piątek, 10 października 2014

Rozdział 25

- Przyjaciele?
- Przyjaciele. - uścisnęliśmy dłonie.
- Więc
- Więc...
- Wybierasz się na wesele Lewego?- zapytał
- Wiesz... szczerze jakoś nie mam ochoty, ale przyjaźnię się z Anią i Robem więc idę.- dodałam zx westchnieniem
- Sama?
- Yhym
- To chodź ze mną - uśmiechnął się - jak się nudzić to razem. - zamilkłam
- Albo na odwrót - dodał po chwili
- Mam traktować to jako zaproszenie?
- Tak.
- Okey.
- Dobra ja się zmywam do chłopaków. - dodał wstając
- Impreza?
- Wieczór Lewego.
- Melanż?
- Jeszcze pytasz? Do zoba pojutrze. Przygotuj się na zabawę.
- Pa!
O matko. Zapomniałam, że pojutrze mamy wesele Lewandowskich, a na dodatek pojutrze miałam zaczynać pracę. Nie wiem co wybrać przyjęcie i dobrą zabawę czy pierwszy dzień do zaprezentowania się w pracy. Trzeba będzie się dogadać z Kate. Mam nadzieję, że zrozumie.
Ta cisza, która panuje w domu jest przytłaczająca. jedyny dźwięk, który można dosłyszeć to szum wiatru oraz ptaki i wodę. Było potwornie gorąco za początku dnia lecz później było strasznie zimno.
Leżałam na kanapie w salonie i wbiłam wzrok w wodę za oknem.
Rozproszył mnie dzwoniący telefon. Zawsze odbieram telefon dopiero po kilku sekundach aby wsłuchać dzwonka. Często później za to mi się obrywało. Dzwoniła Anna.
- Hej Aniu. -
- Cześć kochana.
- Coś się stało, że dzwonisz?
- Od razu, że coś się stało. Mam pytanie.
- Hymm...
- Robisz coś wieczorem? - dodała
- Nie. Czemu pytasz?
- Robię wieczór panieński może wpadniesz?
- Jasne o której?
- Dwudziestej. Pasuje Ci?
- Tak. Będę punktualnie.
- Okej. Pa
- Pa!
Zapowiada się ciekawy wieczór.
Lekko będąc głodna skierowałam się do kuchni. Nie mam pojęcia co zjeść(!). Ze składników mogłam jedynie przygotować omleta oraz jakiś koktajl z owoców. Mam ochotę na porzeczkowy mój ulubiony. Wszystkie składniki przygotowywałam dosyć starannie, kiedy ktoś
wszedł do domu. Była to para naszych narzeczonych.
Isco skierował jak mniewam swoje kroki do łazienki biorąc dłuuuuuugą kąpiel. Dziwne zawsze tak robi kiedy ma doła. Po chwili dołączyła do mnie Ali.
- Hej. Co robisz?
- Omleta i koktajl, ale zrobiłam trochę za dużo. Zjesz ze mną?
- Jasne. A z czego omlet?
- No większości z jajek, sól, pieprz i woda.
- A nie dzięki zrezygnuję z omleta, ale koktajl z chęcią.- mówiła wymuszając uśmiech.
- Co się dzieje? - zapytałam, ponieważ wiedziałam, że zjada wszystko.
- Nic. A co ma się dziać?
- Widzę przecież. Mów - groziłam jej szpachelką, którą używałam do przewracania potrawy.
- Bo byłam dzisiaj u lekarza z Twoim bratem i ...
- I co?
- Od kilku dni mam mdłości i spóźnia mi się okres?
- Jesteś w ciąży? - spytałam z radością
- Nie no co Ty. Tez tak myślałam, ale lekarz stwierdził, że do zaawansowana grypa żołądkowa.
- Szkoda. Myślałam, że będę ciocią.
- Jeszcze będziesz. Muszę siedzieć jeszcze jutro w domu i przyjmować leki cztery razy w ciągu dnia.
- Będziesz na weselu?
- Jasne.
- To dobrze jak suknia?
- Gotowa.
- Okej. Proszę wypij- podałam jej szklankę z koktajlem. - Na zdrowie.
- Dzięki. - dodała i poszła do pokoju.
Nawet nie wiem kiedy minęło już tyle czasu. Została mi jeszcze godzina do wyjścia. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w jakieś wygodne ciuchy w końcu będziemy dzisiaj szaleć. Jeszcze chwile przed wyjściem poprawiłam swój wygląd i przeszłam się do sklepu po jakieś procenty. Kupiłam jakiegoś dobrego szampana i zawitałam na posesję Riri, ponieważ tam miała się odbyć impreza.
Od razu została mile przywitana i obdarowana jakimś szalem z piórkami i kieliszkiem szampana.
Wybijała już druga w nocy, a my wszystkie dziewczyny m.in. Ani, Cathy, Riri, Lisa, Ewa, Agata, Tugba, Sila, Jenny itd. plotkowałyśmy o wszystkim. Nie dało się ukryć, że każda z nas była już nietrzeźwa. Na szczęście Riri zorganizowała nam nocleg. Niektóre z nich wracały pieszo do domów. Nie wiadomo czy w ogóle dojdą.
Być tak szczęśliwym jak Ania. życie przynosi jej tylko sukcesy, pasję i rodzinę. Zazdroszczę jej tej całej cholernej miłości, uczucia i motywacji. Jakby każda z nas miała takie życie na pewno byłoby  o wiele lepiej. Już nie chodzi nawet o to, że jest bogata. Ona zasłużyła na to po latach ciężkiej pracy.


* Next Day *
Obudziło mnie krzątanie dziewczyn po domu i... no właśnie cholerny ból głowy! Ja się pytam dlaczego za każdym kieliszkiem więcej wypitch procentów ból głowy o level skacze.
Łapiąc się za głową wstałam z kanapy w salonie. Ja i tak zajęłam wygodą miejscówkę patrząc na inne dziewczyny. Cathy spała przy stole podpierając głowę ręką, a Lisa na puchatym dywanie. Nogi poprowadziły minie do kuchni gdzie urzędowała Ania. Przyrządzała nam jakieś śniadanko i tonę wody wraz z tabletkami i sokiem ze świeżych owoców.
- Kac morderca? - Spytała dosyć głośno przez działającą maszynę do soków.
- Nie krzycz. Proszę.
- Przepraszam. Riri się przebiera więc zajęłam się jedzeniem. Siadaj do stołu zaraz podam lekarstwa.
- Okej. Obudzę resztę.
Dziewczyny spały jak zabite. Niektóre wstały od razu kiedy im przekazałam, że już pora śniadania. Lecz dwa leniuchy czyli Ewa i Agata spały tak, że ni jak szło ich obudzić. Potrząsałam jedną, a ta tylko poruszała się i przewróciła na drugi bok. Szybkim krokiem powędrowałam do łazienki po wodę, którą wlałam do szklanki i chlusnęłam im obydwom w twarz.
- Tasha. Jezu, zimna!
- Bez tego Jezu. Wstawaj śniadanie jest.
- Idziemu już, idziemy.
Zasiadłam do stołu. Riri doniosła jakieś krzesła i zasiadłyśmy wszystkie obok siebie życząc smacznego. Ani przygotowała nam jakąś miksturkę na kaca. Wyglądem i smakiem odstraszała. Żadna z nas nie chciała tego spróbować. Więc szłyśmy kolejką zaczynając od twórcy tego oto ohydztwa. Kiedy przyszła moja kolej myślałam, że zwymiotuję.
Powoli zbierałam się do domu. Wraz ze mną szły Riri i Cathy. Obie ledwo co trzymały się na nogach. Ja jestem Polką więc mam łeb do picia.
Kilka minut później zawitałam do domu. Pierwsze co to wzięłam zimny prysznic. To jedyna rzec, która mnie otrząsa ze wszystkiego. Dzwoni telefon
- Tak?
- Tasha! Masz jakieś plany na dzisiaj? - Mario
- W zasadzie... idę wybrać sukienkę na wesele.
- A no to zaraz będę i pojedziemy razem. Hej.
No nie ma to jak szybka rozmowa bez zapytania mnie o zdanie.
Niecałe pół godziny później siedziałam już w samochodzie chłopaka. Nie mogliśmy przestać się śmiać opowiadają sobie na wzajem historie z obu wieczorów. Ponoć Lewy ( ten geniusz xd ) pomylił domy swój z sąsiedzkim. A że grali w butelkę ( kolejkową xd ) musiał ucałować pierwszą napotkaną kobietę w policzek przedstawić się i uciec. Miał pecha, ponieważ trafił na jakąś napaloną fankę, która goniła go przez jakiś czas.
Bez powodu podczas drogi zaczęliśmy śpiewać piosenkę ze smerfów. Wychodząc jak małe dzieci złapaliśmy się za ręce i skakaliśmy w rytm piosenki. Przechodnie patrzyli się na nas jak na idiotów. A szczególnie paparazzi.
- No to jutro będziemy na pierwszych stronach gazet. - westchnęłam
- Mówisz?
- Nom
- To może im pomożemy?
- Słucham? Co mas na myśli?

____________________________________________
Co się wydarzy? Pozostawiam wam to do wymysłów. Tym czasem czekam na jutrzejszy mecz na żywo *.* jaram się!
Jak się podoba? Niedługo wydarzy się coś ciekawego czego mało kto z was się spodziewa. :D

2 komentarze:

  1. Pocałuje ją, pocałuje ją!!
    Rozdział świetny, fajnie że się pogodzili<3
    Wieczory panieńskie i kawalerskie zawsze spoko :)
    No tak, teraz to mnke strasznie zaciekawiłaś. No bo co się wydarzy? Mogę tutaj tylko wyobrażać, ale mam milion pomysłów. Tak więc zobaczymy;)
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział ;*
    O tak, ja też jaram się meczem<3
    Pozdrawiam i życzę weny ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ze w ogóle nie komentuje, ale przeważnie czytam na telefonie:(
    ale rozdziały cudne <3 teraz co się stanie... jejku, tyle pomysłów XD
    trzeba czekać na następny :/
    weny, duuuużo weny <3!
    zapraszam do mnie:)
    http://mercedesycristiano.blogspot.com/2014/10/rozdzia-viii-apel-zdesperowanej-autorki.html#comments

    OdpowiedzUsuń