czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 19

- W sumie boje się trochę po tym horrorze.
- Przytulić cię?
- Nie trzeba.
Chłopak i tak to zrobił, a ja zasnęłam od razu.



*Nazajutrz*

Obudziły mnie szmery z parteru. Niechętnie otworzyłam oczy. Rozciągnęłam się i porozglądałam po pokoju. Dzień jak co dzień. Gorąco! Pufff... jedynie o czym teraz marzę to chłodny prysznic. Szczerze się trochę spociłam podczas spania. Może mi się coś śniło i jakieś emocje nawiązały. Zwaliłam kołdrę i wstałam. Zapomniałam, że po wczorajszym filmie Marco położył się ze mną. Wiem dziwnie do brzmi. Ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie wyobrażam sobie czegoś innego. Co do kołdry jak ją tylko zdjęłam to blondasek zaczął marudzić. Marudzić w sumie mruczeć. Podeszłam do okna i odsłoniłam rolety z zasłonkami. Teraz to już w ogóle marudził.
- Tasha. Wyłącz słońce guzikiem drzemka!- nakazł
- Już mi się śpieszy.
- Dasz pięć minut? - cały czas miał twarz schowaną w poduszkę więc mało co zrozumiałam
- Co ty tam mruczysz?- walnęłam się z powrotem na łóżko o bok Marco.
- To...!- o
- Weź puść mnie!
-...
- Marco!
- No proszę jeszcze pięć minut.
- Okej.
I znów zasnęliśmy, ale nie na długo. Ciągle słyszałam jakieś głosy. Czy to moja wyobraźnia płata mi figle? Lekko odsunęłam rękę Reusa i wstałam. Po cichu podeszłam do drzwi.
- Co ty robisz?
- Ciiii. - i pokazałam palec na ustach.
Głucha cisza. Czyli musiało mi się zdawać. Nie zaraz tam faktycznie ktoś chodzi i rozmawia. Cholera! Jeśli to włamywacze! Nie zaraz to rodzice! Jeszcze gorzej.
- Marco, Marco wstawaj do diabła! - trząchałam nim na wszystkie strony
- Co je? Pali się?
- Gorzej. Rodzice wrócili!
- Słucham?!- pytał zdziwiony i jednocześnie speszony tym co usłyszał.
- Jezu! To co słyszałeś!
- To ja się ubiorę. Pójdę do łazienki.
- Nie! zauważą Cię!
- To gdzie mam iść.
- Odwrócę się w strunę drzwi, a Ty się ubierz. - podeszłam do drzwi i odwróciłam się plecami do klubowej jedenastki. W sumie jak miała zamiar się przebrać? Przecież miał na sobie tylko bokserki. Założyć tylko spodnie i bluzkę i good!
- Już możesz się odwrócić.
- Dobra zróbmy tak jakby nic się nie stało. Leż na łóżku, a ja usiądę na krześle przy biurku.
Ogarnęłam szybko łóżko i siebie, a towarzysz przeczesał tylko włosy dłonią. Tak jak przewidziałam. Zaraz wparowała mam z tysiącami pytań na raz. Czy nie jestem głodna, chora czy coś tam. Szczerze wyłączyłam się po słowie dzień dobry. Marco też się przywitał.
- Mamo...Hej Ciebie tez miło widzieć. Co tak wcześnie? - powiedziałam akcentując ostatnie słowo.
- Dziadkowie pojechali już do Honoraty, dlatego. Pogadamy później. Kto to?
- To Marco mój kolega. Przyjechał w odwiedziny.
- Dzień dobry, Marco, jeszcze raz. Miło mi Panią poznać. Tasha dużo opowiadała. - teraz gadał po angielsku, wcześniej wspominałam mu, że moja mama inaczej nie potrafi.
- Dzień dobry. Ciebie też miło poznać. Adelina.
- Idę już do taty. - dodała po chwili i opuściła pokój.
Zapanowała cisza, którą przerwał.
- Miła kobieta.
- Do czasu. Głodny?
- Nie za bardzo, ale jak ty coś przygotujesz to zjem.
- Ależ słodzisz. Ale najpierw idziemy do łazienki.
- Razem. - uśmiechnął się łobuzerko.
- Tak...ale ty do mojej, a ja do drugiej.
- Pfff...
Oboje śmialiśmy się z całej sytuacji. Czasami głupie skojarzenia mogą powalić człowieka na podłogę ze śmiechu. No bo zobaczyć. My z Marco często żartujemy na różne tematy. Nawet na takie przez które większość dziewczyn by się obraziła. A ja? Mnie to nie rusza. Przyzwyczaiłam się do niego. I pomyśleć, że znamy się tak krótko. Fajny z niego kumpel. Mam nadzieję, że tak pozostanie na zawsze. Wiemy o sobie dosyć dużo. Nawet te najbardziej krępujące rzeczy. Oprócz mojej tajemnicy. Tajemnicy z Moritzem. Zdążyłam już o tym zapomnieć.
Wzięłam szybki chłodny prysznic. Umyłam się kokosowym mydłem i nałożyłam balsam. Owinięta ręcznikiem wróciłam do swojego pokoju po ciuchy. Na łóżku czekał już na mnie Marco.
- Już skończyłeś? - spytałam wyraźnie zdziwiona
- Tak i czekam na Ciebie.
- Oki to jeszcze chwilka. Makijaż, fryzura i ciuchy.
- Jasne. Nie śpiesz się.
Wróciłam i jak najszybciej się ubrałam. Myślę, że taki strój zapewnia mi wygodę i swobodę. Mam zamiar dzisiaj gdzieś wyjść a jest bardzo, bardzo gorąco. Zajęło mi to mało czasu jakieś dziesięć minutek. W takim czasie lekko podkręciłam włosy i zrobiłam makijaż. Gotowa zawitałam do chłopaka i zeszliśmy do kuchni przygotować sobie śniadanie. Co prawda kazałam mu usiąść w salonie, a ja jak skończę to zawołam. O dziwo posłuchał o.O Jeszcze lepiej, ponieważ siedzi tam mój tata i ogląda jakiś mecz. Oni to się akurat dogadają mój tata świetnie umie niemiecki. Ja zajmowałam kuchnię wraz z mamą robiąc śniadanie. Trochę późne bo jest już po dziesiątej. Zdecydowałyśmy na kanapki z awokado, zieloną kawę i świeże owoce. Nie obeszło się bez rozmów.
- No to co jest pomiędzy wami?
Jej szczerość mnie powala. Hahaha jak walić to prosto z mostu. Cała moja mama. Gada to co jej ślina na język przyniesie. Co mam jej powiedzieć jak powiem, że nic to ta i tak będzie sobie wmawiała. Z drugiej strony jak jej coś powiem to będzie się wtrącać. Najgorsze było to, że zapytała się wtedy kiedy ja piłam wodę. Na pewno musiałam głupio wyglądać, bo nawet Reus się spojrzał na mnie jak na idiotkę. Serio wyglądało to dosyć komicznie. W geście uśmiechnęłam się tylko to mojej przyjacielskiej lamy i gadałam znów z mamą.
- Mówiłam to tylko przyjaciel. Nie chcę się na razie z nikim wiązać.
- Dziewczyno! Później będziesz stara i ...
- bla, bla, bla... tyle razy już to słyszałam. Jak będę kogoś miała to Ci powiem, jasne?
- Oczywiście. Proszę już macie gotowe.
- Jasne.
Weszłam do salonu gdzie jeszcze siedzieli Marco i Mój tata i razem na jakiś temat dyskutowali. Stałam nad blondynem jakiś czas, a ten się dopiero kapnął, że czekam i czekam. Spojrzał na mnie z miną szczeniaczka. Nienawidzę tego zawsze wtedy ulegam.
- Błagam, nie rób tak. Tato mama mówiła, że czeka na górze.
- Już biegnę.
- Ładnie wyglądasz.
- Już się tak nie podlizuj. Śniadanie na stole w ogrodzie.

* Marco *
Dziewczyna zajęła się śniadaniem, a mi kazała zasiąść i poczekać w salonie. Powiem na rękę mi to. Też nie mogę się sprzeczać bo wyrzuci mnie za próg i co wtedy. Przecież ja nawet nie wiem czy tu są hotele i gdzie.? W salonie siedział o ile się nie mylę jej tata.
- Przepraszam można? - wskazałem na kanapę.
- Osz cholerka. Jasne usiądź. Jestem Marcelo.
- Miło Pana poznać. Marco - podaliśmy rękę na znak zapoznania.
- Ty jesteś chłopakiem mojej córki?
- Nie, nie. Przyjaźnimy się.- uśmiechnąłem się
- Szkoda. Mieć takiego zięcia jak piłkarz BVB Marco Reus to fiu, fiu.
- Kto gra?
- Legia Warszawa - Śląsk. Powtórka.
- Z chęcią obejrzę.- Dosiadłem się do towarzysza meczowego. Mecz ciekawy. Chociaż szczerze lepiej wygląda bundesliga.
Bardzo miło się rozmawiało z panem Marcelo/ Miły z niego facet. W końcu z kimś mogę pogadać o piłce nożnej. Jasne, z Maz też mogę zawsze i wszędzie, ale facet z facetem to inna sprawa. Dowiedziałem się, że jest świetnym architektem, a jego żona Adelina jest księgową tutejszego klubu siatkówki.
Ojciec Tashy jest bardzo ciekawy albo coś  go trapi. Wypytywał o najmniejszy szczegół PRZYJAŹNI mojej i jego córki. Nie wyglądamy na parę, a co ważniejsze nie jesteśmy razem. Pytał jak się poznaliśmy, ile się znamy, czy ja coś do niej czuje i na odwrót. Nawet nie męczyło mnie to. Wydawało mi się to po prostu śmieszne. Temat spłyną na grę. Jak to jest być sławnym piłkarzem i w ogóle. Sam kiedyś był piłkarzem kiedy jeszcze miał kondycję.
Mecz w telewizji dobiegał końca. Wynik 3:1 dla Warszawy. Dziewczyna zawitała do salonu po czym jej ojciec zmył się na górę, a my zasiedliśmy do śniadania. Pyszności. Zasiadłem pierwszy po czym dziewczyna się dosiadła
- Widać mój tata upatrzył się przyszłego zięcia.- wypowiadała słowa ze śmiechem i uśmiechem.
- Najwidoczniej. - mimowolnie uśmiechnąłem się upijając łyka kawy - Nie wiem jak ty ze mną wytrzymasz do końca życia.
- Jakoś będę musiała.
- Umiesz gotować?
- Słucham?! - zbulwersowała się
- Czy um...
- Słyszałam... Już nie pamiętasz kto ci wczoraj ugotował obiad?
- Faktycznie.
- Dużo zarabiasz?
- Wystarczy aby utrzymać trójkę dzieci.
- Trójkę?! - mówiła widocznie zdziwiona
- No tak. Dwóch chłopców i dziewczynka.
- To ja się przejdę do kuchni po wode. - i wyszła
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Mój przyjaciel się do mnie dobijał.
- Siemasz Mario. Co tam?
- Nudzę się. Kiedy wracasz?
- Dobra, dobra. Czego naprawdę chcesz? - wiedziałem, że czegoś oczekuje
- Dałeś?
- Nom.
- I jak zareagowała?
- Hmm... Jakby to Ci... - w tym momencie wparowała Tasha.
- Wiesz Marco. Jak mamy mieć trójkę dzieci to ja wolę dwie dziewczynki i chłopca. Katja i Lara oraz Felix.
Dziewczyna najwyraźniej nie zauważyła, że rozmawiam z najlepszym kumplem oraz jej adoratorem, który to ukrywa!
- Marco? Czy przypadkiem nie słyszałem jej obok?
- No tak... - cholera, ale klapa. Co on sobie teraz o mnie pomyśli.
- Nara. Nie przeszkadzam wam.
- Ja pierdziele. Mario... Halo!
- Powinnam bardziej uważać co mówię. - zasmuciła się
- To nie Twoja wina. Przejdzie mu.
- Mam nadzieję. - Czekam na tą trójkę - dodała po chwili.
- Coś Ty nie zrobiłbym tego Mario.
- Co?!
- Ty głupia jesteś czy ślepa? - zapytałem ironicznie
- Spadaj!
- On się w Tobie buja!
- Ploty roznosisz.
-Wcale nie.
- Mówił Ci to?
- No nie.
- Przyznał to?
- No nie.
-Więc nie!
- Tak. Koniec i kropka. I tak będziecie razem. Idziemy gdzieś dzisiaj?
- Nie. Nie będziemy razem. A iść możemy razem na stadion.
- Okej. To ja idę się ogarnąć. Dziękuję za śniadanie.

* Tasha *
Jezu jak ten człowiek pozytywnie mnie wkurza. Tak i nasza przyszła trójka dzieci. A Goetze?
Szkoda mi go, bo to przeze mnie się pokłócili. A Reus? Głupoty gada od cholery. Przecież jak taki sławny bogaty i wszędzie znany Mario może być z taką przeciętnicą spod miotły jak ja? Jesteśmy od siebie różni statusem. Chociaż ludzie mówią " Miłość nie wybiera " i tak dalej. A nawet jeśli to ja byłabym kolejną zabawką na pół roku może i krócej. Dlaczego? On może mieć każdą modelkę, aktorkę i piosenkarkę. Ja jestem zwykłą dwudziestoletnią dziewczyną, z zwykłego domu z normalnej nie sławnej rodziny. Jedyny znany to mój brat. I to wszystko. Kogo mogło by to skusić? Nie czekaj tego łajzę Łukasza. omijam go szerokim łukiem. Jak dotychczas go nie spotkałam i mam nadzieję że go więcej nie spotkam.
Sprzątnęłam ze stołu po śniadaniu. Jestem cała pełna. Ledwo co się ruszam! Wstawiłam naczynia do zmywarki i włączyłam na dwie godziny. Rodzicom przekazałam, że wychodzimy i nie wiemy kiedy wrócimy. Założyłam buty i czekałam w przedpokoju na przyjaciela. Po kilku minutach dołączył do mnie i wyszliśmy.
- Tak w ogóle czemu stadion? - spytał spod swoich okularków
- Najczęstsze miejsce spędzania czasu przez ludzi.
- Aha. Nie poznają mnie?
- Spod okularków na pewno nie.
- Ach tak.
Tak zwiedzaliśmy sobie drogę do stadionu i stadion. Może aż tak okazały nie jest, ale to najlepsze miejsce do spędzania czasu. Można popatrzeć jak ludzie grają i samemu poćwiczyć. Pamiętam jak jakieś pięć lat temu przychodziłam tu z Przyjaciółkami. Tak Natalia i Patrycja. Lecz jakiś czas później nasze kontakty zmalały niestety.
Idąc główną ścieżką doznała szoku. Nerwy mi od razu podskoczyły. Co robić? Nie ma się gdzie ukryć. Nie teraz, nie dziś, nie w tym momencie.
- Marco..


_______________________________________________________

Ta Da! Wracam do was po dosyć długiej przerwie za co przepraszam. Podzieliłam ten rozdział na dwa. Uznałam, że jest okropnie za długi! A emocje i zagadki też trzeba zostawiać na deser ;ooo
Więc koniec wakacji! Mój Boże, Why????!!!!!!!!!!
Jak wam się podoba? Mi osobiście nie za bardzo. Już niedługo bomba wybuchnie.
Czego się spodziewacie?
Tym razem powodzenia w nowym roku szkolnym i pozdrawiam :************





niedziela, 24 sierpnia 2014

Podziękowania!

Jest już 1500 odwiedzin! Dziękuję za to wszystkim wiernym czytelnikom i tym co tylko rzucili okiem. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie nas jeszcze więcej. Dziękuję Mila bvb za częste komentarze. Wasze częstsze odwiedziny motywują do dalszej pracy i nowych rozdziałów. Czekają tylko na opublikowanie ; D. Jest ich mnóstwo! Obiecuję, że niedługo będzie ich dużo dodanych. Jeszcze raz DZIĘKUJĘ i do zobaczenia. :* <33


 COŚ Z MECZU WKS ŚLĄSK - BVB
I ZBUDOWANY PRZEZE MNIE STADION SIGNAL IDUNA PARK W DWA DNI.
PRZYNOSI SZCZĘŚCIE ZAJĘŁAM PIERWSZE MIEJSCE!







niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 18

- Proszę. Twój hotel. Dawny pokój Isco, ale mniejsza.
- Nie, no żartujesz?
- Nie. Koniec i kropka!
- Dobra. Okej okej. Sama tu mieszkasz?
- Nie. Z rodzicami, ale wyjechali.
- Mam dla ciebie taki mały drobiazg.
- Jaki?
Chłopak wręczył mi jakąś kopertę z karteczką w środku. Okup? Haha. Na co byłby ten okup.
Trzymałam ją w dłoniach zastanawiając się co to może być.
- To od Mario. - Wystrzelił jak z armaty.
- Aha.
- Nie czytałem i nie zaglądałem.
- Spokojnie ufam Ci. - posłałam chłopakowi szczery uśmiech. - Przeczytam później.
- Jak wolisz. W co się ubierasz na wesele?
- Nic zaplanowanego jeszcze dokładnie nie mam, ale...
- To na co ty jeszcze czekasz?! Ubieramy buty i to najbliższej galerii.
- To Cię muszę zmartwić.
- Dlaczego? - pytał blondyn ze zdziwieniem
- Tu jest takie zadupie, że nawet galerii wartej uwagi nie ma.
- A gdzie jest warta uwagi?
- Ponad sto kilometrów dalej.
- Ależ mi daleko.
- A czym tu dotarłeś?
- Autem.
- No i wszystko jasne.
- To jak? Jedziesz?
- Daj mi chwilkę. Pójdę po rzeczy.
- Oki poczekam.
Szybko ulotniłam się do łazienki. Poprawiłam włosy i makijaż. Jeszcze po drodze zgarnęłam wodę. Dosyć szybko założyłam buty. Zamknęłam drzwi na taras i wejściowe chłopak czekał już oparty o maskę samochodu. Piękny i czarny Aston Martin. Chłopak otworzył mi drzwi i sam zasiadł na miejscu kierowcy. Samochód w środku jak i na zewnątrz prezentował się świetnie. Kierowca też bardzo dobrze do niego pasował. 
- Wiesz jak dojechać?
- Nie bój się Tasha, mam GPS.
- To wpisz Gdańsk. Hahaha.
Chłopak głowił się jak to napisać. Patrzyłam na niego z śmiesznym wyrazem twarzy. Za każdym razem pisał co innego.
- Pomożesz mi?
- Jasne. - Dał mi swój telefon. Ładny, bo żółty. Wpisałam trasę Kwidzyn - Gdańsk. Trasa przewidziana na ponad godzinę. Zapięłam pasy i ruszyliśmy.
- Po drodze jest jakaś autostrada?
- Płatna.
- Szybko z niej wyjedziemy, zapłaci się i będzie dobrze.
- Miejmy nadzieję. - powiedziałam obojętnie.
- Chyba nie boisz się szybko jechać?
- Jasne, że nie. Sama tak jeżdżę.
- To dobrze. Nie będzie problemów.
Trochę czasu minęło a my już byliśmy na autostradzie. Marco pędził około 200 km/h. Nie przerażało mnie to. Wręcz przeciwnie bardzo mi się to podobało. Jedyny kawałek drogi o dobrej nawierzchni. Przy bramkach zapłacił w Euro. Chciałam ja, ale on się uparł i powiedział, że jak nie przestanę to mnie zostawi na najbliższym skrzyżowaniu.
Nawet godzina nie minęła, a my byliśmy już w Gdańsku. Jak to możliwe? Szybki samochód, dobry kierowca i autostrada. Teraz przejechać przez miasto to nie lada wyczyn. Po kilkunastu minutach byliśmy w galerii. Wysiadłam z samochodu i czekałam na blondyna.
- Idziesz?
- Już, już. Widziałaś gdzieś moje okulary?
- Mam je na nosie. - oddałam Reus'owi - Proszę.
- Dziękuję. Wiesz dał bym Ci je, ale mogą mnie rozpoznać.
- Rozumiem.
- Bluzę mam brać?
- Nieee... tu aż tak Cię nie rozpoznają.
- A tatuaż?
- Jezu, choć już!
Więc zaczyna się wielki spacer po galerii. Co prawda omijałam te sklepy z chińszczyzną. Interesowały mnie te bardziej z sukienkami itp. Mierzyłam już ponad dziesięć. Jedna za duża, druga nie ten kolor i tak dalej. Weszłam do ostatniego sklepu z sukienkami. Przebierałam jedną po drugiej. Wzięłam kilka do przymierzalni. Żadna z nich mi nie odpowiadała. Nie wiem już co mam włożyć. Najlepiej jak pójdę w spodniach.
- Tasha. Mogę?
- Jasne. Wchodź. Jestem ubrana.
- Może ta? Przymierz. - Podał mi długą sukienkę.
- Oki.
Kolorek miała ładny. Długa aż do ziemi. Pasowała mi. I się podobała. Jak on tego dokonał? Mężczyzna. No proszę rzadko kto ma gust z płci przeciwnej. Lecz Marco trafił w samo sedno. Potrzebowałam tylko ostatecznej decyzji.
- Marco!
- Tak?
- I jak? - zrobiłam kilka obrotów wokół własnej osi.
- Wow... Super.
- Czyli...
- Musisz ją wziąć i złożyć na wesele.
- Oki to ja się ubiorę i do kasy.
- To daj mi ją. Potrzymam.
Wręczyłam chłopakowi sukienkę i ubrałam się w poprzednie sukienki. Wróciłam do Marco, który już na mnie czekał.
- Gdzie moja sukienka?
- Tutaj. - Wręczył mi papierową torbę
- Ej! Ja za siebie płacę! Daj mi paragon i oddam Ci.
- No widzisz. - Wziął go z portfela i podarł. - Tak przypadkiem się podarł
- Reus!
- No proszę Cię. Daj już spokój. Taki prezent.
- Nie przyjmuję takich. - uśmiechnęłam się szyderczo.
- Trudno przeżyjesz. - zrobił to samo.
- Głupio mi teraz. Sama bym sobie ją kupiła.
- Nie marudź już.
- Jak wolisz. A Twój garnitur?
- Zaraz kupię jest tu sklep?
- Tutaj. - Wskazałam na sklep obok.
Widać nie tylko ja mam problem z wybraniem ciuchów. Jakieś dwadzieścia minut później w końcu wybrał. Zrobiłam to samo co on mi. Zabrałam jego garnitur i za niego zapłaciłam. Łzy ze śmiechu nie mogły przestać się lać. W końcu zasiedliśmy w jakiejś restauracji. Zamówiłam sałatkę i mój towarzysz również.
Do samochodu wróciliśmy zaopatrzeni w nowy garnitur, krawat buty i kilka rzeczy. Ja jeszcze miałam sukienkę, buty, biżuterię itp. Wpadłam na świetny pomysł. Zapakowaliśmy wszystko do samochodu. Szybko wróciłam do jednego sklepu, a Marco kazałam poczekać w aucie.
Kupiłam strój kąpielowy, kąpielówki dla Reusa, zapłaciłam i wróciłam do przymierzalni i założyłam go pod spód. Zajęło mi to jakieś piętnaście minut. Biegiem wróciłam do towarzysza.

- Proszę to dla Ciebie.
- Dla mnie? Za co? - pytał widocznie zdziwiony.
- Otwórz.
- Co to?
- No otwórz!
- Już, już. - Jego mina podczas oglądania bezcenna. - Kąpielówki? Dziękuję, ale po co mi?
- Jedziemy teraz na plaże.
- Nie wiem jak.
- Jedź poprowadzę
Dotarliśmy po jakimś czasie na plażę. Zajęliśmy kawałek tej prywatnej - płatnej. Oboje się przebraliśmy. Ja w nowo zakupiony kostium, a blondyn w spodenki kąpielowe i czarny podkoszulek.
Oczywiście nie omieszkał z selfie i jeszcze mnie oznaczył na instagramie. Na szczęście ma profil prywatny.

Jakieś kilka godzin później wróciliśmy do domu. Oboje zmęczeni. Tylko kąpiel i kolacja i spać!
Zakupy postawiłam u siebie w garderobie. Dałam ręczniki Reusowi, a sama poszłam robić kolację. Przygotowałam rybę z warzywami. Wyszło powiem skromnie całkiem nieźle. Nakryłam stół w ogrodzie i nałożyłam jedzenie na talerze. Klubowa jedenastka wróciła i zasiedliśmy do posiłku.
Posprzątałam ze stołu i ogarnęłam naczynia. Zmęczeni całym dnie opadliśmy na sofę.
- Co robimy?
- Może jakiś film?
- Nie mam ich za dużo.
- Mam na dysku przenośnym.
- To weź laptopa z mojego pokoju, wybierz coś, zrób popcorn jest w kuchni, a ja pójdę wziąć prysznic.
- Okey.
Ledwo przytomna weszłam do łazienki, rozebrałam się i wzięłam zimny prysznic. Dosłownie. Zamiast letniej odkręciłam zimną. Brrrr... Szybko ubrałam się w piżamkę tak jak by i wróciłam na dół. Tam go nie było. Wróciłam do swojego pokoju. No i pewnie miał mojego laptopa na kolanach.
- Jakie masz hasło na kompka?
- Poczekaj zaraz wpiszę. - Mówiłam rozczesując włosy.
- Już nie trzeba. - szyderczy uśmieszek.
- Jak Ty to...?
- Wiesz po prostu wpisałem mr11. - Czuję jak się rumienię. To tak jedno znacznie wyszło. - Uwielbiam jak przeze mnie się rumienisz. A poza tym jestem pewien, że nie tylko Ty masz takie hasło.
- Na pewno. Wybrałeś coś?
- Horror.
- Może być. Lubię je czasami oglądać.

Walnęliśmy się razem na łóżko i oglądaliśmy ten " horror ". Jednocześnie się myliłam był zabójczo straszny. Gdy nastąpił koniec filmu schowałam się pod kołdrę, a chłopak poszedł o siebie. Nie mogłam zasnąć.
Mijał tak czas i mijał siedziałam już tak godzinę. Jest pierwsza w nocy. Usłyszałam ciche pukanie. Grzecznie odpowiedziałam wejść.
- Też nie możesz spać?
- Nie za bardzo.
- Pogadamy?
- Jasne. Maciam kawałek kołdry. - uśmiechnęłam się.
- Czytałaś list?
- Nie. Poczekaj mam go tu.- Wyjęłam i zaczęłam czytać.
Do Tashy...
Hej mała. Wiem, że nie za bardzo chcesz słyszeć o mnie po tej akcji na lotnisku. Wiem, że schrzaniłem. Tobie i mi zależy na przyjaźni. Ja to wszystko ... szkoda gadać. Nie wiem co się ze mną działo w tamtych sytuacjach. Coś mnie popychało aby to zrobić. Wiem też, że Ty tego nie chciałaś. To jedynie i wyłącznie moja wina. Ja po prostu jestem facetem. A czasami mamy takie odpały, że później tego żałujemy, a ja właśnie tak się czuję. Tęsknie za naszą przyjaźnią chociaż tak mało się znamy. Mam nadzieję, że to się tak nie skończy. Brakuje mi Ciebie przy mnie. Jest teraz we mnie taka pustka. Przepraszam. Do cholery Przepraszam! Obiecuję zrobić wszystko aby tego drugi raz nie schrzanić. Tylko Ty też mi obiecaj, że to się tak nie skończy...
                                                                  Twój Mario.



Łzy leciały nie ma co ukrywać. Marco otulił mnie ramieniem. Jak już się uspokajałam to znów wybuch płaczu.
Teraz też właśnie uświadomiłam sobie, że zagrałam nie fair. Nie mam mu tych wszystkich akcji za złe.
- Tasha już spokojnie. O co chodzi.
- Masz... - podałam mu list. Czytał z uwagą
- O jakie akcje chodzi?
- Pamiętasz jak ty spałeś u mnie na łóżku, a ja Cię wtedy zauważyłam  i ...
- Chodzi o niedoszły pocałunek?
- Kilka takich. - powiedziałam ciszej.
- Kilka? Czemu ja o tym nie wiem?!
- Aj tam...
- Nie aj tam! Zarywa do Ciebie? Ale numer. - Skakał i śmiał się jak głupi, że nawet mi się humor polepszył - Ty też coś do niego czujesz co nie?
- Właśnie nie wiem.
- Pasujecie do siebie. Może spróbujecie co?
- Wiesz... Nie myślę, że nie.
- Okej. Dobra idę spać.
- Oki. - Chłopak położył się na moje łóżko. - Nie wcale mi to nie przeszkadza. Jasne, że możesz.
- Sorka.
- W sumie boje się trochę po tym horrorze.
- Przytulić cię?
- Nie trzeba.
Chłopak i tak to zrobił, a ja zasnęłam od razu.

***************************************
Mamy osiemnastkę! Hahaha. Dużo się będzie działo. Przepraszam, że wcześniej nic nie dodałam, ale miałam powody.
WKS Śląsk Wrocław SA - Borussia Dortmund
0 : 3
Mecz piękny i te emocje *o*
Zdjęcia i filmik z meczu możecie zobaczyć na http://instagram.com/pajper11
Jutro dodam wpis na bloga ze zdjęciami i filmikami z meczu. Dzisiaj niestety nie mogę problemy z telefonem.