sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 27


  On jednak mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Gładził mnie po włosach jedną ręką, drugom cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że ucieknę. Ale nie zamierzałam tego zrobić. Miałam dość powstrzymywania się .Chciałam żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciałam być z nim tu i teraz. Chciałam go czuć, jego dotyk, jego oddech Teraz jestem w stu procentach pewna, że to jego części mi brakowało. Już nie ukryję faktu, że po prostu się zakochałam...

* Poranek *
Następny dzień, a ja wciąż nie mogę uwierzyć, że to się stało. Dziewczyna, która rzec można nie ma żadnych uczuć zakochała się. Właśnie zakochała, w kim? W sławnym piłkarzu. Mario Goetze. Bardziej on doprowadził do mojej skruchy miłosnej. Bardzo chciałabym aby budził mnie codziennie pocałunkiem w czoło, później trening i późniejsze układanie życia. Przytulania i spotkania, randki, wyjazdy.
          Tak bardzo wcześnie. Trzecia. Tak bardzo nie chce mi się. A w dodatku nie spalam. Wszystko byłoby w porządku, ale jedziemy na wesele do Lewandowskich. Puls jest taki, że moim partnerem jest Mario. Minęło tylko kilka godzin, a już tęsknie. Jakby wyczytał, że właśnie o nim myślę i wyświetlił mi się jego numer w telefonie. Jak on to robi. Włączyłam na głośnik szukając w szafie ubrań na kilka dni.
- Dzień Dobry. - rozbrzmiał głos
- Hej. Co tam?
- Ty też dopiero co wstałaś?
- Nie spałam nawet. Właśnie szykuję ciuchy na wyjazd.
- Jeszcze tego nie zrobiłaś? Pewnie później czegoś zapomnisz.
- Jakoś nie.
- Wpadniesz może do mnie na śniadanie?
- Niestety nie zdążę, ale obiecuję, że to nadrobię. -  mówiłam z uśmiechem na ustach.
- Czy mi się zdaję, czy ty w tym momencie się uśmiechnęłaś.
- Dobrze Ci się zdaje. - śmiałam się do lustra. - Dobra ja muszę się uszykować. Do zobaczenia w hotelu.
- Dopiero? Nie wytrzymam tak długo! - odparł zrezygnowany.
- Wytrzymasz do zobaczenia.
- Pa.
Dobra mam piętnaście minut na ogarnięcie się. Szybki prysznic, toaleta i makijaż. Szybko wybrałam jakieś wygodne ciuchy na podróż i wraz z walizką zawitałam do przyszłych rodziców na dół. Widać nie tylko ja byłam bardzo zalatana. Wszędzie ich było pełno. Raz w kuchni, a raz w ogrodzie. Ali zajmowała się przyrządzaniem jakiś kanapek na drogę. Przywitałam się z nią przytulańcem od tyłu.
- Hej jak się miewacie?
- Dobrze. Tylko nas nie zgnieć.
- Kiedy jedziemy? - zapytałam.
- Już, chwilka. Pakuję kanapki i możemy jechać.
- Okey. Idę ubrać buty.
Rzeczywiście zostało nam mało czasu. Mamy piętnaście minut na dojazd. Samochód zostawimy na prywatnym lotnisku kawałek dalej. Kurcze powrót na ziemie ojczyste. W pewnym sensie się cieszę, że choć trochę tam pobędę, ale z drugiej wolę jednak być w Dortmundzie. Jestem pewna, że już większa część Borussen jest w drodze albo co więcej już na miejscu.
Jakieś niecałe pół godziny później byłam już na pokładzie samolotu. Całe szczęście trzy miejsca. Ja mój brat i Ali. Co prawda czwórka, ale mniejsza. Wystartowaliśmy dosyć szybko. Na miejscu będziemy o jedenastej. Co o dziwo bardzo szybko. Wyglądałam za malutkiego okienka i spoglądałam na świat z góry. Po chwili dostałam sms-a od mojego fotografa Robsona.
" Uważaj, na lotnisku czyha wiele paparazzi. To dzięki mojej sesji na Ciebie czekają. :D"
" Skąd wiedzą, że ja tam będę? "
" Masz znajomych piłkarzy,a Lewandowscy mają wesele... "
" Okey dzięki "
Wychodzi na to, że też jest w końcu w Polsce w Warszawie. To tam ukazała się sesja z moim udziałem. Już wcześniej twierdziłam, że mam ich dosyć na wszystkie lata przez ostatnie ploteczki o mnie i Mario. Chociaż teraz nie mam co się nimi przejmować. :)
Za pół godziny lądowanie. Wychodzi na to, że przespałam większość lotu. Jestem wyspana! Cały czas burczy mi w brzuchu nic nie jadłam od dobrych paru godzin! Nieprzyjemne uczucie. Na Facebooku opublikowałam status w końcu na ziemi ;D. Że mieliśmy miejsca praktycznie na samym końcu wyszliśmy ostatni. Na razie zero paparazzi.
Odebrałam swój bagaż z bagażami brata i bratowej. Ile oni tego tam wzięli?! Ja wzięłam tylko kilka praktycznych rzeczy. Teraz czekanie na wiecznie spóźniające się taksówki pod lotniskiem. W środku stolicy! W tym czasie zasięgłam do barku po sok i  udałam się w kierunku idących do taksówki narzeczeństwa. Po drodze tak jak mówił Rob byli paparazzi. Uśmiechnęłam się do nich i poszłam dalej.
Chwilę później byłam już w hotelu wynajętym przez organizatorów wesela, Lewandowskich. piękny i drogi. Nie mam co narzekać mamy zapewniony cało dobową łazienkę w każdym pokoju i bufet. Poczłapałam się z towarzyszami do recepcji i zameldowałam. Mam osobny pokój. W końcu prywatność! Na dodatek piętro wyżej. Pokój 101. Wyszukałam pokoik i wtargałam walizki do środka. Piękny, nowoczesny. Nie ma na co czekać. Wyjęłam z zapinanego woreczka sukienkę i zawiesiłam ją na wieszaku w szafie. Wzięłam szybki prysznic i nabalsamowałam ciało. Kompletnie brakowało mi pomysłu na makijaż. Zdecydowałam ściągnąć styl gwiazdy. Kim Kardashian. Związałam włosy w kitkę i je nabłyszczyłam lakierem. Lekki makijaż i gotowe. Niby wydaje się, że tot tak łatwo a tym czasem jest godzin 13! Za pół godziny muszę być pod kościołem razem razem z Goetze, którego nadal nie ma! W tym momencie rozeszło się szarpnięcie drzwi od pokoju. Wpadł zdyszany Goetze.
- Tasha! Przepraszam! Szukałem twojego pokoju i... - nie dokończył. Czyżby oniemiał widząc mnie na szpilkach, w krótkiej sukience oraz uśmiechem. Tak to właśnie to.
- Nie wiem co powiedzieć... Wyglądasz pięknie.
- Dziękuję Ty też. Czekaj. - poprawiłam mu fryzurę, którą zniszczył przez tą chwilę.
- Teraz ja Ci dziękuję. Mam coś dla Ciebie. - wyjął z kieszeni bransoletkę i założył mi na rękę. - Też mam taki znaczek to przypięcia jak Twoja ozdoba. - rozwaliło mnie to jak próbował sobie przypiąć. Zabrałam mu to z ręki i przypięłam.
- Specjalnie to zrobiłeś? - zapytałam wychodząc wraz z nim z pokoju.
- Nie, skąd. - dodał z cwaniackim uśmiechem - Samochód wypożyczyłem. Później przywiezie na miejsce nas kierowca. Teraz ja prowadzę.
- Mam się bać?
Nic nie odpowiedział. Na dworze czekało już czarne audi, do którego po chwili zawitaliśmy wraz z Marco, jak że się okazało, że jeszcze jedzie on oraz Leo. Kawałek drogi był, zostało nam dwadzieścia minut. Najdłużej było na światłach jedno było tak długie, że nagłośniłam muzykę w radiu. Patrzyłam po chwili w szybę gdy poczułam dotyk na swojej dłoni.
To moje zauroczenie złapało moją rękę po czym ja po chwili je splotłam. Spojrzeliśmy sobie w oczy tak jakby mnie zapytał czy pozwolę mu się zbliżyć. Moja odpowiedź była oczywista samą reakcją. Widziałam również w lusterku reakcję Marco i Leo. Mario najwidoczniej też, ponieważ jak tylko światło się zmieniło ruszył z kopyta, a chłopaki aż podskoczyli.
Wraz z okazaniem zaproszenia ochroniarze wpuścili nas do kościoła. W czasie rozbrzmienia muzyki w stronę ołtarza ruszyła Ania wraz z swoim ojcem w przepięknej sukni. Wzrokiem próbowałam obczaić gdzie jest mój brat, ale za dużo ludzi było obecnych podczas ceremonii. Lekko poleciały mi łzy kiedy słuchałam napisanej własnoręcznie przysięgi.
Wszyscy wyszli z kościoła po czym składaliśmy życzenia i dawaliśmy drobne upominki, ponieważ państwo Lewandowscy nie życzyli sobie drogich prezentów, a już w ogóle jakichkolwiek prezentów.
Wszyscy pojechaliśmy pod miejsce zabawy. Piękny dworek. Nawet nie wiem jak Mario złapał mnie za rękę kiedy szliśmy na salę przywitać młodą parę.
Skoro to wesele to cza si bawić! Wypiliśmy kilka kieliszków polskiej wódki. Nie mogłam patrzeć na ich minę widząc jak to próbują wypić. Na szczęście siedziałam obok Mario, Marco, Micha z Riri. Przetańczyłam przeróżne piosenki chyba z każdym z klubu. Mój boże nogi będą boleć. Już czuję ten ból
Przyszedł czas na oczepiny. Nie wiem czy to było zaplanowane, ale złapałam welon, a Mario muszkę. Jak przyszło na jeszcze nowszą parę musieliśmy zatańczyć zwariowane tańce, co więcej w workach po kartoflach. Nie chcem sobie wyobrażać jak komicznie musiało to wyglądać. Przyszedł też czas na pocałunek. Byłam już po kilku głębszych więc nie miałam skrupułów. Zrobiłam to, a on odwzajemnił. To nie była tylko zabawa to było coś więcej. Czy to oznacza, że łączy nas więcej niż przyjaźń?



_________________________________________________
Po dłuższym braku weny jakoś dałam radę ;D. Mam nadzieję, że się podoba jak myślicie co będzie dalej.
Kompletnie nie wiem jak się podpisać pod tym postem więc liczę na was c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz