czwartek, 25 września 2014

Rozdział 23

          Wróciłam do salonu gdzie była większość chłopaków. Chciałam iść na taras gdzie było żeńskie towarzystwo. Uniemożliwił mi to Erik kiedy złapał mnie za biodra i objął jedną ręką.
Pierwsze co to spoczął na mnie wzrok Mario. Nie wiem sama dlaczego, ale wciąż nie mogę zrozumieć jego postępowania. Najpierw kłótnia na lotnisku, a później list. Jak ja mam to rozumieć?
Tysiące pytań wokół mnie fruwały.
- Tasha! W końcu jesteś. Co się stało?
- Oj Hummi! Nie przejmuj się tak. Musiałam się trochę, że tak to ujmę pozbierać, ale teraz jest lepiej.
- Na pewno?
- Jasne. - posłałam mu ciepły uśmiech
- Napijesz się czegoś?
- Nie dzięki. Jakoś nie mam humoru przez tą lalunię.
- Teraz wiem, że się z Tobą nie zadziera. - dodał Lewy.
- Owszem. I jeżeli pozwolicie to pójdę do dziewczyn.
- Okey. Jasne.
No po prostu wpieniła mnie ta lalunia jak nie wiem co! Współczuję z góry Mario tej dziewczyny. W sumie niby dlaczego ja tak zareagowałam. Zachowałam się jak jakaś cholernie zazdrosna żona. A nawet nas nic nie łączy.
- Hej dziewczyny! - powiedziałam
- Chryste Panie! Uszczypnijcie mnie! - mówiła Ania. - Ała. Żartowałam.
- Tasha! Boże! Gdzieś ty się podziewała?
- W Polsce. Miałam kilka spraw do załatwienia.
- Ach no przecież. Zapomniałam. - dodała Cathy
- Jak to. To Ty wiedziałaś?
- No z gazet wszystkiego się dowiesz. Nawet tego, że się z Marco nie przyznajecie, że chodzicie ze sobą.
- Słucham?! - zdziwienie malowało się na mojej twarzy.
- Poczytaj w internecie.
- Świetnie! Raz jestem z Marco, a raz jestem w związku z Mario. - mówiłam podniosłym tonem. - Co tak patrzycie?
Dziwne uczucie gdy skończyłam swój monolog wlepiły we mnie swój wzrok. Było to naprawdę irytujące, ponieważ było ich na tarasie od groma!
Jak się okazało patrzyły na drzwi, a bardziej szczegółowo na tego kto w nich stał a mianowicie człowiek z którym mam dziecko według gazet.
- Hej. Możemy pogadać?
- A mamy o czym?
- Dobra nie będę namawiał. Cześć.
Najgorsze rysowało się to, że dziewczyny wszystko to widziały i słyszały.
- Czemu go tak potraktowałaś?
- Możemy o tym nie gadać?
- jasne, rozumiem.
My jak to kobiety gadałyśmy o wszystkim. Od ciuchów po ilość soli potrzebnej do potraw. Nie muszę ukrywać, że troszeczkę wypiłam. Odczuwałam wielką chęć do alkoholu co się rzadko u mnie zdarza. Piłam jeden, dwa ewentualnie osiem drinków procentowych. Czasami już nie mogłam kontaktować.

* Poranek *
Obudził mnie mój brat. Teraz dopiero uświadomiłam sobie jak ja go bardzo nienawidzę! Dochodzi ledwo ósma. Czy on nie rozumie, że człowiek po imprezie potrzebuje sporej dawki ilości snu. No i oczywiście aspiryny i innych mikstur na kaca.
Nie za chiny nie będę wychodzić z łóżka. Z drugiej strony jest mi niedane leżenie. Tym razem ktoś dobijał się do drzwi.
- Zanim wejdziesz to najpierw pofatyguj się po tabletki, wodę i śniadanie dla mnie! - mówiłam pod nosem dosyć głośno.
Ktoś odpuścił na jakiś czas. Niecałe dziesięć minut później dostałam szoku. Mianowicie zostałam obsypana gilgotkami.
- Nie dooosyć!... Odpuść! Już, juuuuż.... Wstaję!
- W końcu!
- Co Ty tu robisz Mo?! I dlaczego na mnie siedzisz?
- Wczoraj byłaś bardziej milsza.
Zamilkłam
- Musiałem Cię doprowadzić tutaj do domu. Erik i reszta byli nachlani więc...
- A no dzięki - uśmiechnęłam się co on odwzajemnił. - Pójdę się przebrać, poczekaj, a ja zaraz dołączę, ok?
- Jasne nie śpiesz się.
Opuściłam pokój udając się do mojej łazienki.
Mój Boże. Ja wczoraj aż tak zabalowałam, że trzeba było mnie pod dom.? Sama siebie ostatnio nie poznaję. Wystarczyło tylko tutaj przyjechać i od razu coś odwalę. Tylko, że ja nic nie pamiętam z wczorajszej imprezy. Mam tylko nadzieję, że nic głupiego nie odwaliłam.
Wzięłam ciepły, szybki prysznic, umalowałam się lekko i przebrałam się w pierwsze lepsze ciuchy jakie wpadły mi w ręce.
- Mam nadzieję, że długo nie czekałeś?
- Tylko piętnaście minut. Poprzeglądałem Twoje rzeczy z nudów. - jego uśmiech powala
- Powiedz mi czy ja aż tak bardzo zabalowałam wczoraj? - mówiłam siadając przy nim na łóżku.
- Oj tak.
- Pamiętasz co ja wtedy robiłam?
- Nie za bardzo wiem, ponieważ gadałem z Tobą godzinę przed wyjściem, a później odstawiłem Cię tutaj do Twego łoża.
- Śmieszne naprawdę. - udałam małego foszka
- No nie gniewaj się.
-...
- Tasha.
-...
- Proszę Cię. Nie fochaj się!
-... - odwróciłam się do niego plecami.
- Teraz przegięłaś! - wyłożył mnie na plecy na moim łóźku.- Dalej się się odzywasz?
- ...
- Okej sama chciałaś!
Idiota zaczął mi czochrać włosy, łaskotać i bić poduszką. Ja cały czas się nie odzywałam. Oddawałam tylko mu poduszką i dokuczam. Dusiłam w sobie śmiech. Miałam wrażenie, że zaraz nie wytrzymam. Odpuściłam, ale z powrotem wylądowałam na łóżku. Złapał mnie za kostki. Miałam nadzieję, że nie skończy to się tak jak na plaży.
- I co rozejm?
- Nie mogę być na Ciebie zła.
- Dobra wstawaj i jedz to śniadanie.
- Okey.
Rozsiadłam się na łóżku i zajadałam pyszności. Odżywiam się zdrowo, ale szkoda nie zjeść tak przygotowanego śniadania.
- W ogóle jak tu przyszedłeś.
- Twój brat mnie wpuścił. - nastała cisza - Chciałem Cię przeprosić
- Mnie za co?
- Za to na plaży miesiąc temu.
- Trudno stało się.
- Nie jesteś zła?
- Nie czemu?
- Dobra nie ważne. Muszę lecieć na trening.
- Już? - spytałam zasmucona
- Tak. Pa pa! Może wpadniesz na trening?
- To może się zabiorę od razu z Tobą?
- Tylko szybko.
Wzięłam szybko jakieś budy. Lekkie na koturnie z nike. Takie same ma Ania.
Nie wiem czy to dobrze, że pojechałam razem z nim na trening, ale co bym robiła. Siedziałabym pewnie w domu oglądając jakieś filmy albo ćwiczyłabym w ogrodzie. Teraz się nie będę nudzić. Bo jak? Mam wokół siebie bandę przypałów!

* Trzy godziny później *
Wraz z chłopakami wybrałam się na spacer i do kawiarni na jakiś lekki poczęstunek. Po drodze nie mogłam przestać się śmiać. Lewy podłożył haka Marco za co ten zaczął rzucać w niego trawą. Skończyło się to tak, że i to Mario oberwał w twarz. Śmiałam się do bólu z jego miny. Wyglądał jak na żelowany królik z trawą.
- Aż ta Ci do śmiechu?
- Bardzo. - dodałam między napadami śmiechu.
- Niech no Cię łapię.
Uciekałam spory kawałek drogi przed tym łamagą. Zaraz za nami biegli chłopaki, którzy jak tylko zauważyli plac zabaw nie omieszkali się na nim pobawić. Kuba huśtał Mo, a Marco zjeżdżał na ślizgawce razem z Lewym. Ja biegłam za nimi na ten plac. Wbiegając do piachu nie zauważyłam wystającej belki i się o nią potknęłam co równało się z twarzą w piachu. Mario w tym samym miejscu się potknął i leżał na mnie.
- Chłopaki! Sandwich!. - Krzyczał Lewy, a zaraz na mnie leżał Mario, Marco, Lewy, Kuba, Mo i reszta.

__________________________________________________
Przepraszam, że w sumie o niczym, ale nic dawno nie dodałam i źle mi z tym
Co gorsza jestem chora i ślęczę z laptopem na kolanach ob jakiś dwóch godzin pisząc to.
Obiecuję, że następnym razem nadrobię.
Zbliżamy się powoli ku końcowi. Niestety. Nie jestem pewna czy ktoś to czyta ;/
Pod rozdziałami albo jest zero albo jeden komentarz co też strasznie demotywuję ;(
Nie jestem zadowolona zbytnio z tego rozdziału.
Do zobaczenia na następnym. :)







środa, 24 września 2014

Liebster Award!

Ochochoooooooo!!!
Dzisiaj zostałam nominowana! Dziękuje, ponieważ to moja pierwsza nominacja (!).
Miło dostrzec, że doceniacie moją ciężką prace :D
Dziękuję Mila bvb za nominowanie. Jest mi bardzo miło <3

Oto Jej pytania do mnie:

1.Ulubiony kolor?
2. Twój ulubiony piłkarz?
3. Ulubiony rodzaj muzyki?
4. Masz jakąś pasję?
5. Jak chciałabyś nazwać swoje dziecko? :)
6. Ile blogów obserwujesz?
7. Masz rodzeństwo?
8. Ulubiony klub piłkarski?
9. Real czy Barcelona?
10. Co cię inspiruje w pisaniu?

1. Biały :D
2. Trudno wybrać, ale najbardziej uwielbiam Ich:


3. R&B and POP
4. Gra w piłkę, siatkówka, malarstwo, nagrywanie piosenek/muzyki na płytę.
5. Dziewczynka: Yonce, Irina
Chłopiec: Eric, Alex
6. Ponad dwadzieścia c;
7. Dwóch braci: Adrian i Artur
8. Borussia Dortmund i FC Barcelona
9. Barca.!
10. Inspiracją są dla mnie moje wymysły przed snem
oraz
Doświadczenia innych ludzi w prawdziwym życiu. ;D

Ja nominuję:
http://patrz-na-tych-obok.blogspot.com/
http://tres-metres-sobre-el-cielo.blogspot.com/
http://jameinbrudermarcoreus.blogspot.com/
http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
http://mercedesycristiano.blogspot.com/



PYTANIA:
1. Nosisz jakiś pseudonim?
2. Kto powinien w tym roku wygrać Ligę Mistrzów?
3. Opisz Siebie w kilku słowach.
4. Kto jest Twoim ulubionym bloggerem?
5. Jak bardzo wczuwasz się podczas pisania nowego rozdziału?
6. Uprawiasz jakiś sport?
7. Ulubiony klub i piłkarz?
8. Kiedy się urodziłaś?
9. Bez czego nie wyobrażasz Sobie codzienności?

10. Ulubiony film?

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 22

Tyle godzin jazdy i co? Wszystko na nic. Od dwóch godzin stoję w korku. Co gorsza przed samym miejscem docelowym. Znam jeden jedyny skrót, który mi Ali niegdyś pokazała. Rzec można, że to bezdroża, ale pożyczyłam samochód moich rodziców, który nadaje się na takie drogi. Niestety będę musiała go zwrócić. W prawdzie nie ja tylko Isco, który ze ślubu Ani pojedzie do rodziców, a ja wraz z jego narzeczoną pojedziemy do Dortmundu.
Może i mnie trochę pogrzało z tą przeprowadzką. Nie mam tam mieszkania, pracy. Na razie zaoszczędzone pieniądze i te które dostałam od rodziców wystarczą. Ale co później. Może ta oferta od Kate jako trenerka jest nadal aktualna. W starej mojej pracy złożyłam wypowiedzenie. Najgorsze było rozstanie ze wszystkimi, bo to są na prawdę świetni ludzie.
Skierowałam się na pustą dróżkę omijając pięciokilometrowy korek(?!). Następnym celem jest dom brata. Tylko błagam aby był w domu. Gdzie się wtedy skieruję. Niecałe 10 minut i będę nam miescu.
Pamiętam doskonale to miejsce. Jak ja to określam willę Isco oraz kochanych sąsiadów państwa Lewandowskich. Nie mogę uwierzyć, że oni są moimi sąsiadami. Haha. Zaparkowałam pod bramą i weszłam na posesję. Głucha cisza powodowała dreszcze na mojej skórze. Drzwi zostały przeze mnie odpukane, ale na nic. Nikt nie raczył otworzyć. Muszę się sama ugościć. Jedyne miejsce, w którym mój brat chowa klucze to kratka w basenie. Wystarczy zamoczyć rękę, przekręcić i włala XD. Największy od drzwi wejściowych.
Kilka minut temu skończyłam przenosić moje graty do garderoby. Auto prze parkowałam do tylnego zakątka domu. Usiadłam na łóżku, oglądałam tv i odpłynęłam.

Tym razem co dziwne nie obudziły mnie ptaki, słońce lub burza. Tym razem odgłosy wchodzących do domu właścicieli. Zrobię im niespodziankę. Pokarzę się wtedy dopiero jak wejdą tutaj do pokoju. Będą mieli niespodziankę. Supraśl!
- Skarbie gdzie są białe kartki?
- Powinny być w pokoju twojej siostry! - krzyczała do Julio
- Okej.
Jego kroki na schodach były coraz bardziej słyszalne. Wzięłam pierwszą lepszą książkę do ręki i udawałam, że czytam. Wtedy wszedł mój brat.
- Ups Przeprasza. - i zamknął za sobą drzwi po czym je otworzył
- Aaaaaaaaa... Aliiiii! Ali, Ali. - Wybiegł z pokoju niczym strzała. Słyszała, że coś leci ze schodów najwyraźniej on.
- Boże co się dzieje? - ja w tym momencie schowałam się w głąb ciuchów w garderobie.

* Isco *

- Aaaaaaaaa... Aliiiii! Ali, Ali. - krzyczałem schodząc po schodach, jednak w pewnym momencie się potknąłem i zleciałem w dół. Otrzepałem się i szedłem dalej
- Boże co się dzieje?
- Tasha jest u siebie w pokoju! - mówiłem zdyszany.
- Co Ty pieprzysz. Nie może jej tutaj być bo niby jak?
- No, ale jest. Chodź!
Pociągnąłem blondynkę na górę i wpuściłem do środka, a ja postanowiłem nawet tam nie wchodzić.
- Tu nikogo nie ma.
- Jak to nie?! A pod łóżkiem sprawdzałaś?
- Wszędzie. W łazience i garderobie też. - Patrzyła na mnie jak na wariata
Nie to nie możliwe. Przywidziało mi się? A może po prostu mi już jej brakuje? Brakuje tak, że sobie ją wyobrażam. Ale przecież powiedziała mi cześć! Spokój Julio opanuj się...

* Kilka godzin później 15:12 *
Nie mogłem nadal się opamiętać bo niby jak? No jak?! Wyszedłem z naszej sypialni kierując się na dół, gdzie pichciła coś moja ukochana. Dołączyłem do niej.
Zasiadaliśmy przy stole zajadając krem z pietruszki. To dobrze mieć przy sobie taki skarb. Nie chodzi o potencjalną kurę domową, ale o wierną miłość.
- Za cztery dni ślub Ani. - zaczęła.
- Wiem, pamiętam. Wiesz w co się ubierzesz?
- Jasne. Mam nadzieję, że Ania nie będzie marudzić na suknię.
- Żartujesz?! Przecież jak ona ją zobaczyła to oniemiała!
- W sumie racja.
- No, smacznego.
- Wzajemnie.
- Hejka kochani. Ja wychodzę, wrócę nie wiem kiedy!

* Tasha *
- Cholera jasna! Tasha? Co ty tutaj robisz?! - Odpowiedzieli w równym tempie.
- Więc. W Kwidzynie, nie mam przyjaciół, rodzice ciągle zapracowani, nudzi mi się tam. Z życiem stałam tam w miejscu. Tutaj chcę rozpocząć drugie życie. Studia, praca itp. Więc się przeprowadziłam do was. Nie przeszkadzam wam? - powiedziałam na jednym wdechu po czym zrobili miny jakby ducha widzieli.
- Jasne, że nie, ale jak...
- Możemy później pogadać? Chcę się wybrać do centrum.
- Jasne jedź. - odpowiedziała moja bratowa.
Jeszcze raz przejrzałam się w lusterku i powędrowałam do samochodu. Rzuciłam Torebkę na drugie siedzenie i odpaliłam silnik.
Jakiś czas później znalazłam się w największym centrum. Znajdowało się tuż obok SIP. Czyli shopping czas zacząć.
Niby tyle tych sklepów, ale i tak prawie nie ma nic dla mnie. Uwielbiam nosić takie luźne oraz zabawne ciuchy. Nie mam na myśli oczywiście przebrania klauna tylko np. bluzkę z uśmieszkami. A propo tej bluzki znalazłam właśnie taką na wystawie. Myślę, że wygląda super! Mam tendencję do zbierania butów i różnych dodatków. Tym razem też nie pogardziłam. Kupiłam czarną sukienkę, buty i białą kopertówkę.
Ten czas szybko leci. Jestem już tu około dwie i pół godziny. Mój organizm nalegał na jakieś dożywienie. Kupiłam mały lunch box i zjadłam go ze smakiem. Wracając do samochodu zakupiłam jeszcze koktajl z buraka. Idąc zaczepiła mnie znajoma twarz.
- O, Tasha hej!
- Siemka Erik. Co tam?
- To ja powinienem zapytać. Co Cię tu sprowadza?
- Życie. Przyjechałam po prostu. - posłałam ciepły uśmiech.
- Dobrze. Czyli będziesz na imprezie u Matsa?
- Jakiej imprezie? Nic nie wiem.
- Nie zaprosił Cię? A to św...
- Nie, nie. Nikt nie wie, że tu jestem oprócz brata i teraz Ciebie.
- A! Chyba, że. To co będziesz?
- Mogę wpaść, ale nie na długo.
- Zmieniłaś się. Fajny kolorek. I schudłaś. - oglądał mnie z dołu do góry.
- Dziękuję. Haha. Co Cię tu sprowadziło?
- Buty. Dokładniej korki odebrałem.
- Zmiana?
- Można tak powiedzieć. To co przyjść po Ciebie o 19.00?
- Wiesz gdzie mieszkam?
- Obok Lewego?
-  Taaaa... Dobra lecę muszę się jakoś ogarnąć.
- Jasne. Paa
- Hejka.
Pomaszerowałam do samochodu z kilkoma siatkami w ręku. To ładnie zaczynam. Przyjechałam i od razu wparuję na imprezę. Jak wiadomo zabawa u Matsa nie kończy się trzeźwo.
Wróciłam do domu. Panowała napięta atmosfera. Nie wiem dlaczego, ale znając życie zaraz się dowiem.
- Wróciłam! - nic cisza - Halo! - zobaczyłam brata załamanego - Boże Julio! Co się stało?!
- Ali, ona... ona
- No co Ona?! Mów!
- Dostała ofertę.
- Jaką ofertę?
- Znalazł ją taki Manager.
- Co z tym faktem? - spytałam nic nie rozumiejąc.
- Jest Managerem kolekcji ubrań takich jak H&M i podobnych. No i ona teraz pojechała na rozmowę. Obawiam się, że ją przyjmie.
- Czemu się obawiasz? To dobrze. Ona się rozwinie i ty też.
- Nic nie rozumiesz!- Wstał krzycząc na mnie
- Jak na mnie będziesz krzyczał to na pewno nic nie zrozumiem!
- Przepraszam. - zakrył twarz w dłoniach. - Ta praca jest w Chicago! Rozumiesz teraz?
- O cholera! To jeszcze nic pewnego. Połóż się spać i uspokój. Okey?
- Masz rację. Na razie.
- Pa.
Jezu! Boję się, że jego obawy się spełnią. Najgorsza, że ona jest osoba ambitną. Cholernie ambitną. Zrobi wszystko, a szczególnie dla kariery. I co wtedy? Zostawi nas? Albo ja zostanę sama, a oni wyjadą. I co i znów bez rodziny. Tak myśląc zachowuje się jak zwykła egoistka! Przecież ona ma większe problemy. Jego miłość będzie gdzieś na drugim końcu " świata ". Nie będzie jej, to tak jakby nie było połowy jego. Też na razie nie powinnam się przejmować. Bo prawdą jest, że to jeszcze nic pewnego.
Zostało mi jeszcze sześćdziesiąt minut do przyjazdu Erika. Trzeba się odświeżyć. Weszłam szybko pod prysznic i umyłam ciało kokosowym masłem do ciała. Owinęłam się ręcznikiem i wyjęłam kosmetyczkę. Zrobiłam makijaż idealny na imprezę i wzięłam moją sukienkę. Ubrałam teraz te buty co kupiłam i również tę kopertówkę. Bo najważniejsze to nosić w sobie radość i uśmiech na twarzy.
Schodziłam gotowa po schodach i usłyszałam dzwonek. Poprawiłam włosy i otworzyłam drzwi.
- Dobry wieczorek. Wjedź ja muszę jeszcze coś zrobić.
- Jasne. Dzięki.
Napisałam jeszcze na kolorowej karteczce gdzie jestem żeby się nie bali i że nie wiem kiedy wrócę. Przyczepiłam na lodówkę i wyszłam z towarzyszem zamykając drzwi na klucz. Jak ja wcześniej zadecydowałam szliśmy do Hummelsa z buta. Może i kawałek drogi jest, ale mniejsza. Zimno nie jest, a księżyc pojawia się nieco później. Z resztą drogi są puste. W każdym razie te, którymi my szliśmy.
Dotarliśmy tak o 19:40. Otworzyła nam dziewczyna Romana, z którą nie miałam jeszcze się okazji poznać. Musiałam iść za potrzebą. Dobrze wiedziałam gdzie jest łazienka w końcu ja tu byłam przez jakiś czas. Wychodząc z łazienki gościnnej wpadłam na jakąś parę. To co zobaczyłam mnie w pewnej części zabiło. Otóż Mario, tak ten Mario wparował z jakąś laską na tą imprezę. Normalnie się we mnie gotowało. Nie z zazdrości tylko po prostu wiedziałam już, że ta laska będzie działała mi na nerwy. Ominęłam ich obojga. Nie zauważyli mnie. Weszłam do kuchni gdzie nikogo nie było i nalałam sobie troszeczkę wody do plastikowego kubeczka. Kiedy przyszła ona. Świetnie jeszcze jej tutaj brakowało. I przypadkiem strąciła mój kupek prosto na moje stopy. Miałam je całe mokre świetnie nie?
- Co Ty wyrabiasz?! - krzyczałam na nią
- Przepraszam, nie zrobiłam tego specjalnie. - podała mi szmatkę
- Ta jasne. Wiesz co po prostu odejdź. Wyjdź!
- Nie będziesz mną pomiatać!
- Słucham.
- To co słyszysz. Księżniczko.
- Pomyliło Ci się coś?! Przeprasza?!
- To co słyszałaś. - po prostu wybuchnęłam. Walnęłam jej z liścia w twarz, a ta się za nią złapała.



* Mario *
Szykowała się niezła impreza u Hummiego. Dziewczyny też miały być. Oczywiście zaszyją się gdzieś w kącie i będą każdego z nas obgadywały. Tego razu postanowiłem zabrać ze sobą towarzyszkę. jest moją koleżanką ze starych lat szkolnych. Myślę, że przypadnie dziewczyną do gustu. Rita bo tak miała na imię czekała już na mnie. Trochę się spóźniłem, ale mniejsza.
Dotarliśmy na miejsce. Rita poszła do łazienki, a zaraz potem gdzieś zniknęła. Zawitałem do chłopaków, którzy już znaleźli sobie temat do obgadywania.
- Siemka chłopaki.
- Mario. W końcu!
- O czym tam plotkujecie.
- o to wyobraź sobie, że Erik przyszedł z dziewczyną. - Wtrącił Mats.
- Osz kurczę. A ładna chociaż?
- Nie wiem jeszcze dokładniej nic nie widzieliśmy.
- Wy też słyszycie te krzyki z kuchni? - zapytałem.
- Chodźmy lepiej sprawdzić co się tam dzieje.
Coraz bardziej słyszalne były krzyki. Słychać było, że to kobiety. Co oznacza, że to nie dobrze. Weszliśmy kiedy Jedna z nich przyłożyła drugiej w twarz. I tą, która odebrała atak była Rita. Cholera! Wiem, że ona potrafi sprowokować, ale że aż tak? Druga stała tyłem więc nie widziałem kto to. Zaraz potem atakującą odciągnął Marco gdzieś na ubocze chyba do łazienki.
Masakra.
Rita stwierdziła, że nie pasuje do towarzystwa i lepiej będzie jeżeli pójdzie. Chciałem ją odprowadzić, ale olała mnie. Dziewczyny no nie oszukujmy się też jej nie polubiły. Kiedyś raz się spotkały i nic z tego dobrego nie wyszło.

* Tasha *
Suka, po prostu suka! Nikt nie będzie mnie obrażał. Jedynie czemu jej jeszcze raz nie przyłożyłam to Marco. On odciągnął mnie od niej i zaprowadził do łazienki. Tam ochłonęłam i poprawiłam sukienkę i fryzurę.
- Kurde dziewczyno co Cię wzięło?! - Spojrzałam na niego dzisiaj po raz pierwszy. - Vidal?
- Tak, to ja, wróciłam zadowolony?
- Jasne. To świetnie.
- Nie dla wszystkich.
- Nie przejmuj się nią ona jest taka problemowa. - poinformował mnie po fakcie.
- Nie będzie mnie obrażała. Jędza.
- Dobra chodź już.
Wróciłam do salonu gdzie była większość chłopaków. Chciałam iść na taras gdzie było żeńskie towarzystwo. Uniemożliwił mi to Erik kiedy złapał mnie za biodra i objął jedną ręką.

* Mario *
Po incydencie wróciłem do towarzystwa wraz z resztą. Dalej toczyły się plotki na temat Erika i panny, którą przyprowadził.
- No to jak Erik, która to? - Zapytał zaciekawiony Kevin
- Co która?
- No z kim przyszedłeś deklu! - Trzasnął go w czoło Marcel
- A! No to ta! Chwilka!
Złapał jakąś dziewczynę przechodząca, akurat przez salon. To ta sama co się kłóciła z Ritą. Czyżby byli razem. Zaraz. Tasha! Tak to Tasha! Moja Tasha! Boże nie wierzę. Radość rosła w środku mnie. Rozpierała od środka. Jak? Co ona tu?!
- Tasha. Dziewczyno. Gdzieś Ty się podziewała? - Pytał każdy z osobna
Tasha wpatrywała się we mnie z przerażeniem i nawzajem. Pytanie pod tytułem Dlaczego.?

_____________________________________________________
Dzisiaj miałam taką wenę i postanowiłam coś dodać. Wiem trochę szybko, ale co tam.
Może niektórych zaskoczyłam może nie, ale mniejsza. Tasha musiała siebie bronić. Ale czy w sumie tylko siebie? Mam nadzieję, że się podoba :D




piątek, 12 września 2014

Rozdział 21

Poprawiałam ostatnie " niedorobienia " w lustrze. Myślę, że jest good.
- Kurczę. Vidal. Wow. Ładnie wyglądasz!
- Dziękuję Marco. Piękne kwiaty.
- Sam wybierałem.
- To co jedziemy?
- Jasne.
Przez nasze spóźnienie(!) wchodząc do kościoła wszyscy się na nas patrzyli. Ale przecież każdy ma prawo się spóźnić. Szczerze wręcz tego nienawidzę. Jak tylko wrócimy do hotelu nie ręczę za siebie.
W kościele nudno no bo jak inaczej. Blondyn miał jeszcze gorzej. Nie rozumiał większości słów. Znalazł sobie zajęcie bawienia się moimi włosami. Uwielbiam jak ktoś smyra po włosach :D. Jakoś po niecałej godzinie (?!) wszystko się skończyło. Gościa ustawili się w tunelu i wyczekiwali młodych. Zostali przywitani deszczem ryżu i obsypani prezentami.
- Honorata! Wszystkiego dobrego wam na nowej drodze życia. Wielu dzieci, szczęścia zdrowia i pieniędzy! - krzyczałam do niej przez rozmowy innych.
- Dziękuję. I wzajemnie na przyszłość.
Odeszłam od pchającego się tłumu. Matko tyle gości.
Wszyscy zwinęli się do samochodów i jechali na miejsce przyjęcia.


Małżeństwo zostało przywitane chlebem i solą. Mało brakowało a bym dostała w twarz kieliszkiem, ale na szczęście Marco pociągnął mnie za rękę. Znając moje szczęście skończyło by się to szpitalem i szwami na twarzy. Ugh...
Wesele jak wesele. Pierwszy taniec, tańce na sole. Na początku nie chciałam brać w tym udziału, ale sam klimat imprezy zachęcał. O zgrozo nawet moja osoba towarzysząca też się włączyła i zachęcała mnie podając rękę. Inni już trochę wstawieni spadali. Ja piłam można rzec, że prawie wcale. Marco też naprawdę mało. Chociaż prowadzi, ale do rana wytrzeźwieje.
Wybiła dwunasta czas na oczepiny. Szczerze? Jestem pełna i nic mi się nie chce. Dostałam taki kawałek tortu, ze dość!
- Tasha, no chodź proszę.
- Nie Rozi, nie.
- Zobacz no nawet Marco bierze udział.
- To życzę mu powodzenia.
- O nie, tak tego nie zostawię. - Odeszła i za chwile krzyknęła- Woody!!
Po chwili przybiegł z uśmieszkiem na twarzy.
- Co się dzieje?
- Ta oto dziewuszka nie chce brać udziału w zabawie.
- Co to to nie! Idziesz ze mną. - przerzucił mnie sobie na ramię
- Nie! Reus! Zostaw mnie.
- Mam imię. - oburzył się
- Proszę odstaw mnie na ziemię.
- Teraz już mogę. - dodał po chwili kiedy już byłam w kółeczku kobiet czekających na rzucenie welonu. Cholera! Idiota no idiota. Takich jakby światu brakowało.
Chodziłyśmy w kółko. I... nie ja! nie ja! złapała inna dziewczyna po drugiej stronie. Z jednej stronie spoko, ponieważ nie ulegnę tysiącom wzroków xd. Z drugiej beka by była jakbym to ja złapała welon.
Choroba mnie po prostu rozkłada. Katar, chrypa w gardle i ból głowy. Zmuszona zostałam wrócić do stoliczka to chusteczki. Jak padło na kobiecą torebkę nic nie można znaleźć. O zgrozo.
Hahahah wróciłam do zabawy i co widzę ? Blondyna! Ten ćwok złapał muszkę. Hahaha. To się chłopak wpakował w tarapaty. Teraz musi zatańczyć w płetwach do rock and roll'a. Boki zrywać.
Następnie była zabawa, którą zapamiętam do końca życia.
Tworzymy dwa zespoły po 4 osoby. Zbierzcie zespoły ze strony Pana Młodego i Panny Młodej by zaostrzyć rywalizację. W takim zestawieniu dużo łatwiej o doping dla uczestników zabawy weselnej.
Zespoły siadają naprzeciwko siebie (dwa rzędy po cztery krzesła). Wygrywa zespół, który pierwszy wykona zadanie. Zadania wykonywane są po kolei przez każdego z członków drużyny. Po wykonaniu zadania osoba daje sygnał koledze z drużyny, że ta może już zacząć swoje zadanie (klepiąc ją po plecach). Oto zadania:
  • Pierwsza osoba z każdej drużyny je banana. Gdy wykonana zadanie klepię osobę nr 2
  • Gość weselny nr 2 zjada 2 kawałki dużego ciasta
  • Gość weselny nr 3 pompuje balon tak, aby pękł
  • Gość weselny nr 4 ma oczywiście najtrudniejsze i najśmieszniejsze zadanie. Musi zjeść pół szklanki bułki tartej, a następnie...zagwizdać sto lat młodej parze. Pozornie zadanie wygląda na banalne, ale takie wcale nie jest. Dobra zabawa gwarantowana. Bułka tarta wysusza ślinę i przez około 2-3 minuty żaden mężczyzna nie będzie dał rady zagwizdać! Ważną rolę odgrywa prowadzący, który może wykorzystać pełen wachlarz komentarzy w stosunku do dorosłego pana, który nawet nie potrafi zagwizdać...
Nie mogłam się powstrzymać i musiałam po prostu musiałam nagrać jak Reus próbuje i się trudzi.
Następna była zabawa w kółeczku. Panie tańczyły w środkowym kółeczku. Panowie w kółku zewnętrznym zwróceni plecami do nas. I tak jak się domyślacie tańczymy z tym na kogo trafimy.
Los chciał, że trafiłam na klubową jedenastkę. Tylko czemu akurat wolny?
Muzyka dobiegła końca. Ja mam misję specjalną.
- Marco zaraz wracam.

* Marco *
Gdzie ona się wybiera? Chyba nie zamierza mi teraz uciec.
Przyłączyłem się do gadających na parkiecie Manuela i Rozalindy.
- Siemka.
- Siemka, i jak podoba się na polskim ślubie?
- Zabawa przednia. Wiecie gdzie poszła Tasha?
- O cholera to już?!
- Co już? Kate o co chodzi. - Mówiłem nie wiadomo po co bo jej przyjaciółka też gdzieś uciekła.
- Co te kobiety?
- Nie wiem jestem z nią już wystarczająco, ale jeszcze nie wszystko w niej ogarniam.
- Panie i Panowie! Teraz niespodzianka dla pary młodej. Zapraszamy wszystkich na parkiet i prosimy o zrobienie miejsca. Muzyka! Oto grupa taneczna... której nazwy nie znam.
Wszyscy wpadli w śmiech po ostatnich słowach prowadzącego. Światła zgasły. Było widać tylko jakieś wejście i reflektor pokazany w tym miejscu. Będzie coś ciekawego. Trzeba to nagrać. Szkoda tylko, że moja towarzyszka mnie opuściła.
Po chwili rozbrzmiała muzyka i zobaczyłem jak tańczą. Cholera!
Przecież tam jest Tasha i Roz. To dlatego uciekły. Kuźwa nie źle jej poszło na szczególnie jej solówka. Każdemu facetowi by się to spodobało.




* kilka dni później *

No cóż po poprawinach i ślubie. Pamiętam jak jeszcze niedawno bolały mnie nogi od tańca. A ten dekiel śmiał się ze mnie zamiast mi współczuć. Najsmutniejsze było nasze pożegnanie. Co prawda minęło już kilka dni, ale cały czas mam pustkę. Przez te kilka dni zdążyłam się do niego przyzwyczaić.
Czy coś się zmieniło od tego czasu? Tak bardzo dużo. Między innymi zdecydowałam, że wyjeżdżam. Pora skończyć z samotnością w tym mieście. Brak przyjaciół i rodzina, którą rzadko widuję.
Kilka minut temu spakowałam walizki. Do kartonów pochowałam wszystkie babi loty jak i resztę ciuchów. Tam mam wielu przyjaciół i rodzinę, która zawsze będzie mnie wspierać. Mam zamiar się rozwijać poznawać świat, a nie stać w miejscu.
Za pół godziny ruszam w drogę. Nikt nie wie o moim przyjeździe. Taka niespodzianka dla wszystkich. Nawet Marco i brat nic nie wiedzą. Można rzec, że to taki spontan. Ale i tak niedługo wracam na ślub państwa Lewandowskich. Więc na pewno nie stęsknię się za domem. Tymczasem Dortmund Wita!

____________________________________
Zaskoczyłam? Mam nadzieję. Tak jak podejrzewam, że chcieliście Tasha wyjechała. Na stałe? Nigdy nie wiadomo. Już niedługo wiele się wydarzy. Dziś rozdział tak na spontanie mam nadzieję, że się podoba?


piątek, 5 września 2014

Rozdział 20 + info!

                                    .MUSIC.

Tak zwiedzaliśmy sobie drogę do stadionu i stadion. Może aż tak okazały nie jest, ale to najlepsze miejsce do spędzania czasu. Można popatrzeć jak ludzie grają i samemu poćwiczyć. Pamiętam jak jakieś pięć lat temu przychodziłam tu z Przyjaciółkami. Tak Natalia i Patrycja. Lecz jakiś czas później nasze kontakty zmalały niestety.
Idąc główną ścieżką doznała szoku. Nerwy mi od razu podskoczyły. Co robić? Nie ma się gdzie ukryć. Nie teraz, nie dziś, nie w tym momencie.
- Marco..
- Co je?
- Błagam kryj mnie! - schowałam się za jego plecami
- O co chod... - nie pozwolono mu skończyć
- No, no, no kogo mu tu mamy? - Jeszcze musiały mnie rozpoznać świetnie! Nie dosyć, że narobią mi siary przy kumplu to na dodatek zaraz będą się podlizywać.
- Czego chcecie?
- Przywitać się z przyjaciółką.
- Śmieszne. Dobrze wiecie, że się nie przyjaźnimy.
- Już nas nie lubisz?
- Zmieniłaś się. I nawet chłopaka znalazłaś - dodała jej przyjaciółka.- Ciekawe co na to Łukasz?
- Nic wam do tego, a tym bardziej temu debilowi. - warknęłam
- Nie zapoznasz nas?
- Haha! No i wszystko jasne! Zapomnijcie on jest zajęty. Do widzenia!
Wyminęłam obie lalunie wielkim łukiem, a Marco razem ze mną. Dopiero teraz zrozumiałam, że przez całą tą " różnicę zdań " on trzymał mnie za rękę. Dlatego od razu zareagowały. Tak to by przeszły obgadując nas. Szczerze wisiało mi i powiewało.
Zajęliśmy jedną z ławek. Przyglądaliśmy się grze miejskiego klubu KKS Rodło. Chłopaki potrafią pocisnąć. Co prawda to zwykły mecz treningowy, ale zawsze miło popatrzeć. Wraz z Reusem komentowaliśmy każdy element gry.
- Też macie żółto- czarne barwy. Czuję się jak u siebie. - posłał mi ciepły uśmiech
- To miło, też chciała bym pograć.
- To chodź. Na co czekasz?
- Ale jak... Od tak?
- Jasne... nawet piłka sama przyszła. Trzeba ją zwrócić. Tylko powiedz mi jak mam powiedzieć Czy mogę dołączyć?
- Emm... Czy mogę dołączyć?
- Cy moe dołoczyć?
- Świetnie. Skąd wiesz jak gadać po polsku?
- Lewy, Kuba...
- I wszystko jasne.
- Chodź na co czekasz. - Mimowolnie wstałam z ławki kiedy blondyn pociągnął mnie za rękę.
Zawodnicy patrzyli się na nas jak na idiotów. Mieli na twarzach wypisane pytania w stylu: Co chcecie? Won! Idźta czego tu?! Moja jedenasta podeszła bliżej grupki, która ustawiła się w kole?
- To wasze?
- Możesz oddać?
- A moe dołoczyć?
- Umiesz grać?
- Chyba. - zdjął w tym czasie okulary. Ich twarze wyrażały więcej niż tysiąc słów. Pewnie na ich miejscu zrobiła bym to samo, albo nawet jeszcze gorzej.
- Ale ona gra z nami. - dodał wskazując na mnie
- Jaaaa.?!
- Ta. Niech będzie. Dziewczyna jest w drużynie kamizelek.
- Potrafi coś chociaż? - zapytał jeden z siedzących na ławce. Nagle przerzucili się na angielski.
- Pokaż im. - szepnął mi do uch mój towarzysz.
Rzucił mi piłkę tak abym ją wychwyciła i upadła na ziemię. Słyszałam od razu śmiechy i żałości innych. Ale jest jedno co nikt nigdy o mnie nie wiedział. Mój talent do żonglerki. Więc jakim cudem Marco wiedział? Przeczuwał? Może coś zauważył. Mniejsza. Nie zbłaźnię się.
Ich miny bezcenne. Czy ja wiem czy to aż takie super? Mam to w małym paluszku może to dlatego? Marco widocznie był ze mnie bardzo, bardzo dumny.
Zagraliśmy krótki meczyk. Graliśmy z rocznikiem 99. Strzeliłam bramkę! Co więcej nawet Reus próbował mnie dogonić, ale nic z tego. Tak mi przykro. Pogadaliśmy trochę i zebrałam zwoje rzeczy spod bramki kiedy piłka leciała w moją stronę. Dosłownie atak z powietrza. Jednym zwinnym ruchem przerzuciłam piłkę sobie na nogę i skierowałam ją do bramki. Akcja powiem skromnie wyszła mi bardzo dobrze jak na dziewczynę. Mój towarzysz  podszedł do mnie pochwalił i oboje udaliśmy się w stronę wyjścia. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do wyjazdu. Myślałam żeby wyjechać jakoś na noc, ponieważ pogoda w nocy zawsze jeździe sprzyja. Ponad trzy godziny jazdy samochodem. Moi rodzice zabierają się swoim, a ja wraz z blondynem uzgodniliśmy, że pojedziemy jego jak on to określił " furą ".
Zdecydowałam jeszcze pokazać mu kawałek dolnej części miasta. To znaczy katedry krzyżackiej. Jak dopasowałam temat do niego. widok z zamku mówi sam za siebie. Tuż o bok teatr i multikino.

* a few hours later *
Spakowałam walizkę na te dwa dni. Między innymi wzięłam sukienkę, kosmetyki, ciuchy na co dzień. Jest kilka minut przed dwunastą w nocy. Moi rodzice właśnie odjechali. Ja i tak w porównaniu do nich wzięłam mało ciuchów. Jak wspomniałam mojego brata z narzeczoną nie będzie. Są pochłonięci pracą. W ogóle maja jeszcze czas dla siebie? Radko kiedy się teraz do mnie odzywają. Marco też wziął swój garnitur. Jakoś chwile po pierwszej wyjechaliśmy autem. Czeka nas droga do stolicy.

* Next Day *
Dojechaliśmy wczoraj, a w sumie dzisiaj dosyć szybko. Nie ma się co dziwić takim autem. Obudziłam się w pokoju hotelowym. Chciałam wynająć jakiś zwykły na te kilka dni, ale mój towarzysz uparł się, że to on mnie zaprosił na ślub i że na wszystko zapłaci? Jest jakoś tak po dziewiątej. Pięć godzin do ślubu. Dziś na dodatek spotkam się z Roz!!!! Tęskniłam bardzo!!!! Przyjdzie ze swoim chłopakiem. Manuela też polubiłam.
Trzeba się zwlec z łóżka i obudzić tego o zgrozo demona.
- Marco. Wstawaj. - mówiłam lecz nie reagował.
- Marco!!
-Yhym? - mruczał do poduszki.
- Wstawaj bo użyję siły! - ten nie zareagował. Więc zaczęłam okładać go pięściami. Lecz ten po chwili złapał mnie za nadgarstki i opamiętał.
- Już? Spokój?!
- Idę do łazienki. Jak wyjdę masz być gotowy! - rzuciłam chłopakowi opuszczając pomieszczanie. Wzięłam jak najszybciej prysznic i umyłam włosy i ciało dokładnie. Dla samej swojej satysfakcji wydepilowałam ciało i pomalowałam na szybko paznokcie. Już schnąc nabalsamowałam ciało masłem kakaowym i przebrałam się w dotychczasowe ciuchy. Jak mogłam się spodziewać on spał. Cały czas spał. Zostały tylko cztery h!! Dosyć tego. Teraz mnie wpienił. Wzięłam zdjęłam mu kołdrę i zwaliłam go z łózka. Widząc jego reakcję pokładałam się na podłodze.
- O cześć pizza!
- Siema kebabie. I jestem jabłko.
- A nie pizza. Jestem pewien, że pizza!
- A to pomyliłeś mnie z moją siostrą.
- Przepraszam arbuzie. - zwijaliśmy się teraz razem ze śmiechu.
- Dobra idziem na śnaidanio! Masz dziesięć minut.
- Co za szczytność.
Znikł na drzwiami łazienki. Ja osobiście wylegiwałam się na łóżku. Włączyłam jakiś denny serial, którego nie w sposób ogarnąć. On się w niej buja. Ona go odrzuca. Czują coś do siebie, ale żadne z nich nie zrobi kroku. Boja się. Sama nie wiem jak oni się boją. I czego? przecież jak się kogoś kocha to się z nim jest co nie? Z rozmyśleń wybił mnie gołoklatowiec. Jak on może tak paradować.
- Ubierz się jakoś!
- Zapomniałem ciuchów. Idę już idę.
Wrócił po jakiś pięciu minutach?!
- No to chluśniem bo uśniem! - stuknęliśmy się szklankami soku.
- Ok. Dobra zwijamy się trzeba się przygotować. Jeszcze Kate nas odwiedzi.
- Ta Twoja przyjaciółka? - kiwnęłam twierdząco głową.
- Na pewno się polubicie. Znikam do łazienki. Pa!
- Czekaj, czekaj! Ja pierwszy bo nie zdążymy!
No i zajął mi łazienkę sięgając do szafy po garnitur i inne dodatki.
Sama zajęłam się przygotowaniem butów, sukienki i kosmetyków. Zajęło mi to jakieś pół godzinki i ktoś zapukał do drzwi. Pewność, że to Rozalinda.
- Kate!!! Siema wchodźcie!!! - otworzyłam szerzej drzwi i wskazałam ręką aby weszli i się rozsiedli.
- Jejku Roz! Jak pięknie wyglądasz. Razem ładnie wyglądacie.
- A ty jeszcze w amoku. - posłała mi uśmieszek jak nigdy.
- Marco zajmuje łazienkę.
- Marco? Znalazłaś w końcu kogoś?! I nic nie mówisz?!- darła się wniebogłosy. Ostatnie słowa zakryłam jej ręką.
- Nie drzyj się. To przyjaciel. Zaprosił mnie na ślub więc się zgodziłam.
Patrzyli na mnie jak na idiotkę. - Wiem głupio brzmi nie pytaj.
W tym momencie wpadł wyszykowany Reus. Wow.
- No, no żeś się wystroił. - spojrzeli na niego.
- Dawaj sweat focie na facebooka. - zrobiłam mu zdjątko po czym wstawił na portal.
- A no tak! Głupa ja! Marco to Rozalinda znana jako Kate i Manuel jej narzeczony.
- Hej. Miło was poznać.
- Ciebie również.
- Cholera! Wiedziałam, że o czymś zapomnimy! Kwiaty i prezent. - ja wiecznie zalatana.
- To my możemy pojechać. - dodał Marco wskazując na resztę.
- Naprawdę? Dziękuję. Oddam wam jak wrócicie.
I wparowałam do łazienki wraz z moim arsenałem weselnym.
- Gdzie kluczyki.
- W torebce. Weź je sobie!
Panikuje! Mam tak mało czasu na przyszykowanie się!!!! Tasha oddychaj, oddychaj.
Po jakimś czasie wyszłam z łazienki gotowa w makijażu i fryzurze. Słyszałam głosy z korytarza. Oznaka, że wracają.
- Wejść!
- Wow. Tasha jak pięknie wyglądasz! - powiedzieli prawie wspólnie zakochańcy.
- Dziękuję. Gdzie Marco?
- Idzie z kwiatami.
Poprawiałam ostatnie " niedorobienia " w lustrze. Myślę, że jest good.
- Kurczę. Vidal. Wow. Ładnie wyglądasz!
- Dziękuję Marco. Piękne kwiaty.
- Sam wybierałem.
- To co jedziemy?






____________________________________
Z góry przepraszam za długi czas oczekiwania.
Nie wiem czy ktoś to czyta :C
Mam nadzieję, że to się zmieni bo z kilka rozdziałów mam zamiar zawiesić bloga.
Też mnie to boli, ale niestety zero waszych reakcji ;(((
Szczególnie, że teraz miał być zaskakujący rozdział w  którym Tasha wy... ;)
Weny mam aż szafy brakuje :D

JAK WIELE Z WAS ZDĄŻYŁO ZAUWAŻYĆ ZMIENIŁAM TROCHĘ IMAGE BLOGA ;D
ZMIENIŁAM RÓWNIEŻ NAZWĘ. JAK WAM SIĘ TERAZ PODOBA?
CHCIAŁABYM ABYŚCIE TO OCENILI. ;D


Może to się zmieni, nie wiem? ;)
Miłej nauki i pozdrawiam :)