie albo w toalecie. Jeszcze mam troszeczkę czasu do wyjazdu, więc po co się śpieszyć? Wezmę jeszcze tylko telefon i zapuszczę muzykę w łazience. Jest tyle utworów a i tak nie mam co słuchać. Trzeba odświeżyć listę utworów.
                        Gorąca kąpiel daje wiele do myślenia. Teraz na pewno nie rozmyśle się by powiedzieć prawdę sąsiadowi. Kąpiel trwa tak z dwie godziny, a muzyka dalej leci. Jeszcze tylko chwilkę się odprężę i wyjdę z wanny. Spokoju jak to ja nie zaznam. Tym razem telefon.
- Słucham.
- Hej Tasha. Nie przeszkadzam?
- Jasne, że nie. Ty? Proszę cię, nie żartuj.
- Gdzie jesteś?
- W wannie. Kąpie się.
- Eeee... Bo próbuje się dodzwonić do Isco, ale nie mogę.
- Poczekaj zaraz go zawołam.
  Usiadłam i wołałam
- Isco! Topie się!
- Co?! - słychać było, że podbiegł do drzwi.
- Żartowałam. Mats dzwoni i chce z Tobą pogadać. Otwórz drzwi i weź ten telefon.
- Są zamknięte.
- Dobrze wiem, że potrafisz je otworzyć. Właź jestem okryta pianą.
                Wszedł i zabrał mi telefon. Współczuję Hummels'owi, że musiał tego wysłuchiwać. Wyszłam z wanny owinęłam się ręcznikiem i zrobiłam lekki makijaż. Musnęłam tylko rzęsy tuszem i usta błyszczykiem. Włosy od sauny w łazience same się kręciły więc związałam w koka. Wyszłam z łazienki i zaraz po mnie weszła Ali. Ja przysiadłam się na chwilę do brata. Tak, tylko na chwilę. Zaraz muszę się spakować jeżeli nie chcę tu zostać.
- Co chciał? - zaczęłam
- Pytał się o której będziemy.
- Aha.
Widać, że nie chciało mu się gadać.
- Kłóciliście się o mnie, co nie? - kontynuowałam.
- Nie. Bardziej o twoje...
- Nie martw się. Ja się z nim tylko kumpluję.
- Siostra, ja ci wieżę. Tylko nie rób nic głupiego. On nie traktuje dziewczyn poważnie.
- Rozumiem. Możesz być o mnie spokojny.
Nie rozumiem dlaczego ona aż się tak interesuje. Wiem, że ma na sercu moje bezpieczeństwo, ale bez przesady. Jak pożałuje to będę wiedzieć aby następnym razem tak nie postępować. Może miałabym jakieś szanse u niego? W każdym razie nie ma co się przejmować.
                   Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. A to dopiero równo w południe. Przejrzałam fejsa. Aga przysłała kilka zdjęć z Rosji. Kilka zdjęć naprawdę mnie zaciekawiło. W tym momencie ona sama wbijała do mnie na chat.
⦁     Hej kochana. Co tam u cb?
⦁    Nic specjalnie ciekawego. Widać, że u cb jest zupełnie inaczej.
⦁    No! Zarąbiście! Przez tą pracę poznałam wiele celebrytów.
⦁    Właśnie widzę. Zdjęcie z Iriną Shayk mówi samo za siebie. Uważaj bo sam    Ronaldo będzie zazdrosny albo wręcz przeciwnie ; D
⦁    Właśnie! Fajna z niej dziewczyna. Mówiła sporo. Na szczęście dobrze znam ten język. Dużo się nasłuchałam o jej narzeczonym i wgl. A ty jeszcze nie w świecie BVB?
⦁    Daj spokój. Tylko pomagam im w przeprowadzce i zaraz wyjeżdżam. A co gorsza dowiedziała się o tym Alberta. Ugh... ;/
⦁    Oj tam. Zmieni się. Ja już to wiem. To kwestia czasu. Ja też czekałam długo na jedynego i wymarzonego. <3
⦁    Wiem. widziałam zdjęcia xd
                   Gadałyśmy tak bez końca. Przyjaciółce wszystko się udawało. Praca, dom, chłopak. To jest moje przeciwieństwo. Pro po jej pracy. Długo chyba tam nie popracuje. Miała umowę na okres próbny. Wygryzła ją sławna dziennikarka. To się nazywa bycie wrednym.
                   Wskazówki zegara wskazywały na 15.04. Czemu mnie to nie dziwi, że ten czas tak szybko leci? Napisałam do Andre, że mamy się spotkać o czwartej na deptaku przy restauracji Rose. Spakowałam moje tutejsze ciuchy do walizki. Prezenty, kosmetyki i buty. Szybko mi to zeszło. Była już 15: 27. Zarzuciłam na siebie bluzę i oznajmiłam domowników, że będę za dwadzieścia szósta spowrotem.
                  Wolnym krokiem szłam na miejsce. Nie da się ukryć, że jest tam kawałek drogi. Zostało mi jeszcze dziesięć minut. To teraz się ruszać trzeba szybciej. I masz Ci los chłopak był już na miejscu. Wyjęłam telefon i w ekranie poprawiłam swój wygląd. Andre już zajął stolik. Jestem dziewczyną więc spóźnić się mogę. Choć bardzo tego nie lubię. Przywitaliśmy się i zamówiliśmy coś do jedzenia. Nasz wzrok przykuł pijany facet który pomylił bar z restauracją. Na dodatek myślał, że jedna z kelnerek to jego żona. Biedna dziewczyna
. Minęło piętnaści minut i dostaliśmy zamówiony posiłek. Konsumowaliśmy go w ciszy. Miałam trochę czasu nad zastanowieniem się jak mu to powiem. Najlepiej prosto z mostu, czyli tak jak zawsze. Z zamyśleń wyrwał mnie właśnie jego temat. Najwidoczniej jakoś przymuliłam i się wyłączyłam.   
                    Posiłek zjedzony. Ostatnia chwila z kumplem. Pokierowało nas na deptak. Starsza pani obok nas na ławeczce karmiła gołębie ze swoim mężem. To było takie urocze. Pogadaliśmy jeszcze chwilkę i mieliśmy zamiar iść już do domu kiedy zaczepiła nas jakaś panna. Rzuciła mu się na szyję i on ją pocałował. On ma dziewczynę? Dlaczego kłamał i ukrywał to przede mną? Moje oczy mimowolnie zaszły łzami. On jakby nic się nie stało przedstawił nas sobie. Po chwili ona powiedziała mu coś na ucho i odeszła żegnając się ze mną.
    Myślałam, że mnie coś zaraz trafi! Jak najszybciej musieliśmy o tym pogadać. Lecz pozwoliłam mu zacząć.
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć.
- Ciekawe co?!
- Dasz dokończyć?! Wyjeżdżam za tydzień do Australii wraz z tatą.
- Fascynujące - prychnęłam.
- Coś Ci się nie podoba. Przecież Ci powiedziałem.
- A o dziewczynie to jakoś zapomniałeś?! Wiesz co mam dosyć Ciebie i tej laluni. Czekaj jak jej tam? Emma? Wiesz gdzie ją mam?
- Czy ty jesteś zazdrosna?
- Wiesz co? Tak jestem. Bo traktowałam cie   bardziej niż przyjaciela. I teraz tego żałuję.
- Nie wiem co sobie ubzdurałaś w tej główce, ale ja nic do Ciebie nie czuję. Jakbym chciał bym już z tobą była. A jak widzisz tak nie jest.
- Szmaciarz! I wiesz co, bardzo dobrze. Bo ja wyjeżdżam i więcej się nie spotkamy nara!
          Wolnym krokiem podążałam do domu. Jednak Isco miał racje. On jest cholernym dupkiem. Dlaczego zawsze jak już ktoś mi się spodoba to odchodzi. Z jednej strony jeśli miałabym z nim być na króko to jaki to ma sens. teraz to jedyne wrócić do domu i wyjechać z tąd jak najszybciej
    W domu zawitałam równo z czasem. Ani za wcześnie, ani za poźno. Domownicy byli już gotowi. Przykro było patrzeć na te buste szafy i szafki. Pożegnaliśmy się z domem. Chwilę później przyszedł nowy najemca. Ja schowałam się już w samochodzie. Co zabawniejsze mój brat sprzedał swój samochód temu samemu człowiekowi. Ma zamiar kupić nowy w Dortmundzie. Kilka minut później i oni wtargnęli do samochodu. Strasznie źle się czułam. Zawroty głowy i katar. Mam nadzieję, że nie grypa. Okropność. Przed nami godzina drogi czyli o dwudziestej powinniśmy być. Plus jeszcze znalezienie tej ulicy. Odpuściłam i zasnęłam.

Półtorej godziny później.

            Obudził mnie szum wiatru i trzaskanie drzwiami samochodowymi. Oznaka, że jesteśmy już na miejscu. Dom rzeczywiście był taki jak na zdjęciu. Ogród był piękny. Aż z wrażenia wyszłam z auta. Wzięłam kilka walizek i odstawiłam je pod drzwi. Para wzięła jeszcze kilka drobiazgów z domu. Między innymi roślinki, naczynia, sztućce i ręczniki. Jak to się wszystko zmieściło do tego samochodu. Wszystko zostało wyjęte. Teraz należy to wszystko wnieść do domu. Otworzył drzwi. Przestrzeń niemała. Niemała bo nie ma nigdzie mebli!
- Hahahah. Dobra a gdzie są meble?-
- Nie ma. Zdecydowaliśmy, że sami je umeblujemy.
- No właśnie kochna siostrzyczko. A ty nam w tym pomożesz.
Pięknie! Czyli śpimy na podłodze. Julio wniósł moje walizki do góry. Ja pomogłam Ali przenieść kilka kartonów w kąt, aby nikomu nie zawadzały. Musiałam pozwiedzać każdy kąt w domu. Są trzy łazienki! Jedna dla nich, druga gościnna, a trzecia na dole dla nachodzących nasz dom. Zaraz jaki nasz. Ja tu nie mieszkam. Jeszcze na dodatek trzy pokoje, projektownia, mała siłownia i jedna wilka wspólna garderoba! Już mi się podoba. Może i łazienka nie jest wykończona, ale musiałam wziąć szybki prysznic i ubrać się w ciuchy do spania. Na szczęście dziewczyny spakowały mi mój ulubiony zestaw do spania. Pozostał jeszcze tył domu do obcykania. Temperatura jest ciepła więc jeszcze zdążę. Schodziłam po schodach gdy ktoś pukał do drzwi. Z dołu nikt nie raczył otworzyć drzwi. Sama musiałam się pofatygować. Za drzwiami stali Hummi i klubowa jedenastka.
- A wam nie za zimno?
- Nie dlaczego?
- Bo wam chyba mózgi zamarzły.
- A czyli, że ...
- Wcześniej sie nie dało przyjść?
- Nie. - I wparował Mats do środka. Drugi natomiast wiedział co to kultura.
- Wejdź :) nie będziesz tak stał. - i otworzyłam szerzej drzwi.
- Hej. Jestem Marco.
- Cześć. Tasha. Znajomi mówią na mnie Maz. - podaliśmy sibie ręce.
Hummi rozglądał sie po domu jakby czegoś szukał. Zapewne mebli. Moi kochani współlokatorzy n apisali mi esa, że pojechali coś kupić do jedzenia. Wyjęłam jakieś szklanki i talerzyki z kartonu. Rozłożyłam składany stół i zrobiłam herbatę.
- To teraz tak mieszkacie?
- Oni ja nie. Sami będziemy użadzać to mieszkanko. - o chwili dostałam kolejnego esa.
" Materace są w niebieskim kartonie"
- No bynajmniej mamy materace. Przepraszam, że nie mam wam co zaoferować.
- Nic się nie stało. Mats jakoś przeżyje.
- Nie czekaj! Mam kanapki!
               Pogadaliśmy trochę. Bardziej z Marco. Nie znaliśmy się wcześniej. On słyszał o mnie jedynie z opowieści Matsa. Było całkiem fajnie. Graliśmy nawet w " Moje oko widzi ". Ciąfle odpowiedzią była ściana xd. Nic nie poradzisz na puste mieszkanie. Chłopaki pomogli mi nadmuchać materac. Męczyli się niemiłosiernie. A mi się tylko śmiać chciało. Chciałam coś powiedzieć, ale oni niechcieli słuchać mojego sprzeciwu.
- Och wy moi znajomi. Wiecie, że ja miałam elektryczną pompkę.
- Żartujesz? Czemu żeś od razu nie powiedziała?!
- Nie pozwalaliście mi się odzywać.
- Żądamy jakiejś nagordy - poparła go klubowa jedenastka
Co ja im mogę dać? przecież w tym domu nic nie ma. Przecież to faceci wiadomo o co chodzi. Potwierdza to wzrok Hummels'a
- Buziak wystarczy?

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 11

              Julio deklu! Uważaj bo ją obudzisz! Wcale, że nie obudzę, ma za twardy sen. Właśnie ta miła wymiana zdań mnie podciągnęła do pobudki. Prawda mam twardy sen, ale nie zawsze. Tylko jak się zmęczę. Zegarek stojący na szafce wskazywał 11:30. Co ich pogoniło aby tak wcześnie wstać? Różne wytłumaczenia obijały się o głowę. W ogóle kiedy ja zasnęłam? Pamiętam tylko jak czytałam " temat z życia wzięty ". Co gorsza brukowców nigdzie nie było! Mam nadzieję, że nikt jeszcze ich nie czytał. Pod łóżkiem, nie ma. W szafkach i półkach, nie ma. Po cichu wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Lepiej żeby nikt z dej dwójki się nie dowiedział o zaistniałej sytuacji.
                  - Cholera! Ała!!! - miało być po cichu, ale ze mną się nie da. Oczywiście są przeszkody na drodze. Nigdy bym się nie domyśliła, że akurat tam stoją. - Kto tu postawił te kartony? Kto chciał mnie się już pozbyć?! Hmmm...?! - kontynuowałam swój dialog.
- Hej skarbie. To są rzeczy gotowe do przewiezienia.
- Tak. Niedługo po nie przyjadą. - Dokończyła Ali
- Tak wcześnie? Jeszcze tyle czasu przecież!
- Spokojnie. Lepiej teraz niż na ostatnią chwilę. Mats je odbierze u nas w domu. A teraz zjedz coś śpiochu mój. - ucałowała mnie w czółko.
                  Śniadanie było przepyszne. Dzisiaj jest dzień " zostaw Tashe w spokoju ". Czyli mieć na wszystko wylane. Między innymi cały dzień w łóżku i piżamce. A kto nie lubi być w piżamce. Karton za kartonem. Gdzie się nie spojrzy, a zobaczysz Hankę. :D. Posprzątałam po sobie ze stołu i klapnęłam na łózko do siebie. Zapomniałam o jednym gdzie są moje gazety. Znając lokatorów jest właśnie w ich pokoju. Z tak zwanego z buta wjechałam w drzwi i szukałam. Szczęście w nieszczęściu, że leżały na wierzchu.
- Jedziesz z nami do parku wodnego? - wyskoczyła znienacka bratowa. - Czegoś tu poszukujesz?
- Tylko te gazety. Nie skończyłam wczoraj doczytać. I nie, dzięki nie chcę. Może kiedy indziej. O w Dortmundzie jest chyba lepszy, co nie? - wybrnęłam jakoś z sytuacji. Lecz moja mina mówiła dużo do życzenia.
- A no tak. Zapomniałam oddać. Sorki. To ten, my jedziemy. Goście od przewozu dzwonili, że się spóźnią trochę. Więc skoro zostajesz to dopilnujesz?
- Jasne. Bawcie się dobrze. - uśmiechnęłam się i zamknęła za sobą drzwi.
                 Znów cały dzień dla siebie. Pierwsze co to jeszcze chwilkę poleżeć. Tak ja mogę zawsze, ale gdyby nie sport. Dźwięk mojego telefonu wydobywał się z wczorajszych spodni. Dzwoni Aga.
- Hej! Aga! W końcu się odzywasz.
- Hej kochana. Wiesz praca, praca i chłopak. Uwielbiam ten kraj. Zarabiam mnóstwo kasy. Stać mnie na swoje utrzymanie. Wczoraj znalazłyśmy mieszkanko wraz z Karoliną i już minęła pierwsza noc.
- Hmmm... ciekawi, nie powiem. Hahaha. A jakiż to chłopak? Szatyn, wysoki, brązowooki?
- Dokładnie! Skąd wiedziałaś?
- Tak strzelam. - serio uwierzyła?!
- A jak u Ciebie?
- No to przeprowadzam się do Dortmundu wraz z bratem. Ale po wakacjach wracam do siebie. Tak na jakiś czas mam załatwioną pracę i siłkę dzięki Rozalindzie. I to chyba wszystko...
- Imponujące... i coś jeszcze się przypadkiem nie wydarzyło? - chyba wiadomo o co jej chodziło.
Zamknęłam od siebie do pokoju drzwi. Tak na wszelki wypadek
- Coś sugerujesz?
- Nie zgrywaj idiotki. Dobrze wiem, że romansujesz z Gotze! Widziałam na tych wszystkich portalach! I sama jestem dziennikarką! Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Bo sama nic nie rozumiem! Pewnie zobaczyłaś po butach ze zdjęcia. Wtedy ja dawałam mu kanapki dla Hummiego, bo debil zapomniał. No i się żegnaliśmy, ponieważ pobiegłam razem z nim na stadion. Ja chciałam mu dać zwykłe cześć, ale on raczej, tak jakoś inaczej. Wiesz o co mi chodzi. Na szczęście szli akurat jego koledzy i tak się nie skończyło. A Ci durni paparazzi od razu coś sobie ubzdurali! Gorzej było później. Wróciłam na stadion i ja tez grałam... - opowiadałam jej wszystko - I go cmoknęłam. To jest ten jeden głupi błąd. Nie mogę sobie tego wybaczyć! - ryczałam do słuchawki
- Jezu dziewczyno! Nie załamuj się! On Cię nie odepchnął. Gorzej jakby to zrobił. Powinnaś z nim o tym pogadać lepiej by wszło to wam obojgu. Z resztą to tylko zabawa. Sama tak powiedziałaś. Wiec teraz cycki w górę i idziesz!
- Dziękuję. Dałaś mi dużo do zrozumienia. Ale najgorsze, że on się przytulał z jakąś dziewczyną.
- Ba! Pewno nie jest ładniejsza od Ciebie. Hahahha.
- Poczekaj... Rozmiar zero. Tona tapety. Wredna dla mnie.
- Typowy plastik.
- Teraz dam ci czas. Wkrótce się odezwę. Pa! - dodała
- Pa i pozdrów wszystkich!
              W sumie wszyscy mają racje. Powinnam z nim pogadać, ale jak? Nie mieszkamy obok siebie. Przy najbliższej okazji pogadam z nim w cztery oczy. Albo jednak nie. Ja o tym zapominam. Jak Mario będzie chciał o tym pogadać to wtedy pogadamy. O tak! To jest myśl.
               Z nudów weszłam do garderoby i po stwarzałam swoje komplety. Bałagan nie unikniony. Telefon wskazywał 14:25. Nieoczekiwanie ktos pukał do drzwi. Pewnie to Ci przewoźnicy, a ja w piżamie. Trudno się mówi.
- Dzień dobry. My przewóz Koln Dortmund. Na nazwisko Vidal.
- Tak, tak. To tu. Proszę. To te rzeczy, plus te na górze.
- Dobrze już zbieramy się do roboty. To wszystko na ChopinStraBe 11 ?
- Tak, zgadza się. Tylko ubiorę buty i państwu pomogę. - Tak jak mówiłam tak i postąpiłam. Jeszcze nieoczekiwany gość wparował na naszą posesje. To ten sam co wczoraj odbierał Kevina.
- Daj pomogę Ci. Nie będziesz dźwigała tych ciężarów. - Odebrał mi pakunek z rąk.
- Dzięki. Ale nie trzeba.
- Trzeba, trzeba. W ogóle to wczoraj się nie przedstawiłem. Andre. - podał mi rękę spod kartonu. - weźmiesz to gazety ode mnie?
- Jasne daj. O czytasz coś o modzie?
- Nie to dla mamy. Ja mam inne. - i poodnosił razem z firmą szpargały do samochodu.
- Proszę przekazać Panu Julio Viadal'owi, że wszystkie rachunki zostaną uregulowane przelewem. A my jeszcze dziś postaramy się przewieźć rzeczy na miejsce. Miłego dnia. Do widzenia.
- Dziękuję do widzenia.
- No mnie chyba tak nie odprawisz? - zapytał chłopaczyna.
- Jasne. Może się gdzieś przejdziemy?
- Mi pasuje. Tylko raczej nie pójdziesz w tym?
- Nie jasne, że nie. Tylko jestem dziewczyna i mi to trochę zejdzie. Usiądź w salonie.
- Okej.
                Teraz to level hard. Musze się szybo ogarnąć. Włosy miałam czyste, więc mniej o pół godzin. Na dworze upał. Trzydzieści ponad stopni na plusie. No nic. Krótkie spodenki, bluzeczka i bielizna. Lekko musnęłam tuszem rzęsy nałożyłam podkład i puder i gotowa. Całe piętnaście minut. Finish! Gotowa wyskoczyłam z łazienki ubierając sandałki.
- O już jesteś.
- Wiem trochę długo. Przepraszam. - Mówiłam skacząc w jego stronę i ubierając jednego buta.
- Ty przypadkiem nie opiekowałaś się wczoraj moim bratem?
- A co, już nie pamiętasz? - zdziwiłam się i to nie mało
- Zobacz.- Podał mi gazetę. Nie wiedziałam o co mu chodzi. - Strona 10.Ciekawy artykuł. - dodał po chwili. Nie, no teraz te gazety przegięły. Dlaczego oni się tak uwzięli na mnie. Co ja im takiego zrobiłam? Głupi magazyn! W ogóle co to za nazwa? " Verlobte "

" Dziewczyna gwiazdy Borussi Dortmund ukrywa dziecko? "
Niedawno dziennikarze gazety News nakryli dziewczynę Mario Gotze na spacerze. Co więcej z dzieckiem! [...] Zapewne większość zadaje sobie pytanie czy wspóle czy skok w bok? Dziecko nie jest ani troche podobne do tatusia. [...] Ze względu na bezpieczeństwo nie ujawnimy danych osobowych. Przypomnijmy, że jeszcze niedawno para nie szczędziła sobie czyłości w miejscach publicznych. [...] Co dziwniejsze dlaczego wcześniej nie zobaczyliśmy ich razem? [...] Sam Gotze niema jeszcze obrączki na palcu. [...] Życzymy ich miłości długowieczności.

***

- Naprawdę z nim jesteś? I na dodatek masz z nim mojego brata?! Hahahaha dobre.
- Opowiem Ci po drodze. Chodź idziemy na ciacho do cukierni. - Zamknęłam mieszkanie i wyszliśmy. Całą drogę się śmialiśmy. Blondyn zrobił man kilka zdjęć i wstawił na insta i fb. Nie ominął go oczywiście jakiś odpał. Stał po między przetworami a konserwami. Wziął jedna puszkę i krzyczał:
- Nieeeeeee! 
Po chwili wparował ochroniach.
- Panie! Co panu?!
- To przez tą świnię! Zamknęliście ją! Ona się wydostała i szuka zemsty! Odgryzła mi palec. - Ta nie ma to jak polany ketchupem palec i pootwierane puszek z mięsem.
- Czy pana coś kopnęło?
              Gdy się odwrócił uciekliśmy szybko z supermarketu i tuż za rogiem pokładaliśmy się ze śmiechu. Jedno jest pewne. Na pewno nas więcej tam nie wpuszczą. Po kilku minutch dotarliśmy na wyznaczone miejsce. Ja zamówiła jakieś lekkie ciacho i lemoniadę. Andre natomiast czekoladowca i kawę. Nalegał abym mu wytłumaczyła tą sytuację z gazetą. Nie wspomniałm mu o jednym. Ale to już nie jego sprawa. Koleś jest zarąbisty. Potrafi roześmiać wszystkich. A co najważniejsze potrafi wysłuchać. Szczerze? Polubiłam go. Na pewno na jednym spotkaniu się nie skończy.
                 Czas płynął nieubłaganie szybko. 20:57 Kiedy?! Pośpiesznie kierowaliśmy się w stronę domów. Nasze śmiechy były tak głośne, że obudziły pół osiedla. Najlepszy moment był wtedy jak walnął w słup. Mimo, że mówiłam uważaj. Weszłam w naszą uliczkę i się pożegnaliśmy. Świtało świeciło się w salonie, więc nie szukałam kluchy lecz od razu dzwoniłam. Zdjęłam buty. Moja pamięć zawodzi. Miałam oddać kurtkę Andre. Noce są chłodnawe dlatego.
- Hej. Jak tam w parku? Isco śpi?
- Cześć. Śpi. W parku tak było zarąbiście, że szkoda wracać. A to kogo bluza?
- To Andre. Pomógł w przenoszeniu kartonów to wynagrodziłam mu to ciachem.
- Fajnie. Mam sprawę. - powiedziała dosyć poważnie.
- Jaką.
- Może najpierw dowody. - wyciągnęła moje imienne buty, strój sportowy. - To nie wszystko.
- O co chodzi?
- Dlaczego nie raczyłaś poinformować mnie, że spotykasz się z gwiazdą Mario Gotze? I że masz z nim dziecko. - ustała nade mną jak zatroskana matka. - W to drugie nie uwiężę, ale to zdjęcie akcji pierwsze wszystko wyjaśnia. Myślałaś, że nie domyślę się po butach.?
- Dobrze Mamusiu.
- Nie zgrywaj się! Zostawić Cię na chwilę samą!- powiedziała cichym, poważnym tonem.
- Ja nic przecież nie zrobiłam!
- Nie wcale. Chcesz mieć kłopoty? A co gorsza paparazzi śledzących Cię?!
- Paparazzich już mam. I to mi wystarczy.
- Słucham?!
- Nawet jeśli z nim jestem, to co Ci do tego?
- Jestem wraz z Twoim bratem za Ciebie, moja droga, odpowiedzialna!
- Czego Ty się czepiasz?!
- Że Cię zrani. A co gorsza wykorzysta.
- Nie znasz go. Nie udzielaj się! - krzyknęłam
- Boże dziewczyny! Czego się tak drzecie? - jeszcze jego tu brakowało.
- Nic kochanie. Wróć zaraz do Ciebie przyjdę.
- Okej. - i poszedł sobie
- Wiesz co?! Rób sobie co chcesz. Ale to Ty będziesz się tłumaczyć przed rodzicami.
- I będę. Żebyś wiedziała! I tak dla jasności... My się tylko i wyłącznie kolegujemy. Pasuje?!
                Tą kłótnie z mojej strony uważałam za zakończoną. Dosyć. Moje życie, moja sprawa. Jeszcze tego by brakowało jakby się dowiedziała i wpieprzała! Zeznania? Nie raczej, nie. Trudno byłoby to tak określić. W końcu odpuściła. Zatrzasnęłam drzwi za sobą. Huknęły porządnie.
                Zamiar mam zakończyć tą całą sprawę. Myśli od miliona w głowie. Niektóre łatwo wyrzucić i zapomnieć. Ale tego nigdy. Sama nie wiem dlaczego? Z jednej strony czuję złość z drugiej szczęście. Może dlatego, że ktoś się mną zaczął interesować. Teraz z nudów leże w łóżku. Krótsza wskazówka pokazywała godzinę 1.00. Nie jest aż tak późno. Wzięłam laptopa mojego brata z pokoju i prześledziłam wszystko. Od portali społecznościowych, aż po plotkarskie newsy. Tam również nie omieszkały tematy na mój temat. W wyszukiwarkę wpisałam " Mario Gotze ". No proszę. Dużo tego. Jeden z artykułów mnie tak wnerwił, że szkoda gadać. Dotarły do mediów zdjęcia , które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Zapewne dorwali je z wystawy Roberta. Ugh! Mendy!


                  Teraz to ja muszę pogadać z Mario o tym zdarzeniu. Niech on coś z tym zrobi! Nie obchodzi mnie, która godzina. Przecież mogę dzwonić, o której chcę. Cholera nie mam telefonu do Mario. No nie będę specjalnie budziła Matsa. Powiem właśnie jemu aby mu przekazał wiadomość ode mnie. Klik i wiadomość wysłana.


*****************
Mamy jedenaste. Trochę spóźnioną, ale zawsze coś. Myślicie może kiedy przeniesiemy się do BVB? Już niebawem. Każdy komi się liczy. Podpowiadajcie również co myślicie, że będzie w nexcie. Być może pomysł będzie niezły i dam ten wątek. Na razie tylko jedna czytelniczka dodaje częste komentarze. I dziękuje za każdy komentarz. Chcę znać waszą opinie na temat bloga.

NEXT...!

On ma dziewczynę? Dlaczego kłamał i ukrywał to przede mną? Moje oczy mimowolnie zaszły łzami. On jakby nic się nie stało przedstawił nas sobie. Po chwili ona powiedziała mu coś na ucho i odeszła żegnając się ze mną. Myślałam, że mnie coś zaraz trafi! Jak najszybciej musieliśmy o tym pogadać. Lecz pozwoliłam mu zacząć.
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć.
- Ciekawe co?!
- Dasz dokończyć?!
- ...