piątek, 17 października 2014

Rozdział 26


- No to jutro będziemy na pierwszych stronach gazet. - westchnęłam
- Mówisz?
- Nom
- To może im pomożemy?
- Słucham? Co mas na myśli?
- Odwróć się - powiedział
- Po co?!
- No proszę zaufaj mi.
Niestety nie mogę okazać mu braku zaufania, ponieważ tak nie jest. Bardzo powoli odwróciłam się tyłem względem Mario i zamknęłam oczy. Słyszałam, że odszedł kilka kroków dalej po czym już zapadła cisza. Nie wiem co wykombinował jak na niego raczej, że coś szalonego.
- Już możesz się odwrócić i otworzyć oczy. - jak nakazał tak zrobiłam
- I co?
- To! - powiedział obsypując mnie trawą! Trawą, dlaczego? Wkurzyłam się totalnie.
- Mario łajzo chodź tutaj! - goniłam go jak głupia
- Ja łajza? O nie, nie, nie! Tak tego nie zostawię.
Po czym to on zaczął gonić mnie. Jak można mieć tyle siły po " męczącej " imprezie i tonie alkoholu. Jeżeli każdy sportowiec tak ma to ja się z chęciom do nich dołączę.
Kondycje mam znakomitą, ale nie da się ukryć, że nie daje już rady. Na szczęście od razu wbiegłam do centrum. Po czym Mario za mną. Wpadł na mnie? W sumie można rzec, że bardziej mnie dorwał.
- I co dalej jestem łajzą?
- Nie Goetze nie jesteś.
- Naprawdę mam na imię Goetze i nie jestem łajzą? - mówił łaskocząc mnie. Ludzie się patrzyli jak na idiotów.
- Ni...Nie nie jesteś. - mówiłam pomiędzy napadami śmiechu.
- A jaki jestem?
- Drogi Mario jesteś super.
- Super?
- A co byś chciał? - pytałam mnie w końcu puścił
-Yyy - za chrząknął. - Mario jesteś najlepszy, zabawny, uroczy, kochany, a  że przystojny to już nie wspomnę.
- Hahahahaha. I że to miałam być ja?
- Tak.
- Dobra chodźmy na te zakupy.
Przemierzaliśmy każdy sklep po kolei. Zaczynając od sklepu z rajstopami kończąc na sklepie z biżuterią. Niby sklepów tysiące, ale i tak nie mogę nic dla siebie znaleźć. Nic totalnie. Albo kolor nie taki. Albo za mała! Masakra.
Zrobiliśmy sobie, krótką przerwę na kawę w najbliższej kawiarni. Ludzi co dziwna mało jest w sklepie. Nie wiem w czym ja pójdę na ślub Ani. Najpewniej w Jeansach i zwykłej bluzeczce u szpilkach. Ugh!
- Co tak myślisz? - Wyrwał mnie z rozmyśleń
- W czym ja pójdę na ślub?
- Wiesz w białej sukni i z mężem u boku. - dodał śmiejąc się
- Nie o to mi chodzi! - Dostał kuksańca w bok
- Ałł! Ten Twój przyszły mąż będzie miał ciężko.
- Wiem...
- Mniejsza mamy jeszcze parę sklepów i...
- I nic więcej teraz wracamy do domu. Zostały tylko drogie sklepy.
- Co to za problem? - zapytał ze zdziwieniem
- Nie wydaję tysiące na sukienkę, którą założę tylko jeden jedyny raz.
- Idziemy! Raz raz! - dodał wstając i pociągając mnie za rękę.
Ostatni sklep, który został to ten najdroższy. Że sama bałam się łapać za cokolwiek Mario pokazywał mi każdą zdejmując z wieszaka. Wszystkie od razu poszły z powrotem na miejsce po zobaczeniu ceny.
Szczerze już wątpiłam, że znajdę coś pasującego na mnie i co będzie tanie. Gdyby nie mój towarzysz pewnie poszła bym za wesele uprana jak na co dzień. Przyniósł mi krótką czerwoną sukienkę, co prawda nie była za droga. Pasowała mi idealnie nawet on tak stwierdził. Z resztą to facet. Oni się ślinią nawet jak zobaczą kawałek kobiecych pleców. Krótka fakt, ale pięknie wyeksponuje nogi.
- Dobra to co koniec na dzisiaj? - zapytałam
- Nie
- Nie??
- Nie. - powtórzył
- Dlaczego?
- Co ty na to byś dzisiaj poszła ze mną na randkę?
- Randkę? - zapytałam wyłupiając oczy. No bo ja taka zwykła dziewczyna. A taki światowy piłkarz jak Mario Goetze zapraszam mnie na randkę? Ludzie co się dzieje na tym świecie? Jak ja mam to odebrać? Jako informacje: Hej podobasz mi się idziemy na randkę? Czy może Ej nudzi mi się, Spotkamy się dzisiaj? Jeszcze raz jak ja mam się teraz zachować? Odmówię mu to będzie, że jestem niemiła lub go nie lubię. A nie jest prawdą wręcz przeciwnie. Z drugiej strony jak się zgodzę to będę dawała mu jakieś nadzieję. I tak źle i tak nie dobrze. Co robić? Co robić?
- Okey. - dodałam wypuszczając powietrze po chwili umysłowego przymulenia. - Gdzie?
- Może u mnie? Przyjadę po Ciebie o dziewiętnastej?
- Jasne. Powinnam mieć wtedy czas.
- To teraz Cię odwiozę.
Zapakowałam swoje zakupy na tylne siedzenie. Po drodze jeszcze zakupiłam sobie w spożywczaku słodycze. Żelki, czekolady i inne grzeszki. Po niecałej godzinie z powrotem byłam w domu. Tym razem moje " rodzeństwo " było w domu. Znaczy w każdym razie ALi była, mojego brata nie było śladu.
- Hej kochana. Czemu siedzisz sama i oglądasz te patologie?
- Nie wiem. Tak jakoś dodała z westchnieniem. - opuściłam ją na chwilę kierując się do kuchni to kubek gorącej czekolady.
Zrobioną rozkosz wlałam do kubków i podałam jeden Albercie. Wraz z nią usiadłam pod kocem na kanapie i zajęliśmy się piciem czekolady.
- Dzięki. Ale nie powinnam tego pić. - dodała " upijając " łyk.
- Czemu? Źle się jeszcze czujesz? - zapanowała niezręczna cisza.
- J...J...
- Co jiii?
- Jestem w ciąży.
Prawie dosłownie kubek wyleciał mi z rąk. Postawiłam go ostrożnie na stoliczku i wpatrywałam się w blondynę interpretując jeszcze raz jej słowa.
- Będę ciocią! - zaczęłam skakać ze szczęścia - Który tydzień?
- Drugi.
- A Julio wie?
- Jestem! - usłyszałam głos brata i trzaskających drzwi, który jakby na zawołanie wbiegł do pokoju.
- Coś mnie ominęło? - dodał po chwili. Ali pokręciła przecząco głową co oznaczało, że nie i nie mam o tym wspominać.
- Nic, nic braciszku - udałam się w stronę schodów klepiąc go po ramieniu.- Wieczorem wychodzę jakby co.
Mój Boże! Będę ciocią! Jak się cieszę! Takie małe stópki dreptające po domu i płaczy ze szczęścia czy śmiechu. Ale będzie minus. Muszę się wyprowadzić. Od przyszłego weekendu będę oglądać się za mieszkaniem. Może najpierw za dobrze płatną pracą? Boże przecież dzisiaj miałam dać CV Robertowi!  Ja to mam pamięć. Mniejsza o to! Teraz radość mnie nie opuści.

* Ten sam dzień 18:40 *
Jeszcze dwadzieścia minut do mojej randki. Staram się uwierzyć, ale nie mogę. Nie wiem w ogóle jak się ubrać. Na luzie czy ładnie jak dziewczyna. Postawiłam na to drugie. Gotowa zeszłam po schodach. Stwierdziłam, że poczekam na dole.
- Wychodzę! - krzyknęłam słysząc podjeżdżający samochód.
- Czyżby randka z Mario? - dodał mój brat
- Skąd wiesz?
- Cały skład o tym mówi.
- Nie no zabiję go, zabiję.
- Dobra leć, leć!
- Pa!
Chłopak wyszedł przed samochód opierając się o klapę z przodu. Zanim zdążył coś powiedzieć ja:
- Zanim zaczniesz coś mówić. Od razu poinformuję. - dodałam - Nie wiedziałam jak się ubrać więc przepraszam jeśli coś jest nie tak.
- Właśnie, że pięknie wyglądasz. - powiedział całując mnie na przywitanie w policzek. - Hej - bardzo dziwnię się poczułam, ale staram się to ukryć. Może nie zauważy
- Hej. Dziękuję. To jak do Ciebie?
- Zanim do mnie zabiorę Cię w jedno magiczne miejsce.
- A dokładniej?
Nic już nie odpowiedział. Po prostu wsiadłam do samochodu i zapięłam pas.
Po jakiś piętnastu minutach byliśmy według mnie na totalnym zadupiu. Ale to co zobaczyłam od razu zmieniło moje zdanie. Jeziorko z pięknym zachodem słońca. Jak w jakimś filmie nastrój romantyczny.
- Jak tu pięknie. - powiedziałam nie odrywając wzroku od pięknego widoku.
- Wiedziałem, że Ci się tu spodoba.
Siedzieliśmy tak jakąś godzinkę wpatrując się w zachodzące słońce oraz rozmawiając. Czułam się tak inaczej. Taka wolna, porozmawiać mogę z Mario o wszystkim nawet jeżeli on czegoś nie rozumie. Poczynając ile wynosi liczba " Pi " aż do marki najlepszego samochodu. Po prostu jest cudownie. Nawet mi co się rzadko zdarza udzielił się romantyczny nastrój.
Zebraliśmy się już do jego domu. Wchodząc wyczułam piękny zapach jakiś świec czy kadzidełek. Ale przecież on był cały czas ze mną więc na pewno on ich nie zapalał. Mniejsza o to.
Pięknie udekorowany stół z przepysznym spaghetti odwracał uwagę od reszty minusowych szczegółów.
Po kolacji jak większość ludzi oglądaliśmy film. Padło na mój ulubiony " Trzy metry nad Niebem ". Oglądałam go z kilka tysięcy razy, ale z kimś to co innego. W ogóle inne odczucia.
Wybijała północ. Pora się zbierać jeśli nie chcę mieć kłopotów.
 - Już późno. Będę się zbierać.
- Nie zostaniesz? - zapytał swoim miłym i troskliwym głosem
- Może następnym razem.
- Odwiozę Cię.
- Dziękuję.
Podróż do mojego domu upłynęła w spokojnej atmosferze. Spokojnej? Można rzec, że w ciszy, grobowej ciszy. Została bym, ale wiem jaki Julio potrafi być czepliwy małego minutowego spóźnienia, a co dopiero jak wracam po północy.
Gdy zajechaliśmy pod dom chłopak szybko wyskoczył z samochodu aby otworzyć mi drzwi. Podałam mu rękę i pomógł mi wstać. Oparłam się na chwilę o samochód.
- Więc dziękuję za wspólną kolację. - dodał uśmiechając się.
- Ja też dziękuję. Bardzo miło spędziłam ten wieczór i chętnie to powtórzę.
- To dobranoc.
Zapadła niezręczna cisza. Ale zastąpiliśmy nią patrzeniem w oczy. Zastąpiło to słowa. Tak po prostu jak jakiś impuls. Chyba, że impulsem trudno nazwać moment w którym nieznacznie się do mnie przybliżył. Wiedziałam co się zaraz stanie. Bardzo dobrze wiedziałam i tym razem się przed tym nie broniłam. Co więcej odwzajemniłam to.
To było coś innego niż wcześniej.
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech na swojej skórze. Czułam zapach jego perfum. Zapach przy którym nie umiałam się skupić i myśleć. W tym momencie poczułam ciepło jego warg i miękkość. Pocałunki były oddawane z zupełną troską, delikatnością i miłością. Tak właśnie miłością.
On jednak mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Gładził mnie po włosach jedną ręką, drugom cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że ucieknę. Ale nie zamierzałam tego zrobić. Miałam dość powstrzymywania się .Chciałam żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciałam być z nim tu i teraz. Chciałam go czuć, jego dotyk, jego oddech Teraz jestem w stu procentach pewna, że to jego części mi brakowało. Już nie ukryję faktu, że po prostu się zakochałam...

____________________________________________

Hahahahaah zaskoczyłam???? Mam nadzieję. Kto się tego spodziewałby?
Interesuje mnie co wy uważacie na temat dzisiejszych doznań podczas czytania?
Jakie macie odczucia?


.

piątek, 10 października 2014

Rozdział 25

- Przyjaciele?
- Przyjaciele. - uścisnęliśmy dłonie.
- Więc
- Więc...
- Wybierasz się na wesele Lewego?- zapytał
- Wiesz... szczerze jakoś nie mam ochoty, ale przyjaźnię się z Anią i Robem więc idę.- dodałam zx westchnieniem
- Sama?
- Yhym
- To chodź ze mną - uśmiechnął się - jak się nudzić to razem. - zamilkłam
- Albo na odwrót - dodał po chwili
- Mam traktować to jako zaproszenie?
- Tak.
- Okey.
- Dobra ja się zmywam do chłopaków. - dodał wstając
- Impreza?
- Wieczór Lewego.
- Melanż?
- Jeszcze pytasz? Do zoba pojutrze. Przygotuj się na zabawę.
- Pa!
O matko. Zapomniałam, że pojutrze mamy wesele Lewandowskich, a na dodatek pojutrze miałam zaczynać pracę. Nie wiem co wybrać przyjęcie i dobrą zabawę czy pierwszy dzień do zaprezentowania się w pracy. Trzeba będzie się dogadać z Kate. Mam nadzieję, że zrozumie.
Ta cisza, która panuje w domu jest przytłaczająca. jedyny dźwięk, który można dosłyszeć to szum wiatru oraz ptaki i wodę. Było potwornie gorąco za początku dnia lecz później było strasznie zimno.
Leżałam na kanapie w salonie i wbiłam wzrok w wodę za oknem.
Rozproszył mnie dzwoniący telefon. Zawsze odbieram telefon dopiero po kilku sekundach aby wsłuchać dzwonka. Często później za to mi się obrywało. Dzwoniła Anna.
- Hej Aniu. -
- Cześć kochana.
- Coś się stało, że dzwonisz?
- Od razu, że coś się stało. Mam pytanie.
- Hymm...
- Robisz coś wieczorem? - dodała
- Nie. Czemu pytasz?
- Robię wieczór panieński może wpadniesz?
- Jasne o której?
- Dwudziestej. Pasuje Ci?
- Tak. Będę punktualnie.
- Okej. Pa
- Pa!
Zapowiada się ciekawy wieczór.
Lekko będąc głodna skierowałam się do kuchni. Nie mam pojęcia co zjeść(!). Ze składników mogłam jedynie przygotować omleta oraz jakiś koktajl z owoców. Mam ochotę na porzeczkowy mój ulubiony. Wszystkie składniki przygotowywałam dosyć starannie, kiedy ktoś
wszedł do domu. Była to para naszych narzeczonych.
Isco skierował jak mniewam swoje kroki do łazienki biorąc dłuuuuuugą kąpiel. Dziwne zawsze tak robi kiedy ma doła. Po chwili dołączyła do mnie Ali.
- Hej. Co robisz?
- Omleta i koktajl, ale zrobiłam trochę za dużo. Zjesz ze mną?
- Jasne. A z czego omlet?
- No większości z jajek, sól, pieprz i woda.
- A nie dzięki zrezygnuję z omleta, ale koktajl z chęcią.- mówiła wymuszając uśmiech.
- Co się dzieje? - zapytałam, ponieważ wiedziałam, że zjada wszystko.
- Nic. A co ma się dziać?
- Widzę przecież. Mów - groziłam jej szpachelką, którą używałam do przewracania potrawy.
- Bo byłam dzisiaj u lekarza z Twoim bratem i ...
- I co?
- Od kilku dni mam mdłości i spóźnia mi się okres?
- Jesteś w ciąży? - spytałam z radością
- Nie no co Ty. Tez tak myślałam, ale lekarz stwierdził, że do zaawansowana grypa żołądkowa.
- Szkoda. Myślałam, że będę ciocią.
- Jeszcze będziesz. Muszę siedzieć jeszcze jutro w domu i przyjmować leki cztery razy w ciągu dnia.
- Będziesz na weselu?
- Jasne.
- To dobrze jak suknia?
- Gotowa.
- Okej. Proszę wypij- podałam jej szklankę z koktajlem. - Na zdrowie.
- Dzięki. - dodała i poszła do pokoju.
Nawet nie wiem kiedy minęło już tyle czasu. Została mi jeszcze godzina do wyjścia. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w jakieś wygodne ciuchy w końcu będziemy dzisiaj szaleć. Jeszcze chwile przed wyjściem poprawiłam swój wygląd i przeszłam się do sklepu po jakieś procenty. Kupiłam jakiegoś dobrego szampana i zawitałam na posesję Riri, ponieważ tam miała się odbyć impreza.
Od razu została mile przywitana i obdarowana jakimś szalem z piórkami i kieliszkiem szampana.
Wybijała już druga w nocy, a my wszystkie dziewczyny m.in. Ani, Cathy, Riri, Lisa, Ewa, Agata, Tugba, Sila, Jenny itd. plotkowałyśmy o wszystkim. Nie dało się ukryć, że każda z nas była już nietrzeźwa. Na szczęście Riri zorganizowała nam nocleg. Niektóre z nich wracały pieszo do domów. Nie wiadomo czy w ogóle dojdą.
Być tak szczęśliwym jak Ania. życie przynosi jej tylko sukcesy, pasję i rodzinę. Zazdroszczę jej tej całej cholernej miłości, uczucia i motywacji. Jakby każda z nas miała takie życie na pewno byłoby  o wiele lepiej. Już nie chodzi nawet o to, że jest bogata. Ona zasłużyła na to po latach ciężkiej pracy.


* Next Day *
Obudziło mnie krzątanie dziewczyn po domu i... no właśnie cholerny ból głowy! Ja się pytam dlaczego za każdym kieliszkiem więcej wypitch procentów ból głowy o level skacze.
Łapiąc się za głową wstałam z kanapy w salonie. Ja i tak zajęłam wygodą miejscówkę patrząc na inne dziewczyny. Cathy spała przy stole podpierając głowę ręką, a Lisa na puchatym dywanie. Nogi poprowadziły minie do kuchni gdzie urzędowała Ania. Przyrządzała nam jakieś śniadanko i tonę wody wraz z tabletkami i sokiem ze świeżych owoców.
- Kac morderca? - Spytała dosyć głośno przez działającą maszynę do soków.
- Nie krzycz. Proszę.
- Przepraszam. Riri się przebiera więc zajęłam się jedzeniem. Siadaj do stołu zaraz podam lekarstwa.
- Okej. Obudzę resztę.
Dziewczyny spały jak zabite. Niektóre wstały od razu kiedy im przekazałam, że już pora śniadania. Lecz dwa leniuchy czyli Ewa i Agata spały tak, że ni jak szło ich obudzić. Potrząsałam jedną, a ta tylko poruszała się i przewróciła na drugi bok. Szybkim krokiem powędrowałam do łazienki po wodę, którą wlałam do szklanki i chlusnęłam im obydwom w twarz.
- Tasha. Jezu, zimna!
- Bez tego Jezu. Wstawaj śniadanie jest.
- Idziemu już, idziemy.
Zasiadłam do stołu. Riri doniosła jakieś krzesła i zasiadłyśmy wszystkie obok siebie życząc smacznego. Ani przygotowała nam jakąś miksturkę na kaca. Wyglądem i smakiem odstraszała. Żadna z nas nie chciała tego spróbować. Więc szłyśmy kolejką zaczynając od twórcy tego oto ohydztwa. Kiedy przyszła moja kolej myślałam, że zwymiotuję.
Powoli zbierałam się do domu. Wraz ze mną szły Riri i Cathy. Obie ledwo co trzymały się na nogach. Ja jestem Polką więc mam łeb do picia.
Kilka minut później zawitałam do domu. Pierwsze co to wzięłam zimny prysznic. To jedyna rzec, która mnie otrząsa ze wszystkiego. Dzwoni telefon
- Tak?
- Tasha! Masz jakieś plany na dzisiaj? - Mario
- W zasadzie... idę wybrać sukienkę na wesele.
- A no to zaraz będę i pojedziemy razem. Hej.
No nie ma to jak szybka rozmowa bez zapytania mnie o zdanie.
Niecałe pół godziny później siedziałam już w samochodzie chłopaka. Nie mogliśmy przestać się śmiać opowiadają sobie na wzajem historie z obu wieczorów. Ponoć Lewy ( ten geniusz xd ) pomylił domy swój z sąsiedzkim. A że grali w butelkę ( kolejkową xd ) musiał ucałować pierwszą napotkaną kobietę w policzek przedstawić się i uciec. Miał pecha, ponieważ trafił na jakąś napaloną fankę, która goniła go przez jakiś czas.
Bez powodu podczas drogi zaczęliśmy śpiewać piosenkę ze smerfów. Wychodząc jak małe dzieci złapaliśmy się za ręce i skakaliśmy w rytm piosenki. Przechodnie patrzyli się na nas jak na idiotów. A szczególnie paparazzi.
- No to jutro będziemy na pierwszych stronach gazet. - westchnęłam
- Mówisz?
- Nom
- To może im pomożemy?
- Słucham? Co mas na myśli?

____________________________________________
Co się wydarzy? Pozostawiam wam to do wymysłów. Tym czasem czekam na jutrzejszy mecz na żywo *.* jaram się!
Jak się podoba? Niedługo wydarzy się coś ciekawego czego mało kto z was się spodziewa. :D

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 24

Uciekałam spory kawałek drogi przed tym łamagą. Zaraz za nami biegli chłopaki, którzy jak tylko zauważyli plac zabaw nie omieszkali się na nim pobawić. Kuba huśtał Mo, a Marco zjeżdżał na ślizgawce razem z Lewym. Ja biegłam za nimi na ten plac. Wbiegając do piachu nie zauważyłam wystającej belki i się o nią potknęłam co równało się z twarzą w piachu. Mario w tym samym miejscu się potknął i leżał na mnie.
- Chłopaki! Sandwich!. - Krzyczał Lewy, a zaraz na mnie leżał Mario, Marco, Lewy, Kuba, Mo i reszta.
- Złaźcie jeśli jeszcze chcecie mnie zobaczyć!
- Dobra chłopaki złaźcie! Ona ma jeszcze żyć. - wspomniała klubowa dziesiątka
Wstałam resztkami sił i otrząsałam się. Nie wspomnę już o nadmiarze piachu w moich włosach. Matko jak ja tego nienawidzę. Normalnie mam ochotę każdego z nich sypnąć piaskiem.
Szliśmy tak przez jakiś kawałek w ciszy. Cały czas wytrzepywałam swoje włosy. Chłopaki tylko mi dokuczali czochrając je jeszcze bardziej.
- Maz pamiętasz może koko? - zapytał nagle lewy
- Pytasz?! Mam to na telefonie!
- To puszczaj.
Zapuściłam piosenkę Euro 2012 z telefonu. Wraz z chłopakami naszymi polskimi śpiewaliśmy na cały głos.
- Koko euro spoko!
- Piłka leci chem wysoko!
- Wszyscy razem zaśpiewajmy!
- Naszym doping dajmy!
- No, no. Słyszałem tą piosenkę, ale tak jak ją ktoś teraz śpiewa to nie. - mówił ze śmiechem Moritz
- W ogóle na długo zostajesz?
- Że ja? - zapytałam. Pokiwali twierdząco głowami.
- Na razie na czas nieokreślony.
- Kłamiesz. - stwierdził Mario
- Nie. Na prawdę. Muszę tylko znaleźć pracę.
- Masz jakąś zapewnioną?
- Wiesz lewusku... Przyjaciółka mówiła, że mogę pracować jako trenerka zumby.
- Wyobrażam już to sobie.
- Ania Ci nie mówiła jak razem ćwiczyłyśmy?
- Wspominała. -dodał
- No to koniec tematu. Macie jutro trening?
- Niestety. Nom. Nie wspominaj nawet - dodawał każdy z nich oprócz Mario
- A ty Mario? Czemu nie marudzisz?
- Mam motywację. - odparł z uśmiechem na twarzy
- Jak motywacja ma na imię? - uwielbiam jak Marco dokucza przyjacielowi.
- W ogóle nie wiem o co Ci chodzi.
- Dobra, dobra. Nie męczę Cię
- Sorka chłopaki muszę już wracać. - odparłam
- Już?
- Tak.
- Czekaj jesteśmy sąsiadami idę z Tobą.
- Dziękuję. Pa do zobaczenia.
Przytuliłam każdego z nich. Ponad trzy niedźwiadki z większymi od Ciebie to masakra. Czujesz się jak dżem w rogalikach z ciasta francuskiego.
Powrót do domu z Lewym się strasznie dłuży! Ale pozytywnie. Cały czas się śmialiśmy. W końcu mogę pogadać z kimś w Niemczech po Polsku. Oczywiście mam brata z którym się porozumiewam w ojczystym języku tylko gdy nie ma w domu Ali. Trochę to nie fair wobec niej.
- Ej przypomniało mi się, że jest wolna posada na stanowisku fotografa w klubie.
- Więc?
- Możesz złożyć podanie. Zdjęcia raczej umiesz robić?
- Tak. To ja napiszę podanie i dam Ci. Mógłbyś to zostawić u niech w biurze?
- Pojedziesz ze mną.
- Mogę?
- Jasne.
- Oki to ja już wracam do domu. O której mam przyjść?
- Wpół do ósmej?
- O matko jak wcześnie. Będę na sto procent. Pa
- Pa
Wygląda, że sama będę w domu. Nie ma samochodu Isco i Alberty. Cała chata dla mnie! Czyli zaczynamy after party! Wyjęłam jakieś owoce, jogurt płatki i położyłam wszystko na stoliku przy altance i puściłam muzykę. Skoro być może niedługo rozpocznę pracę jako trenerka to trzeba przypomnieć sobie kilka choreografii. Obok mam Lewandowskich, a po drugiej stronie dom jest pusty więc mogę pod głośnić na maksa. Słuchałam akurat Rihanna Pour it up. Bo przypadek chciał, że zadzwonił telefon. Rozi
- Hej Tasha! Kiedy znów będziesz w Dortmundzie?
- Jestem.
- Słucham?
- No jestem w Dortmundzie!
- Jezu! I nic nie mówiłaś? Zaraz będę u Ciebie! Wyślij mi adres komórką. Pa!
Ja nawet nie zdążyłam się pożegnać a nawet nic powiedzieć. On a po prostu się od razu rozłączyła.
Niecałe dziesięć minut później przyjechała samochodem.
- Tasha! Kochana!
- Rozi jak ja się za Tobą stęskniłam!
- Ćwiczysz? Mogę dołączyć?
- Jasne. Chodź!
Najpierw trochę się porozciągałyśmy, później pogadałyśmy i przeszłyśmy do rzeczy. Próbowałyśmy przypomnieć sobie naszą starą choreografie. O dziwo udało się. Zmęczyłyśmy się do cna! Masakra. Uwielbiam w ogóle sport, ale nie wiem sama czemu się tak zmęczyłam. Opadając z sił zauważyłam, że ktoś nam się przygląda. Byli to dwaj przyjaciele.
- Chłopaki długo tu już tak stoicie?
- Przechodziliśmy. Mieliśmy iść do Lewego.
- I tak przypadkiem tu się zatrzymaliście? - dodała moja przyjaciółka
- A tak w ogóle to jest Kate. Kate Mario. Marco już znasz.
- Tak Hej. - podali sobie ręce.
- Boże Tasha już tak późno ja zaraz zaczynam trening. Spadam Pa! Do pracy przyjdź pojutrze.
- Pa. - pomachałam jej na pożegnanie. - Co tak patrzycie?
- Ja zwracam honor. Nie wiedziałem, że tak dobrze tańczysz. - dodał Mario.
- Oj uwierz ona umie.
- Co masz na myśli.
- Ej spóźnię się do Lewego. Wy chyba macie do pogadania. - pobiegł w stronę furtki.
Opadłam na ławkę przy oczku wodnym, a Mario zrobił to samo. Byłam zdyszana. Tak bardzo mi się chciało pić, a tak bardzo nie chce mi się iść.
- Wody?
- Jasne. Daj. - upiłam spory łyk z jego butelki - Masz butelkę przy sobie?
- Idąc zachciało mi się pić. - westchnął - Słuchaj przepraszam...
- Nie to ja zachowałam się jak samolub. To ja powinnam Cię przeprosić. Więc... Przepraszam
- Przyjaciele?
- Przyjaciele. - uścisnęliśmy dłonie.
- Więc
- Więc...
__________________________________
Przepraszam za krótki rozdział, ale dodałam go na szybko. Cały czas jestem zajęta.
A to nagrywanie, robienie okładki, opieka nad bratanicą i choroba przez którą jestem już uziemiona drugi tydzień! Masakraaa....
Postaram się dodać coś nowego i CIEKAWSZEGO niedługo. Oj dużo się wydarzy!
Teraz szykuję się do mojej imprezy urodzinowej. Niestety wszyscy się starzejemy XD
Pozdrawiam wszystkich czytających.