sobota, 31 maja 2014

Rozdział 3

          - Czerwona kartka! Vidal schodzisz z boiska i nie chcę cie widzieć w BVB!
- Jedna czerwona i już mnie wywalacie?! Ciekawe co robicie jak nie jestem powoływana to meczów? - krzyczałam na trenera
- Chcesz się przekonać? Patrz! - W tym momencie wyciągnął broń
- Nie! Przepraszam nie! Już mnie więcej nie zobaczycie.
- Ale to ni o Ciebie chodzi. Reus chodź na chwilę! - Zawołał chłopaka
- Marco! Uciekaj! On ma broń! - krzyczała, ale było już za późno.
- Mendo! Zabiłeś go! - W tym momencie rzucił broń i uciekł. - Błagam nie umieraj!
- Pamiętaj, zawsze będę przy tobie. - Odrzekł i " odszedł " a ja ryczałam jak bóbr
            Aaaaaaaaaaa...! - krzyczałam na cały dom. Po chwili zorientowałam się, że to był tylko sen. W którym był ten przystojniak. Ale dlaczego akurat takie zakończenie? Lepiej by na końcu był widziany pocałunek albo związek...może co innego. Otrząsnęłam się i szukałam wzrokiem Ali. Oczywiście ta już panowała w kuchni. Nie mam apetytu przez mój głupi sen. Przytuliłam ją na powitanie i powędrowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Lecz zamiast ciepłej wody ustawiłam na lodowatą. Brrr... niczym bycie na Antarktydzie. Ogoliłam nogi, nałożyłam maseczkę i suszyłam włosy. Niczym zafundowałam sobie domowy zabieg w spa. Alberta jakby nigdy nic wtargnęła do mojej łazienki i zaczęła napuszczać sobie wody. Ale moja kultura mówi, że mam jej nie wyganiać. Umalowałam się, włosy spięłam w kucyk i wyprosiłam na chwilkę dziewczynę aby się ubrać. Gotowa wyszłam z łazienki. Z nudów zaczęłam sprawdzać czy wszystko zostało mi spakowane. No tak. Tyle walizek, postanowiłam nie sprawdzać, za dużo czasu by to zajęło. Włączyłam xbox'a i włączyłam Just Dance 2014. Ustaliłam listę piosenek. Pierwsze było limbo. W tym czasie wbiła Ali i tańczyłyśmy razem. Ja nie miałam z tym najmniejszego problemu, to tak jakby zumba. Nie obyło się bez śmiechów.
- Koniec! W końcu! Pora się zbierać, kochana. Jeszcze dziś mamy być w Kolonii.- oznajmiła przyszła Vidal.
- Już, już tylko spakuję jakieś jedzenie i wezmę kosmetyki i walizkę.
- Idź tylko po wszystkie potrzebne ci rzeczy oprócz jedzenia, bo już spakowałam :).
- Oki. - i pobiegłam na górę - Już, możemy ruszać - oznajmiłam biorąc klucze od domu.
              Powędrowałyśmy do samochodu. Był nieziemski. W środku troszeczkę skromniejszy. Tak jak do dos Santos pasowało. Wiadomo stać ją na wiele lepszy. Jej przyszły mąż zarabia duże pieniądze jako trener, na dodatek ona - świetna projektantka. Jeszcze niedawno jeździła polonezem XD. Zapakowałam moje " walizeczki " do bagażnika. Wsiadłam do samochodu, zapięłam pasy, a Ali wycofywała auto. Zamknęłam bramę i ruszyłyśmy w ponad dziesięciogodzinną podróż. Na szczęści drogi nie były zaludnione, więc jechałyśmy dosyć szybko. Trochę się zasmuciłam gdy zobaczyła tablicę i przekreśloną nazwę Kwidzyn. Włączyłam muzykę. Leciała moja ulubiona piosenka Can't hold us. Uwielbiam ją! Razem z przyszłą bratową śpiewałyśmy każda po swojemu. Wysłuchiwałam jej opowieści o nowych projektach i jej wizjach na nie. Wymieniałyśmy się ostatnimi zdarzeniami, które nam się przydarzyły. Nie pominęłam nawet tematu o Łukaszu, ale jak wszystko to wszystko. Ta zaraz miała jakieś swoje podejrzenia. A to, że mam nowego chłopaka. Nie, może inaczej. Pierwszy raz mam chłopaka. I jeszcze, że mam uważać bo będę miała " wpadkę ".  Nie chciałam dalej o tym gadać. Po czterech godzinach jazdy zatrzymałyśmy się na kawę w McDonaldzie. Ja zamówiłam mocną i dużą. To samo zrobiła i moja " siostra ". Zamówiłyśmy do tego po kanapce z kurczakiem. Zajęłyśmy stolik na zewnątrz i chwilę odpoczęłyśmy.
- No to, mów dokładnie o co chodzi z tym Łukaszem. Wiem, że Ci puścił oczko - Kiedy to powiedziała zakrztusiłam się kawą - No już, już nie zmieniaj tematu.
- Kobieto! Nie zmieniam tematu. Zakrztusiłam się. Nic a co ma być? - Odpowiedziałam czując , że lekko się czerwienię
- Jasne, jasne. A twoja reakcja mówi sama za siebie. Co podoba ci się co nie? - Nie wiedziałam co powiedzieć
- Ty patrz samolot! Właściwie dlaczego nie poleciałyśmy samolotem albo czymś innym. Było by szybciej - Zmieniłam temat i patrzyłam w niebo
- Dobra, chodź do samochodu bo i tak wiem, że on Ci się spodobał.
- Nawet jeśli, to nie będę z nim. Nie chce mi się spieszyć do związku.
- Aha! Widzisz ja mam zawsze racje! - Powiedziała, na co ja nie odpowiedziałam tylko wsiadłam do samochodu.
                   Czekałam jeszcze aż racząca się księżniczka pójdzie jeszcze do toalety. W końcu się zjawiła. Ruszyłyśmy w dalszą drogę. W czasie drogi zmieniłyśmy się. Teraz to ja prowadziłam. W jej tempie jechały byśmy jeszcze z pięć godzin. Ja nie patrzyłam na znaki tylko na drogę. Ali spała więc nie miałam obawy, że na mnie patrzy i poucza jakim jestem kierowcą. W pewnym momencie samochód zgasł. Nie wiedziałam co się stało. Zerknęłam na poziom paliwa. Oczywiście, szanowna pani narzeczona Julio nie zatankowała, w każdym razie nie informował mnie o tym. Zaczęłam ją szarpać by się obudziła. Ale nie reagowała. Byłyśmy akurat tuż przed granicą. Szukałam pomysłu aby ją obudzić. - A statuetkę w kategorii najlepsza projektantka roku zdobywa Alberta Vidal! - Krzyczałam jednocześnie klaskając. Nie myliłam się, od razu wstała. Patrzyła na mnie jak na idiotkę. A ja się jej śmiałam prosto w twarz. Szkoda, że nie widziała swojej miny.
- Gratuluję, nie zatankowałaś samochodu! Jak mamy teraz ruszyć? - Mówiłam oburzonym i fochniętm tonem
- Przełącz na gaz, a na najbliższej stacji paliw się zatankuje - Fajnie, że dopiero teraz mi to mówi. Tak to byśmy były pięć kilometrów dalej i już za granicą!
                Jak powiedziała tak zrobiłam. Najbliższa stacja była 3 kilometry dalej. Zatankowałam paliwo i gaz. Zapłaciłam, kiedy miałam już wychodzić złapała mnie potrzeba fizjologiczna i pośpieszyłam do toalety. Wróciłam do samochody gdy Ali też się zachciało iść do toalety. Zaparkowałam gdzieś na uboczu stacji paliw by nie tarasować stanowiska innym samochodom. Zjadłam w tym czasie troszkę małych marchewek oraz kanapkę z pomidorem. Napiłam się wody i ruszyłam gdy tylko wsiadła panna dos Santos. Przejechałyśmy przez granicę bez żadnego problemu. Obawiałam się, że będą nas chcieli przeszukać. W Polsce minęłyśmy kilka odcinków płatnych. Natomiast za granicą już ich nie brałyśmy pod uwagę. Po pięciu kolejnych godzinach byłyśmy już w Köln. Miasto nie da się ukryć piękne. Ali kierowała mnie jak dotrzeć do nich do domu. Rzecz jasna sama się pogubiła. Zamiast dwa kilometry dalej, pojechałyśmy 4 kilometry. W końcu wkurzyłam się. Wyszłam z samochodu i zapytałam pierwszego lepszego przechodnia i zapytałam o drogę. Wysłuchałam uważnie i jechałam tak jak mnie pokierował. W końcu! Dotarłyśmy na miejsce. Gdyby nie ja na pewno byśmy wylądowały w Austrii...
               - Nareszcie! - Wykrzyknęłam a Ali otworzyła bramę pilotem.Ujrzałam piękny blok. W sumie domki dwurodzinne z ogromnymi ogrodami. Myślami byłam już w łóżku i drzemałam. Niestety nie taki mój żywot. Pozostawało mi jeszcze wtargać walizki do domu i powitanie z braciszkiem. Tak za nim tęskniłam jak nigdy. Bardzo długo się nie widywaliśmy. Kontaktowaliśmy się często, ale nie wystarczało to nam. Oboje jesteśmy bardzo ze sobą zżyci. Zawsze graliśmy razem w piłkę nożną, siatkówkę i kosza. A propos kosza. Pamiętam jak kiedyś dziewczyna spławiła go a ja służyłam jako poduszka. I wtedy pokazała się Alberta. Nigdy nie miałam siostry, ale czuję się jak bym znała ja od swoich narodzin. Pomagała mi we wszystkim nawet jeśli jej tu nie było przy mnie. Teraz mogę się nią i nim nacieszyć, ale tak żeby się nie narzucać, bo wyrzucą mnie z domu po pierwszym dniu pobytu tutaj. Nie chciałam wychodzić z samochodu. Ali podeszła i wyciągnęła mnie z samochodu w konsekwencji wylądowałam na podłodze. Ta dziwaczka zrobiła mi jeszcze na dodatek zdjęcie i wstawiła na instagrama. Oj odwdzięczę się tym samy wtedy kiedy nie będzie się tego zupełnie spodziewała. Wstałam z " przyjemnej " pozycji na ziemi i się otrzepałam. Wyjęłam walizki z bagażnika. Moje cztery i jedna Ali. Jej walizka po prostu rozwalała. Jest kobietą, a nie dzieckiem.
                    Stałam przed drzwiami jak wryta i nie wiedziałam co mnie tam czeka jak wejdę. Może ktoś krzyknie witaj! A może nikogo nie być. Postanowiłam poczekać aż pierwsza wejdzie dos Santos. Czekałam, czekałam i nic. Wyszłam po nią a ta nie mogła zamknąć samochodu. Najwyraźniej padła bateria w kluczyku. Poradziłam jej aby zamknęła bramę i niech na chwilkę zostawi otwarty samochód, a później go zamknie. O dziwo posłuchała mnie o.o. Weszłam razem z nią do środka i poczułam zapachy. Czyżby Isco coś pichcił w kuchni. Nie myliłam się. Luknęłam do kuchni i zobaczyłam go przy garach. Hahahaha. Widocznie bardzo, bardzo długo się nie widzieliśmy. On totalnie nie umie gotować a co gorsza potrafi przypalić wodę w czajniku!
                 - Siostra! Kochan moja siostrzyczka.! Jak ja dawno Cię nie przytulałem. Boże ile to minęło?! - Witał mnie jak bym mu zaginęła kilka lat temu i ściskał tak, że zaraz mnie udusi.
- Też Cię dawno nie widziałam i chyba już nie zobaczę bo zaraz mnie zabijesz i poza marginesem coś się przypala. - Powiedziałam a ten natychmiastowo mnie puścił i podbiegł do kuchenki elektrycznej
- Osz kurczę mało co! Może któraś z was pomieszać po mi telefon dzwoni.
                  Podeszłam do kuchenki i zaraz po mnie Ali. Obie posmakowałyśmy i stwierdziłyśmy, że obiadu z tego nie będzie. Siostra zaprowadziła mnie do mojego tymczasowego pokoju. Był mały, ale zawsze swój własny kąt. Musiałam najpierw porozglądać się po mieszkaniu gdzie co leży, każdy talerz, wazon, pokoje i ich drzwi. Na końcu chciałam oblukać swój pokój. Mój rozum się pomylił i wparowałam do sypialni Julio oraz Ali kiedy się cmokali - Ups, przepraszam jeszcze się gubię w tym domu :). - I wyszłam pośpiesznie szukając właściwych drzwi. Znów nie te. Wparowałam do łazienki i chyba tylko jednej jedynej w całym domu! Ale no cóż jakoś się pomieścimy. W końcu znalazłam mój pokój. Nie wiem jak wcześniej myliłam drzwi!? Przeglądałam każdy kąt, mebel, ozdobę itd. Był przytulny. Za drzwiami w pokoju raj na ziemi! Garderoba! Ohhhh! Miałam dosyć na dzisiaj chociaż dopiero była 16.24. Walnęłam się na łóżko i poleżałam chwilkę.


* Julio *

         Cały dzień siedziałem jak na szpilkach. Bałem się czy bezpiecznie Alberta dojechała na miejsce i czy jest na miejscu. Krzątałem się po domu bez powodu. Chciałem znaleźć sobie jakieś zajęcie. Pobiegałem z dwie godzinki i wróciłem do domu. Pogoda okropna. Chlapa totalna. Pech chciał, że to nic nie dało! Zacząłem grać w fife. Dwa mecze i koniec. Znów nic. Zacząłem sprzątać całą chałupę. I o dziwo pomagało o.O . Ogarnąłem kuchnię, w której zbiłem kilka naczyń. Bez uszczerbku na zdrowiu kontynuowałem. Moja sypialnie, sypialnia Maz i Łazienka. Na końcu zostawiłem kuchnię z salonem, ponieważ jak będę im gotował to i tak nabałaganię.
                    Wziąłem lodowaty prysznic co postawiło na nogi i wędrowałem do kuchni. Wyjąłem wszystkie składniki aby przygotować luksusową kolację a może i obiad. Niestety nie wszystko miałem. Z domu pobiegłem po zakupy i gotowałem z powrotem. Całkiem nieźle mi to wyszło. Chwilę później wparowały dziewczyny. Przywitałem się z długo niewidzianą siostrą. Ucałowałem ją i zaczął dzwonić mój telefon.
- Halo?! Słucham?
- Hej Julio. Tutaj prezes. Mam ważną wiadomość dotyczącą kariery dla Ciebie, jak byś mógł to przyjedź na stadion i ubierz garniak. Szybko! Do zobaczenia!-
- Dobrze, do zobaczenia. - odpowiedziałem lecz ktoś już się rozłączył.
- Kochanie, kto dzwonił? - Zapytała moja narzeczona.
- Prezes, muszę szybko być na stadionie w garniaku. - wyjaśniłem
Alberta wyjęła mi wizytowe odzienie, a ja w mgnieniu oka już w nim byłem ubrany. Ali rzucała mi komplementu jak bosko wyglądam. Dawała mi co chwila buziaki. Nagle wpadła Tash, która pomyliła pokoje. No tak w sumie czemu mnie to nie dziwi.
- Dobra kochanie. Ja już lecę. Nie chcę się spóźnić. - Wybiegłem z domu i pojechałem na stadion.



********************************
       Dziękuję komentatorom za miłe słówka. Może i jest ich mało. Ale zawsze coś. Już niedługo nowe wydarzenia! Stare przyjaźnie i miłości?
Więcej? Dodaj komentarz. Dział wcześniej dzięki przyjaciółce, która motywuje. Dziękuję Kłaku! Polecajcie, wysyłajcie i pokazujcie innym. Zawsze wasze wsparcie się liczy. A tymczasme kawałek następnego rozdziału


- Siemka młoda! Ja tak samo, wiesz jak tęskniłem? Ile to już minęło?! Z cztery lata? Ja Cię pamiętam jak byłaś jeszcze nastolatką. A teraz taka pannica, pewnie zajęta, ale cóż począć. - rozwinął się, ucałował mnie i przytulił.
- Nie mów tak. Czuję się jak bym gadała ze starym prykiem hahahaha... i co do chłopaka to się pomyliłeś. Jam wolna! Bosz nie wiesz jak się stęskniłam! - też go przytuliłam
- Dobra, koniec rozterek miłosnych! Ty jesteś za młoda - wskazał brat na mnie - A ty za stary dla niej i masz swoją kobietę. - pokazał na klubową piętnastkę - Idziemy jeść!


*****************************************





Trzy Razy M. Mario Marco Messi. Przechodzicie dalej! <3

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 2

* Następny dzień*

           Przez moje okna wbijały się promienie słoneczne. Niechętnie wstałam. Po omacku szukałam telefonu i trzask. Wziął i spadł na podłogę. Kurcze dlaczego mnie to akurat spotyka - mówiłam sama do siebie. Miałam gdzieś, że telefon dotyka ziemi i leżałam tak przez dłuższy czas. Tak, leżałam, bo obudziła mnie komórka. Włączyłam głośnik
- Dzień dobry, księżniczko. Zamawiałaś budzenie.
- A idź do diabła kimkolwiek jesteś! - odburknęłam
- Okey. To idę. - i się rozłączyła osoba po drugiej stronie...
Nastała głucha cisza. Leżałam na tym łóżku i rozmyślałam. Raz o urodzinach, a raz o wakacjach. O chłopakach i przyjaciółkach. Może i wyobraźnia mnie ponosi, ale ja cały czas gdzieś jestem jeszcze dzieckiem. Zamknęłam oczy i ... jeb.! Wszystko oczywiście to sprawa mojej przyjaciółki.
- Wstawaj, wstawaj! A nie śpisz na podłodze. Jak już, to normalni ludzie śpią na łóżkach! - Krzyczała Aga i jednocześnie zwijała się ze śmiechu na podłodze.
- Kobieto, co cie tu przywiało o tej porze? A w ogóle, która godzina? I ja jestem normalna, tylko mam nienormalnych przyjaciół!
- Aha, więc... Jestem tu bo kazałaś mi iść do diabła, jest 9.00 i racja :).
- Ty psychiczna jesteś! Jesteś w pokoju obok, a dzwonisz by mnie obudzić i zwaliłaś mnie z łóżka! - wydarłam się na nią i przywaliłam poduszką i się rozpoczęła wojna. - Weź wyjdź, zrób śniadanie a ja się pójdę przebrać.
            Jak powiedziałam tak zrobiłyśmy. Zrobiłam z mojej łazienki totalny burdel. Jezu jaki tak syf. Będzie trzeba posprzątać. Założyłam na razie luźne ciuchy. Śniadanie czekało już na stole. Mmmmm... ekologiczne naleśniki do tego woda z kokosa. Rozmawiałyśmy o dzisiejszym dniu. Jeszcze nie znalazłam prezentu od mojej przyjaciółki w żadnej szafie, nawet u niej w domu. Party zaczynają się o 17.40. Mam kilka godzin na przygotowania jedzenia, muzyki, i siebie oczywiście. Jako gwóźdź programu. Kogo ja chcę oszukać przecież ja jestem za skromna na wielką balangę i skąpy ubiór. Gotowa zaczęłam ustawiać meble tak aby nikomu nie zawadzały. Sprawdziłam wszystkie łazienki
czy są w " dobrym " stanie. No cóż zostało mi jeszcze dużo czasu i nie mam co robić. Siedziałam na kanapie kiedy Aga wparowała wraz z niedawno za witaną do mojego domu jej siostrą do salonu i oznajmiły, że mnie gdzieś zabierają. W końcu nic innego nie miała do roboty, więc ruszyłam pupę w troki i wio. Wywiozły mnie do spa. Najpierw masaż. Był tak kojący jak by się wypiło kilka litrów wódki i czuje się rozluźnienie. Później, sauna, kąpiel w błocie. Fuuuuuuj... to ostatni raz kiedy byłam w błocie. Zdecydowanie wolę czekoladę. Wraz z dziewczynami wlazłyśmy pod prysznice i zmyłyśmy całe to ohydztwo.
- Dziękuję, za ten prezent urodzinowy. - odrzekłam
- Ale to wcale nie był prezent i idziemy jeszcze do fryzjera i kosmetyczki. I o nic więcej nie pytaj, proszę. - dostosowałam się do ich reguł mimo, że nie lubię być sponsorowana.
          Kilka godzin później, opuściłyśmy salon i podreptałyśmy do domu. Czułam się jakbym była szykowana do spotkania z Obamą. Hoho... Cudna fryzura na imprezę i uwodzicielsko, piękny makijaż. Jeżeli chciały sprawić bym poczuła się jak księżniczka, to udało im się. W mym domu zaczęło się wsypywanie do misek chipsów, żelków oczywiście zielonych oraz cukierków. Karolina rozlewała szampana do kieliszków i każdemu kto będzie wchodził wręczy kieliszek. W między czasie zdążyłam zderzyć się z Agą, która niosła dla mnie i dla siebie wino tak na rozluźnienie. I pech chciał, że moje ciuchy powędrowały do pralki. W prędkości światła poszłam się przeprać w wcześniej przygotowaną sukienkę ( ta różowa ). Na dodatek wysokie szpilki, które otrzymałam w prezencie od Ali. Były po prostu perfekcyjne. W lustrze wszystko było ok. Pozostawało mi tylko czekać aż wszyscy się zjawią i zejść na dół.

* Karolina *
- Aga! Dzwoniłaś do Alberty czy wszystko wypali?
- Karolinko, ty się nie martw o to tylko idź z tymi kieliszeczkami ustań przy drzwiach, już idą pierwsi goście. - mówiła do mnie pokazując na okno. - Teraz możesz mi poprawić moje odzienie. - poprawiłam jej zwiewną sukienkę. Lepiej aby nie wychodziła na zewnątrz.
- Jak impreza, to nigdy się nie spóźniają, a nawet przychodzą za wcześnie! - warknęłam
- Każdy by tak zareagował. A ty po prostu jesteś za młoda i jeszcze nie ogarniasz, młoda.
Poprawiłam swoją sukienkę. I Ustawiłam się.
       Stałam jak słup przy drzwiach i  w kółko powtarzałam - Hej, Cześć, Witajcie weźcie kieliszek szampana na początek i zapraszam do środka. Na końcu wyczekiwaliśmy tylko głównego gościa. Tak gościa nie solenizantkę, która zaraz powinna schodzić. Wszyscy goście są. Już chciałam iść po solenizantkę, ale ta akurat schodziła po schodach a my zaczęliśmy jej śpiewać sto lat tak głośno, żeby nas miasto usłyszało. Najwidoczniej przeraziła się. Lecz to będzie nic w poruwnaniu do szykowanej niespodzianki.

* Tash *
          I nastała oczekiwana chwila. Miałam właśnie wychodzić z góry kiedy objął mnie strach. Będą na mnie patrzeć z dołu kilkanaście par oczu. Ohh... poczuję się jak bym była na wybiegu. Zadzwonił mój telefon. Julio, no przecież wszyscy maja doskonałe wyczucie momentu. Podeszłam do telefonu i odebrałam...
- Hej, kochana siostro! W dniu twoich urodzin, życzę Ci wszystkiego dobrego, a szczególnie szczęścia, miłości, a jak miłości to i chłopaka, zdrowia, kasy, wielu przyjaciół, dobrej pracy, wielkiego domu, dzieci, psa, męża i czego sobie życzysz. - a się rozgadał.
- Aha, dzięki za dojście do słowa... Hej i dziękuje za te słowa dodały mi skrzydeł. Mam nadzieję, że to już niedługo.
- Oj na pewno, na pewno. Ja jakoś mam kogoś i ...
- Ale ja wcale nie mam na myśli chłop... - przerwałam mu i oni mi też
- Dobra, już wierzę...hahahaha... dobra miłej zabawy cię nie zatrzymuję. Pa, siostrzyczko. Do szybkiego zobaczenia.
              Rozłączyłam się i otworzyłam drzwi. Schodziłam po schodach kiedy o mały włos nie padłam na zawał kiedy zaczęli mi śpiewać super, głośne sto lat! Przywitałam się, zapuściłam muzę no i najmniej komfortowa część imprezy. Przyjmowanie prezentów, buziaczki i życzonka. Trochę tego było. Nie no nawet dużo.
- Sto lat kochana. Masz tu prezent ode mnie. I w końcu sobie chłopa znajdź stara babo. - Ugryzła się po chwili w język Aga.
- No to teraz ja. Wiem mało prawdopodobne, że się spodziewałaś, że będę na tej imprezie. Miałem ogromny problem z prezentem więc nie miej mi za złe jak nie będzie Ci się podobał. Sto lat i jednego wymarzonego - puścił mi oczko Łukasz, którego co prawda się tu nie spodziewałam.
- Maz! Tu masz prezenta, ale nie zapominaj o życzeniach. Zdrowia, Urody, szczęścia i chłopa ci nie będę życzyć, ponieważ wszyscy ci to powtarzają - Rozgadała się Karo.
- Dziękuję, chociaż ty jedna normalna. - Ucałowałam ją w policzek
            Więc.! Chop, siup zaczynamy imprezę. Najpierw musiałam potańczyć z każdym gościem. W chwilach przerwy pomiędzy tańcami zapraszałam gości na przygotowany wcześniej poczęstunek m.in. kurczak, szaszłyki, drinki itp. Nie skorzystałam z takiego jedzenia. Jadam tylko zdrowe posiłki. Osobiście uwielbiam alkohol, ale dzisiaj nie miałam na niego ochoty, mimo że mam urodziny. Wraz z Agusią wypiłyśmy około dwa drinki. Za to reszta za nas nadrobiła. Wszędzie walały się baloniki, serpentyny, chusteczki i tak dalej. Za chwilę północ. Zgodnie z tradycją na każdych urodzinach o tej porze grało się w gry. Trafiło na butelkę. I jak pech to pech, trafiło na mnie. Wybrałam pytanie...
- Czy przygotowałaś tort na te urodziny? - Autorem tego pytania musiał być nieźle wypity człowiek
- Oczywiście, że... NIE! Cholera Aga wiedziałam, że o czymś zapomniałyśmy - krzyczałam
- Ty chyba wypiłaś jednak więcej. odwróć się!
          Odwróciłam się i nic. O co im chodziło? Co myśmy kupiły za alkohol. Ale Jadnak nie widzieli dobrze, bo właśnie został wieziony mój wymarzony tort. Byłam w siódmym niebie... a może i dalej.! Poczułam ciepło w środku. Na moich przyjaciół, można zawszę liczyć. Są nie do zastąpienia. Moim oczom ukazał się niesamowity widok.
- Aliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!! - Krzyczałam biegnąc w jej stronę - Jezu co ty tu robisz. Przecież ja jeszcze wczoraj albo nawet dzisiaj z tobą rozmawiałam.
- Puść mnie bo zaraz padnę. - puściłam ją - Dziękuję. Cześć wszystkim!. Ja przywiozłam ci tort prosto z Niemiec. I prezent. Proszę - wręczyła mi małą torebeczkę.
- Dzięki. Chodź siadaj!
              Projektantka zapaliła świeczki. Równe dwadzieścia. Myślałam czego sobie życzyć. Nagle mnie olśniło... Niestety życzeń się nie zdradza. Przyjaciele roznosili ciasto po ludziach z imprezy a ja je kroiłam. Alberta dołączyła do naszej szalonej zabawy. Uwielbiam tą kobietę zawszę zaskakuję. Dowiedziałam się również, że to był pomysł moich przyjaciółek i Julio. Muszę im serdecznie podziękować. Impreza się rozkręcała mimo późnej pory. Przenieśliśmy się nad basen gdzie większość wylądowała w wodzie. Chłopaki ganiali dziewczyny, wrzucali jakby nigdy nic do wody. Ja wraz z Ali i Karo schowałyśmy się w krzakach i czekaliśmy aż im to się nie znudzi.
Tak jak przypuszczałam. Usiedli na leżakach. Ja i reszta dziewczyn popchnęłyśmy leżaki w stronę basenu i chlup.! Mają nauczę. Dochodziła 3.00 dałam ręczniki i powoli wszyscy się zwijali. Jedyną zaginioną była Agnieszka, której nie widziałam spory czas. Wraz z Albertą i Karoliną szukałyśmy po całym domu. Po półgodzinnych poszukiwaniach znalazłyśmy ją w altance. A co dziwniejsze przytuloną do Łukasza. Hmmm... czyżby jakiś romans? Karolina zrobiła fotkę w razie czego będzie miała haka na starszą siostrę. Obudziłyśmy śpiochów i wszyscy rozeszli się do domów. Nie ominęło Agnieszki tłumaczenie zaistniałej sytuacji. Już Alberta ubierał buty kiedy ją zatrzymałam.
- A ty gdzie? Chcesz mnie samą zostawić?
- Nie, jasne że nie. Będę w hotelu w centrum. Nie martw się.
- Idiot. Idź na górę spać! Ale już dzieci o tej porze dawno śpią. - powiedziałam sarkazm tycznie.
- A może najpierw ogarniemy chałupę? Chwila moment i posprzątane.
          Tak, szkoda było patrzeć na ten bałagan. W salonie pokruszone chipsy, wysypane żelki, rozlane picie. Ja zabrałam się za butelki krzątające się po podłodze. Chwyciłam worek przy okazji licząc ile butelek poszło. Jedna, druga...piętnasta. Z czego trzy whisky. Jak oni jutro mają zamiar wstać - powtarzałam sobie pod nosem. W całym mieszkaniu było czuć opary alkoholu. Pootwierałam wszystkie możliwe drzwi i okna. Można było się zhaftować na miejscu. Alberta wzięła miotłę i pozamiatała okruchy i rozdeptane jedzenie oraz pobite naczynia. Wyniosłam śmieci i wróciłam do domu. Tam już na kanapie klapnęła Ali. Zagoniłam ją z powrotem do roboty. Ja zmywałam, a ona wycierała. Naczyń było nie mało. Wypiłam jeszcze  butelkę wina. Jak my się jutro otrząśniemy? Tak, hahahaha wcale, w każdym razie ja nie ona wypiła z dwa kieliszki wina. Przygotowałam jej pokój i łazienkę. Sama powędrowałam zamknąć okna i drzwi.
Do chlastałam się do mojej łazienki, wzięłam szybki prysznic oraz klapłam na łóżko i zasnęłam błogi sen....
          W nocy obudził mnie huk. I to ogromy. Pierwsze wrażenie to, że ktoś się włamał. Zeszłam na dół i zobaczyłam, że Ali zagląda do lodówki i wyjmując jedzenie wpadła na śmietnik ze szkłem. Ja pokładałam się ze śmiechu na podłodze. Pobiegłam na górę po telefon i kręciłam ją. Będziemy miały co wspominać. Zrobiłam też kilka zdjęć jak trzyma się za nogę.
- Dobra już ból przeszedł idź się kłaść. - Zażądała
- Ja teraz mam iść spać? hahahahah! Kobieto teraz mi się nie chce. - mówiłam cały czas się śmiejąc i filmując.
- Skończ nagrywać, a ja ci wyjawię tajemnicę.! - Zaszantażowała
- Szantaż? Idę na to! - Wyłączyłam nagrywanie i usiadłyśmy na kanapie
- Więc, o co chodzi? - Zapytałam ciągnąc moją wypowiedź
- Zabieram Cię jutro do mnie do domu. Spędzisz tam wakacje. Już rozmawiałam z twoimi rodzicami oraz Isco. Ani jedna ani druga strona nie mają nic przeciwko temu. Należało Ci się za ten pracowity rok. Wiedziałam jak serce przykładasz do swojej roli dla innych ludzi. - Wysłuchiwałam ją z uwagą
- Żartujesz?!
- Nie, mówię całkiem poważnie. Jutro jedziesz do mnie i twojego brata.- odrzekła. Patrzyłam na nią z wzrokiem. " Co ty walisz? ". Ocknęłam się po kilku sekundach.
- To ja idę się pakować. Dobranoc - Ale nic z mojego planu, ponieważ ukazał mi już zapakowane walizki.
- Wszystko opanowane, spokojnie. - uśmiechnęła się - Teraz opowiadaj jak się przed chwilą bawiłaś.? Mieliśmy dobry pomysł?
- Kpisz ze mnie? Najlepsze urodziny od dwudziestu lat. Hahaha. - tak tłumaczyłam jej. Gadałyśmy jeszcze o innych sprawach. I zaczęłam wariować na każdą myśl o wyjeździe. Jeeeeejku!
          Zostawało i tylko czekać do jutra. Do ogromnego jutra. ogromnego szmatu drogi i wyjazdu o 11.00, a jest 5.00. Oglądałyśmy jeszcze jakiś durny film, po którym zasnęłyśmy obie na kanapie.





*************************************************************
I koniec! ... drugiego rozdziału. Każdy ma swoje wzloty i upadki. Ja zaczynam.
Na razie mało nas, ale jest gdzieś nadzieja, że będzie więcej.
Im więcej tym rozdziały szybciej, ciekawiej i dłużej.
Czekam na komentarze. Zostawisz po sobie ślad?
Mam nadzieję. Następne rozdziały przysporzą wiele uczuć i emocji.
A już w następnym:

-Halo?! Słucham?
- Hej Julio. Tutaj prezes. Mam ważną wiadomość dotyczącą kariery dla Ciebie, jak byś mógł to przyjedź na stadion i ubierz garniak. Szybko! Do zobaczenia!-
- Dobrze, do zobaczenia. - odpowiedziałem lecz ktoś już się rozłączył.
- Kochanie, kto dzwonił? - Zapytała moja narzeczona.
- Prezes, muszę szybko być na stadionie w garniaku. - wyjaśniłem


Zaciekawiło? Jakie będą dalsze losy? Już w następnym rozdziale.
1 komentarz = możliwość szybszego dodania rozdziału.

Komentujcie. Pzdr ;****



ask.fm/ParkerBorussen - pytania do bohaterów, a może do mnie? PYTAJ. :D

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 1

             Tak! Niedługo moje urodziny " dwudzieste ". Stara dupa ze mnie, ale co raz się żyje. Otrzymałam zgodę od rodziców na urządzenie imprezy. Oni natomiast ulotnią się wtedy nad Bałtyk. Oczywiście, przygotowania nie do końca były sukcesem ciągle o czymś zapominałam i jak zawsze na ostatnią chwilę. Z motywacją moich urodzin wstałam w końcu z łóżka i powędrowałam do łazienki. Siedziałam w niej tak długo jak tylko chciałam. Nie musiałam słuchać przyśpiewki: Wychodź z tej łazienki! Ty masz najlepszą łazienkę!...i tak dalej i w kółko. Rozmyślałam dziś nad leżakowaniem na tarasie. Taki mały leżaking. Po wyjściu z pomieszczenia higienicznego stałam przed toaletką i nakładałam lekki makijaż gdyż chciałam jeszcze trochę pobiegać. W kuchni przygotowałam szklankę wody z cytryną. Kwas idzie w pas, ale właśnie w jego zwężanie. Dosłyszałam dźwięk mojego telefonu. Kilka sekund i już w pokoju.
- Halo.!?
- Hej Maz.! Dawno nie dzwoniłaś i się nie odzywałaś. Żyjesz ty jeszcze? - Zapytała zatroskana Ali
- Nie, rozmawiasz z Dariuszem Prześladowcą. - Odpowiedziałam jej po niemiecku czego ona nie zrozumiała, ponieważ nie oglądała trudnych spraw.
- Hammmm... Przepraszam, widocznie pomyliłam numery.
- Ty, głupia wariatko.! Jasne, że to ja tylko chciałam się podroczyć. - odpowiedziałam
- Wyszłam na idiotkę. Teraz tak normalnie... co u ciebie? Kiedy nas odwiedzisz?
- Ze mną nie da się normalnie. Hahahah... ale tak poza marginesem, wszystko w porządku niedługo wyprawiam przyjęcie urodzinowe. Na szczęście rodzice się ulotnią wtedy. Może to i lepiej dla nich.
- Dobra, dobra. Widać będą też chłopcy. Uważaj, bo trafi ci się wpadka. To jak z tym przyjazdem.?
- Dobrze mamusiu. Niestety jeszcze nie planowałam nic  konkretnego całkowity spontan. - odpowiedziałam jak na kazaniu.
- Mam nadzieję, że ten spontan poprowadzi cię do nas Tash.
- przepraszam, ale muszę kończyć zadzwonię wieczorkiem, ponieważ idę w sumie biegnę pobiegać. Hahahahah to ni miało sensu.!
-Oki, do zobaczenia pozdrów wszystkich i do usłyszenia. Papatki.
               No tak Alberta jak się rozgada to nie skończy, no ale lepiej taka niż zamknięta w sobie osoba. Powróciłam do przygotowań biegowych wybrałam strój sportowy. Niedbały kok znajdował się na głowie.
               Włożyłam słuchaweczki nie witki do uszu, puściłam muzykę na całego i do roboty. Podczas biegu wyłączam się całkowicie. Nie interesuje mnie świat i ludzie. Mam swoją kartkę i kredki, więc won z mazakami.! Zrobiłam kilka kółeczek wokół niedalekiego stadionu oraz wielkiego kompleksu sportowego.
    Zmęczona, wracałam do domu po drodze rozmyślając. Jak to będzie? Czy pójdę na studia, zdobędę wymarzoną pracę, założę rodzinę ... itp. Ale zaraz jak mam założyć rodzinę jak nie mam żadnego mężczyzny. Jakoś wszystkich których znam, nie ma tego czegoś. Większość ludzi, uważa że każda zmora znajdzie swego adoratora. W moim przypadku będzie ciężko. Od malucha byłam bardzo nieśmiała. Może to dlatego jeszcze kogoś nie znalazłam, albo jestem zbyt wybredna. Przez swoją nieuwagę wpadałam na jakiegoś faceta. Przez chwile nie kontaktowałam.
- Boże, przepraszam, nic ci nie jest wezwać pogotowie? Halo!
Nieznajomy machał mi rękami przed oczami. Chyba się na chwilę wyłączyłam. Gdy mężczyzna wyjmował już telefon, powiedziałam...
- Nie spokojnie, nic mi nie jest, po prostu nie ogarniam sytuacji, która miała miejsce kilka sekund temu. I to ja przepraszam za nieuwagę. Wyszłam teraz na sierotę. Naprawdę bardzo przepraszam, a panu nic nie jest.? - Dalej leżałam na ziemi i gadałam nie widząc twarzy mężczyzny przez oślepiające słońce.
- Nie, dziękuję za troskę, gaduła z pani. A z resztą Łukasz jestem. - podał mi rękę z pomocą wstałam i spojrzałam a niego.
- Zaraz, zaraz. Ja cie znam! Łukasz Gotard, jesteś moim dawnym kolegą z klasy... 3F. Pamiętasz?? - zapytałam
- Pamiętam wszystko z tej klasy, ale nie ciebie i z chęcią nadrobię te czasy na kawie z Tobą.
- zaproponował, a ja się zgodziłam na kawę u mnie w domu. Kultura nakazała mu to jakoś wynagrodzić. Przypominaliśmy sobie nawzajem czasy szkolne. Zabrzmiało jak by to było sto lat temu. Dawne przypały, znienawidzona nauczycielka od niemieckiego. Byłam z tego przedmiotu lewą nogą? Czy jak tam się to mówi. W końcu zaczął mnie kojarzyć. Przypomniał sobie wszystko nawet to jak mnie zaprosił na bal i o tym zapomniał -,- byłam zła na cały świat. Nie rozmawiałam z nim od tamtego czasu, słówkiem nie pisnęłam... No tak 16.00. To ładnie my tu gadu gadu, a ja chcę się jeszcze spotkać z przyjaciółką i pogadać z Ali. Chłopak opuścił mój dom zostawiając swój numer telefonu i z niecierpliwością czekał na odzew. Może i kiedyś się odezwę, ale na razie nie mam zamiaru. Niech poczeka. Przebrałam się i zawitałam do ogrodu na leżaki.
            Jutro 10-ty maja czyli urodziny.! Wywlekłam się z ogrodu i doczłapałam się po schodach do mojego pokoju. Uwielbiałam w nim przebywać miał w sobie dobrą, pozytywną atmosferę, a za drzwiami ukochaną łazienkę.! Przeszłam do łazienki, wzięłam zimny prysznic ubrałam się, włosy rozpuściłam. Gotowa i rześka zadzwoniłam do Agnieszki oraz jej siostry aby pomogły mi w przygotowaniach urodzinowych. Obie się zgodziły i półgodziny później wyjechałyśmy z domu. Nie obyło nie bez kłótni, przypałów oraz tak zwanych Fochów xd. Chciałyśmy się na imprezie śmiać i dobrze bawić. Dla uroku kupiliśmy kolorowe czapeczki, serpentyny, serwetki w kwiatki oraz ozdobne parasoleczki i słomeczki. W pewnym momencie dziewczyny się gdzieś wymknęły przeszłam każdy regał i znalazłam je w ostatnim. Wyjrzałam za rogu szeptały tak aby nikt nie usłyszał. Zaniepokoiłam się i wtargnęłam jak tornado. Z całej sytuacji śmiałam się, ale utrzymywałam powagę.
- A wy co tak szepczecie...hmmmm.?! - zapytałam zbulwersowana.
- My... ten... tego... szukałyśmy wina czerwonego... o tutaj jest.! - powiedziała Aga, trzymając butelkę w ręku
- Tak na pewno wam bym uwierzyła gdybyś miała w ręku to " Wino " a nie szampana!
- Dziewczyny! Koniec! Nie róbcie żadnych scen, bo się to skończy! - odezwała się siostra Agnieszki
Najmłodsza w naszej paczce nas rozdzieliła. No tak przy okazji najmądrzejsza. Zawsze była zadziorą. Później w śmiechach braliśmy potrzebne rzeczy z półek. Ato chipsy, cukierki, żelki, ale tylko zielone, które ubóstwiam, żelki, gumy do żucia. Procenty i procenty mocniejsze, popcorn, napoje gazowane itp. Ok muszę stwierdzić, że zaczęło nam brakować miejsca w wózku. Idąc do kasy zahaczyłam jeszcze o prasę. Tak.! Mój świat.! Przegląd sportowy, Bravo sport itp. Zakupy wyniosły mnie niemałą sumkę pieniędzy. Zapakowałyśmy " spożywczak " do samochodu i pojechałyśmy do mnie wszystko zanieść i  ogarnąć.

* Agnieszka *
    "W czasie zakupów wrzucałyśmy do koszyka co popadnie. Cola, soki, prażynki, wata cukrowa i najlepsze chipsy! W końcu to jej urodziny i nie oszczędzałyśmy na niczym. Ja wybierałam alkohole, Karo przekąski, a Tasha napoje oraz drobne szczegóły. Nawet nie zauważyła, że opuściłam ją gdy ta szukała jakiś przekąsek. Nagle zaczął dzwonić mój telefon no tak w najmniej oczekiwanym momencie. Prawie mnie wydał.
Spojrzałam na wyświetlacz dzwoni ulubiony Isco z San Francisco. Domyślałam się o czym chciał rozmawiać, gdyż od jakiegoś czasu szykowaliśmy niespodziankę dla Maz. Gadałam najciszej jak mogłam, aby solenizantka nic nie słyszała i uciekłam na koniec sklepu.
- Cześć. Sorka, ale nie mogę za bardzo teraz rozmawiać. - odparłam
- Siemka. Ok. Ale chciałem was powiadomić, że z mojej strony wszystko poszło z godnie z planem. Więc został jeszcze wasz plan do zrealizowania. Już wam nie przeszkadzam.Pa - odparł wyraźnie speszony.
Szukałam Karo, pociągnęłam ją za rękę i mówiłam o naszym planie. Przekazałam jej wszystkie informacje na ten temat. Oraz nasze zadania na jutro do wypełnienia. Nagle podeszła do nas szybkim krokiem Tash i próbowała od nas wyciągnąć informacje. A była to kłopotliwa sytuacja, ponieważ Karolina była straszną paplą, plotkarą i gadułą. W końcu dała nam za wygraną gdy Karo kazała nam się uspokoić. Wraz z zakupami pojechałyśmy do niej. Posprzątałyśmy, odkurzałyśmy, śpiewałyśmy i tańczyłyśmy. Chociaż po co my w sumie sprzątamy skoro jutro i tak będzie brudno. Nagle wstałam jak oparzona z kanapy i zaczęłam je wołać, wrzeszczeć i krzyczeć. Zobaczyłam na podłodze pająka od razu wskoczyłam na kanapę i później uciekłam z pomieszczenia. "

* Tash *
           Przestraszyłam się gdy usłyszałam krzyki. Szklanki, które leżały na tacy strąciłam i się całkowicie rozbiły. No jasne, brawo Tash.! Jak ty czegoś nie spartaczysz to cud.! Zwijałam się ze śmiechu jak zobaczyłam małego pajączka na dywanie. Aga wypędziła z pokoju niczym struś pędziwiatr. Wzięłam i wypuściłam niewinnego owada, który zaraz stracił by życie, na dwór a ten uciekł w krzaki. Weszłam do łazienki gdzie siedziała już skulona Aga i zaczęłam ją gilgotać. Śmiała się tak głośno, że nawet nieboszczyka by obudziła.
- Cholera - powiedziałam oparzona - A goście?
- Co goście? - zapytała mnie przyjaciółka.
- Nie mam zaproszonych gości! Jak ja o tym zapomniałam?
- Może skleroza, ale nie jestem pewna.
- Dziewczyna ja już idę - wtrąciła Karo na odchodne.
             Wzięłam głęboki oddech zastanowiłam się i moja przyjaciółka raczyła mnie poinformować, że już zaprosiła gości do mnie. W sumie to dobrze bo miałyśmy wspólnych znajomych. Dobrze że my friend został u mnie na noc i dopięłyśmy wszystko na ostatni guziczek. Była już 1.00. No tak. Umyłyśmy się i poszłyśmy w kimę. W każdym razie miałyśmy taki zamiar. Zamiast tego siedziałyśmy u mnie w pokoju i przeglądałyśmy fejsa. Nasze profile bardzo się różniły. Nie chodzi o zdjęcia, informacje czy coś w tym stylu, ale o polubienia. Na moim koncie przeważała piłka nożna, a u przyjaciółki moda i uroda. Jeszcze chwilkę pogadałyśmy.

- To jak Ci minął dzisiejszy dzień?
- Więc. Spotkałam dzisiaj Łukasza, wiesz to ten, który z balem...
- Ah tak, zdrajca. Ty musiałaś siedzieć w domu, kiedy on tam się świetnie bawił. - rozwinęła swój monolog
- No właśnie ten. Jest kilka minut po pierwszej. Ty idź się połóż, ja muszę jeszcze zadzwonić do Ali.
- O tej porze?! Zdurniała do reszty. - przyjaciółka wypowiadała słowa pod nosem i wtargnęła do swego pokoju.
             Najpierw to musiałam znaleźć telefon. Pierwsza szafka i nic. Łóżko to stałe miejsce przebywania mojego telefonu. Wzięłam go do ręki i zeszłam na dół do kuchni. Wybrałam numer do przyszłej bratowej. Czekam  i czekam.
- Hej Alberta. Mówiłam, że wieczorkiem się odezwę. więc dzwonię. - Zachichotałam jej do słuchawki.
- Taaaaaa...aaak- mówiła ziewając. - Pamiętam. Mam pytanie co ty byś chciała za prezent na urodziny? Kompletni nie mam żadnego pomysłu! - oburzona xd
- Ja nie jestem zbyt wymagająca. Liczy się gest. Ja najchętniej to bym chciała jakiś drobiazg i wyjazd za granicę.
- Mówisz? Ok. - skróciła - Nic nie obiecuję.
- Ja niczego nie żądam. Wystarczy drobiazg. Żartowałam z wyjazdem. Dobra, kończę, słyszę że jesteś śpiąca więc dobranoc i pozdrowionka. - Szybko rozłączyłam się i poszybowałam do swojego pokoju. Klapnęłam na łóżko i taką pozycją zasnęłam.






**********************************************************************************
Więc  mamy pierwszy rozdział w całym blogowaniu. Czekam na reakcje i tak jak obiecałam następny będzie w piątek, chyba że ze względu na komentarze szybciej. Na razie niby nic się nie wydarzyło, ale impreza się jeszcze nie zaczęła.

Kawałek następnego rozdziału:


- A ty gdzie? Chcesz mnie samą zostawić?
- Nie, jasne że nie. Będę w hotelu w centrum. Nie martw się.
- Idiot. Idź na górę spać! Ale już dzieci o tej porze dawno śpią. - powiedziałam sarkazm tycznie.



Opinia zawsze spoko. Mam nadzieję, że przeczytałeś i zostawisz po sobie ślad :D.

sobota, 24 maja 2014

Prolog

             W końcu całkowicie należący mi się długi urlop. Dziś pozostało mi dokończyć trening Zumby. Dzięki niej poznałam wielu imponujących ludzi. Wieczorem ostatnia przed urlopem sesja dla Roberta. Należy się mu za ciężką pracę w końcu solidna nagroda fotografa oraz jedna z najlepszych wystaw w Polsce. Wróćmy do teraz. Zumba sprawia, że się chce tryskać radością. Tak, w końcu koniec. Nie przemyślałam co będę robić przez te dwa miesiące wypoczynku. W prawdzie to nie był czas wakacyjny lecz letni. Po drodze zaszłam na sesję strojów kąpielowych projektowanych przez moją przyszłą bratową. Oczywiście wybrałam zdjęcia tylko te które były bez żadnych " uszkodzeń ". Pożegnałam się ze swoim przyjacielem i zawitałam w domu. Pierwsze co zrobiłam to zaprosiłam Agę moją przyjaciółkę z polski. Dziś odbędzie się dzika dziewczęca impreza. Rodzice mieli swoje delegacje. Mama była " księgową " w miejscowym klubie siatkówki, natomiast tata był architektem. Na brak pieniędzy nie miałam co narzekać, ale nie lubiłam ich też za dużo wydawać ...  Przygotowałam popcorn, komedie romantyczne oraz jakieś gry. Rozmawiałyśmy o planach wypoczynkowych. Postanowiłam, że ten tydzień spędzę tutaj wraz z rodziną i przyjaciółmi, a później...? Całkowity spontan! Tam gdzie nogi poniosą tam będę...






I Mamy zapowiedź historii. Co sądzicie o  Vidal. Jak się zaczną jej wakacje? To już w następnym i pierwszym rozdziale. Teraz czekam na komentarze. Mam nadzieję, że zostawisz po sobie ślad :*
                                          
                                                                                                                                      Parker.

Bohaterzy

Poznaj moich Bohaterów....


Tasha Maz Vidal


Tasha, skromna, dwudziestoletnia dziewczyna. Pochodzi z Brazylii lecz od dwunastu lat mieszka z rodzicami w Polsce. Świetnie mówi po Niemiecku, Polsku, Angielsku i Brazylijsku. Jest uzależniona od sportu i często pozuje do zdjęć swojemu kumplowi. Od czasu do czasu jest trenerką zumby w miejscowej siłowni. Hobby, które w sumie co można określić bzikiem jest Borussia Dortmund.
Kochała oglądać ich mecze! Niestety tylko na jednym z nich była.








Rozalinda " Kate " Neumayer




Przyjaciółka Tashy. Urodziła się i mieszka w Niemczech.  Z Maz przyjaźnią się od sześciu lat. Wiedzą o sobie wszystko, chodziły od podstawówki do jednej klasy gdy ta mieszkała jeszcze w Polsce. Zajmuje się modelingiem i jest trenerem personalnym. Ma zamiar pójść na studia aktorskie. Jest typem skejta. Wszyscy chłopcy mają do niej słabość lecz jej serce jest zajęte. Szalona, zwariowana i bez przypałów nie ma życia.








Julio " Isco " Vidal




Starszy brat Tashy. Przezwisko Isco, ponieważ uważano, że jest jego klonem. Mieszka w Kolonii w Niemczech. Jest trenerem tamtejszego klubu FC Köln. Często grywa z nimi na treningach. Ma narzeczoną Albertę, znają się już dwanaście lat. Osobiście kibicuje BVB. Kocha swoją siostrę, która jest jego oczkiem w głowie niestety rzadko ją widuje.


Alberta Vidal - dos Santos

Ali jest narzeczoną brata Tashy od siedmiu lat. Ma dwadzieścia siedem lat i jest Hiszpanką. Traktuję Maz jak młodszą siostrę wraz z Kate lubią sobie dokuczać.  Często doradza jej w sprawach życiowych. Z zawodu jest projektantką mody.Spokojna, opanowana osoba, często uczęszcza na zakupy.





Mario Götze



 Reprezentant Niemiec. Zawodnik BVB z czasem FC Bayern. Szalony i zakręcony człowiek. Mimo że ma dopiero dwadzieścia dwa lata osiągnął bardzo dużo. Jego najlepszym przyjacielem jest  Reus, Lewy i Mo. Uwielbia poprawiać włosy. Większość uważa go za kobieciarza, a jest wręcz przeciwnie.





Marco Reus & Mats Hummels

Marco jest jednym z najlepszych reprezentantów niemiec i zawodników z BVB. Jest typem nieśmiałym lecz opiekuńczym. Nie przyjaźnił by sie raczej z Mario gdyby nie był troche zakręcony i zabawny z poczuciem humoru. Wcześniej pomylił rożniące się Borussie :).
Mats Hummels obrońca Niemiec i Dortmundu. Związany jest z Cathy Fisher prezenterką telewizyjną. Przyjaźni się z Isco oraz jego siostrą oraz Trijem polskim. Uwielbia imprezować oraz odpierniczać głupa z chłopakami z BVB.


Agnieszka & Karolina Dordowska



Agnieszka ( prawa )jest przyjaciółką Tashy w Polsce. Często jak to siostry się sprzeczają. Karolina, młodsza siostra Agnieszki odbiła jej chłopaka. Obie spotykają się z Maz. Niestety niedługo później ich kontakty zmaleją.









Oraz inni  m.in. zawodnicy, rodzina i sztab Borussi Dortmund,

Z Oczu, Aż Do Słów.

««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««

                Hej.! Zapewne zastanawiacie się o czym będzie blog. Więc jest on poświęcony historii, w sumie opowiadaniu o pewnej dziewczynie i zawodnikach Borussi Dortmund. Jest to mój pierwszy blog, dopiero zaczynam więc jeżeli nie spodoba się wam, piszcie o tym w komentarzach a ja postaram się zmienić i nie popełniać tych samych błędów. Na początku może się okazać nudny lecz z kolejnymi rozdziałami będzie się działo dużo więcej. Każda opinia jest dla mnie motywacją. Rozdziały będą się pokazywać około dwa razy w tygodniu, wtorki i piątki. Miłego czytania ;)

                                                                                                                                                                                                 Parker

««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««««